Ta grupa zawodowa jest postrzegana jako nowoczesny samorząd. To może się jednak radykalnie zmienić. Po 1 lipca nieprzemyślane wpisy w internecie będą im grozić dyscyplinarką.
Radcom prawnym trudniej będzie funkcjonować w sieci. Ograniczenia wprowadza nowy kodeks etyki i jego art. 35. W jego myśl radca prawny może informować o wykonywaniu zawodu, pozyskiwać klientów oraz wykonywać czynności zawodowe drogą elektroniczną. Przy tym jednak przestrzegać musi szeregu warunków (patrz: grafika), w tym korzystać „z form aktywności dostępnych drogą elektroniczną w sposób gwarantujący oddzielenie wykonywania zawodu od swoich prywatnych przekonań, poglądów, postaw i działań oraz innej działalności zawodowej”.
Milczenie jest złotem
Przepis budzi wśród samych radców zdumienie. Dziś na Facebooku czy Twitterze funkcjonuje przecież wielu prawników, którzy na bieżąco komentują rzeczywistość i siłą rzeczy wydają prywatne osądy. Komentatorzy nie widzą powodu, dlaczego miałoby się to zmienić.
– Na Twitterze działam dość aktywnie. Przez ten przepis na pewno jednak zlikwiduję swoje konto, żeby nie narażać się na odpowiedzialność. Nie mam czasu na analizowanie, czy moja wypowiedź jest bardziej ze sfery prywatnej, czy zawodowej. Nie będę więc ryzykować – mówi radca prawny Adrian Goska.
– Twitter jest medium, gdzie przenikają się strefa prywatna i publiczna, zawodowa – wtóruje radca prawny Jakub Stempski.
On również jest aktywny w sieci. Nie wie jednak jeszcze, jaką decyzję podejmie w związku z nowymi przepisami.
– Opcji jest kilka: zmiana formy, w jakiej występuję na TT, poprzez założenie konta anonimowego, podział profilu na prywatny i służbowy, stworzenie zamkniętej grupy osób, z którymi będę się komunikował, albo po prostu wykasowanie konta. Ta uchwała zdecydowanie utrudni radcom prawnym funkcjonowanie w internecie – przyznaje mec. Stempski, oceniając nowe zasady jako niefortunne.
– Moje prywatne poglądy nie mają wpływu na to, jak prowadzę sprawy klientów. W dotychczasowej karierze nie spotkałem się z tym, żeby komukolwiek przeszkadzało komentowanie przeze mnie wydarzeń i tematów publicznych – zaznacza.
Dodatkowe obostrzenia
Mało tego: radców – tak jak i dziś – wiązać będzie generalny przepis, w myśl którego powinni dbać o godność zawodu nie tylko przy wykonywaniu czynności zawodowych, ale również w działalności publicznej i w życiu prywatnym.
– Nie potrzeba więc nas napominać, abyśmy na TT nie wypowiadali się nieetycznie. To natomiast, że wypowiadamy się na tematy bieżące: polityczne czy inne, nie powinno mieć znaczenia. Cały czas zachowywać mamy się bowiem zgodnie z zasadami etyki – podkreśla mec. Goska.
Radca prawny Włodzimierz Chróścik, dziekan warszawskiej izby radców prawnych, próbuje szukać uzasadnienia dla kontrowersyjnych zapisów. Jak mówi, gwałtowny rozwój mediów społecznościowych powoduje, że kwestia korzystania z nich przez profesjonalnych prawników nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać. Zaraz jednak dodaje, że nie można wymagać, aby radcowie prawni w sferze prywatnej całkowicie odcięli się od życia zawodowego.
– Do tego doprowadziłoby zaś literalne stosowanie przepisów kodeksu etyki. Zgodnie z nimi radca prawny w żadnym miejscu na prywatnym koncie nie mógłby bowiem ujawnić, jaki zawód wykonuje, a w wielu przypadkach również, gdzie pracuje – zauważa dziekan Chróścik.
– Zgodnie z kodeksem etyki informowaniem o wykonywaniu zawodu jest bowiem inicjowane przez radcę prawnego działanie niestanowiące bezpośredniej propozycji zawarcia umowy z konkretnym klientem, bez względu na jego formę, treść i środki techniczne – dodaje.
Biznes nie dotrze
W jego ocenie zakaz ujawniania informacji o wykonywanym zawodzie może powodować, że na portalach społecznościowych ukierunkowanych na pracę i karierę – np. LinkedIn czy GoldenLine – radcowie nie będą mogli wskazywać swojego doświadczenia zawodowego ani kwalifikacji.
