Warszawscy sędziowie dostali polecenie, aby raz w tygodniu sądzić w godzinach popołudniowych. Jednak nie zamierzają się do niego zastosować. Uważają, że to naruszenie ich niezawisłości
„W sytuacjach, kiedy biegli sądowi z uwagi na zobowiązania zawodowe, nie są w stanie osobiście stawić się w sądzie w godzinach 08:00 – 16:00 polecam Państwu wyznaczanie terminów rozpraw w poniedziałki w godzinach 16:00 – 18:00 (...)” – pismo takiej treści otrzymali wszyscy sędziowie z okręgu warszawskiego. Jego autorem jest prezes Sądu Okręgowego w Warszawie, a jego sporządzenie podyktowane było koniecznością zapewnienia sprawnej współpracy pomiędzy sądami a biegłymi.
Fragment mówiący o sztywnych terminach wyznaczania rozpraw wywołał jednak opór w środowisku warszawskich sędziów. Nie spodobało im się użyte w piśmie sformułowanie „polecam Państwu”.
– Prezesowi absolutnie nie przysługują uprawnienia do formułowania tego typu bezwzględnych poleceń. Już nawet Sąd Najwyższy stwierdził, że zarządzenia nadzorcze to jedynie zalecenia, a takowe nie mogą być formułowane w sposób kategoryczny – uważa Łukasz Piebiak, sędzia Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy.
Zaznacza, że decyzje sędziów o wyznaczaniu rozpraw mają charakter judykacyjny, a więc należą do sfery objętej sędziowską niezawisłością. A w tę strefę zarządzenia nadzorcze wkraczać nie mogą.
Skuteczniejsze sposoby
Łukasz Piebiak deklaruje jednak, że jeżeli okaże się, iż pismo prezesa nie zawiera polecenia, a jedynie prośbę, to sędziowie rozważą ją i zastanowią się, czy takie kroki rzeczywiście usprawnią współpracę z biegłymi.
– Jednak większość sędziów tym zarządzeniem się nie przejmie. A to dlatego, że oceniamy je jako chybiony pomysł – zastrzega Piebiak.
Tłumaczy, że biegli mają różne obowiązki zawodowe, których nie wykonują w sztywnych godzinach od 8 do 16.
– Dla przykładu – dobry lekarz pracuje na kilku etatach, więc dla niego to, że rozprawa odbędzie się w godzinach popołudniowych, nie jest żadnym ułatwieniem – twierdzi Piebiak.
Podobnie ocenia polecenie prezesa Barbara Zawisza, sędzia dla Warszawy Pragi-Północ.
– A co będzie, jeżeli biegłemu będą bardziej pasowały godziny popołudniowe we wtorek? Takie sztywne narzucanie terminów rozpraw uważam za mało racjonalne – przekonuje.
Sędzia Henryk Walczewski, sędzia Sądu Rejonowego Kraków-Śródmieście potwierdza, że zdarzają się osoby, którym trudno jest dotrzeć na rozprawy przed godz. 15.
– To wypadki bardzo rzadkie, przyczyną może być też podróż z odległej miejscowości. Co do takich osób można jednak mieć wątpliwości, czy powinny pełnić funkcję biegłych. Jest przecież oczywiste, że do powinności biegłego należy stawiennictwo na rozprawie – tłumaczy sędzia Walczewski.
Sędziowie wskazują też, że są skuteczniejsze sposoby ułatwienia biegłym stawiennictwa: choćby nawiązanie współpracy z konkretnym biegłym i ustalenie, jaki termin (spośród kilku wskazanych przez sędziego) najbardziej mu pasuje.
– Mam przecież telefony, e-maile. My to cały czas robimy i to zdaje egzamin – deklaruje Łukasz Piebiak.
Z kolei sędzia Zawisza zaznacza, że to na barkach sędziego spoczywa obowiązek zadbania o to, aby biegły do niego dotarł. Prezes sądu, wydając zalecenia, nie może go w tym wyręczać.
Urzędowe dyżury
Pismo warszawskiego prezesa wywołało szerszą dyskusję na temat tego, czy wszystkie sądy w Polsce nie powinny raz w tygodniu pracować – tak jak urzędy – w godzinach popołudniowych. I to nie tylko ze względu na wygodę biegłych, lecz także zwykłych uczestników, którzy muszą stawić się w sądzie np. w charakterze świadka. Sędzia Walczewski przypomina, że przed laty w sądach krakowskich lansowano rozprawy w godzinach popołudniowych, ale bez sukcesu.
– To kontrowersyjny temat. Trzeba bowiem pamiętać, że wiąże się to z przeorganizowaniem pracy wszystkich osób zatrudnionych w sądzie. To nie jest przecież tak, że sędzia sobie raz w tygodniu posądzi dłużej. Razem z nim musi przyjść do pracy sekretariat, obsługa techniczna, ochrona – wylicza Walczewski.
Wskazuje też, że u niego w sądzie już obecnie jest jeden dzień, w którym sekretariaty pełnią dyżury: właśnie w poniedziałki do godz. 18.
– W tym czasie strony mogą przyjść, przejrzeć akta, porobić kopie dokumentów, dowiedzieć się o terminach rozpraw – tłumaczy sędzia.
Zaznacza jednak, że zainteresowanie tymi dyżurami jest raczej nikłe: są dni, kiedy nie skorzysta z nich nikt.