– A to by oznaczało ich całkowite wyeliminowanie z tych portali. Byłoby to szczególnie dotkliwe dla radców prawnych wykonujących zawód w spółkach oraz na podstawie umowy o pracę. Ci prowadzący kancelarie mogliby informować o swojej działalności, tworząc profile tych kancelarii – tłumaczy mec. Chróścik.
– Wykorzystuję GoldenLine czy LinkedIn jako sposób informowania o swoich usługach. W pierwszym znalazły się np. opinie klientów na temat mojej pracy. A zgodnie z nowym kodeksem mogą mnie one narazić na odpowiedzialność dyscyplinarną – przyznaje Jakub Stempski.
Nic więc dziwnego, że część środowiska twierdzi, że nowe regulacje godzą w ustawę zasadniczą. – Ten przepis odbieram jako ograniczenie wolności obywatelskiej. Jest on niezgodny z konstytucją – twierdzi mec. Goska.
Dla Jakuba Stempskiego jest oczywistością, że każdy ma jakieś poglądy na sprawy publiczne. – Oczekiwanie, że radcowie prawni nie będą się wypowiadali, a jeśli już, to jedynie „sterylnie”, np. na zamkniętych forach, jest nie na miejscu – mówi.
– Tym fragmentem uchwały cofamy się o dobre parę lat. Liczę jednak na zdrowy rozsądek władz; na to, że ktoś zrozumie, że wprowadzanie tak szerokiego ograniczenia w zakresie funkcjonowania radców w internecie nie ma uzasadnienia – komentuje.
Jednak jak mówi Zbigniew Pawlak, wiceprezes Krajowej Rady Radców Prawnych, omawiany przepis nie wyklucza podejmowania przez radcę aktywności internetowej (np. w portalach społecznościowych), a jedynie wymaga od niego, aby nie łączył jej z informowaniem o działalności zawodowej i nie wykorzystywał do pozyskiwania klientów.
– Oczywiście, czym innym jest udział w dyskusji internetowej, w której uczestnik przedstawia się z imienia i nazwiska oraz wskazuje swój zawód, a zupełnie czym innym, jeśli poza tymi danymi zachęca do korzystania z jego usług, podnosząc przy tym swoje poglądy i doświadczenie w rozwiązywaniu podobnych spraw – wskazuje.
W jego ocenie w pierwszym przypadku nie mamy do czynienia z informacją o wykonywaniu zawodu, a jedynie o statusie zawodowym dyskutanta.
– W drugim następuje wyraźne „materii pomieszanie”, które może nosić znamiona niedozwolonej reklamy – podkreśla prezes Pawlak.
Życie jest silniejsze niż niemożliwe do wykonania zakazy
Andrzej Michałowski adwokat z kancelarii Michałowski Stefański
Znam ludzi, którzy mają dwa telefony i odrębne adresy mailowe. Służbowy i prywatny. Sam mam takie. Informację o tym, jak wykonuję zawód, zamieszczam na stronie internetowej kancelarii. W dyskusjach, w tym prywatnych, uczestniczę na Facebooku. Czy ktokolwiek jest to w stanie rozsądnie wyodrębnić? Facebookowi prywatni znajomi otrzymują przecież powiadomienia o problemach izby adwokackiej, a znajomi adwokaci i radcy prawni o osiągnięciach dzieci szkolnych przyjaciół. Bo maszyny nie rozróżniają niuansów. To jest cena łatwości dostępu do danych o nas, pozostawionych świadomie albo nieświadomie w sieci.
Duża część klientów pojawia się u konkretnych prawników dlatego, że zetknęła się z nimi towarzysko – na otwarciu nowej restauracji albo na kolacji u znajomych. Albo dlatego, że słyszała, o czym mówią zaproszeni do telewizji śniadaniowej, albo wyczytała, o czym dyskutują w sieci. Widocznie ci prawnicy przekonali klientów do siebie nie informacjami o doświadczeniu zawodowym, nie tylko garniturem, ale być może wspólnym poglądem na jakąś niezawodową okoliczność, co bardziej wzbudziło zaufanie niż standardowe przesłanki. Jeżeli nie zobowiązujemy nikogo, kto występuje w telewizji, do ukrywania, że jest adwokatem lub radcą prawnym, a dyskutuje o polityce lub moralności, to dlaczego mamy go ograniczać w elektronicznym świecie?
Nakaz wyodrębniania informacji zawodowych i prywatnych, aksjologicznie słuszny, będzie nieskuteczny. Jak każda regulacja, której nie da się zastosować, zostanie uchylona przez desuetudo. Życie jest silniejsze niż niemożliwe do wykonania zakazy.