Historia zatoczyła koło. A Jacek Dubois, który tak jak przed laty jego ojciec Maciej, został sędzią Trybunału Stanu, w ciągu kilku lat przebył drogę z adwokackiego piekła do nieba.
Jest nie tylko adwokatem, ale też publicystą i pisarzem. W tej ostatniej roli planuje napisać scenariusz do filmu o prawnikach, prawie, sprawiedliwości, czyli o tym wszystkim, czym żyje właściwie od dziecka. Ojciec, mecenas Maciej Dubois, był m.in. obrońcą w procesach politycznych z okresu stanu wojennego. Przez ich dom przewijali się najwybitniejsi prawnicy epoki. – Ojciec jest z pokolenia, dla którego prawo było powołaniem. Jego charyzma i miłość do pracy sprawiły, że już jako nastolatek zapragnąłem zostać prawnikiem – mówi nam Jacek Dubois.
Marzenie spełniło się w 1986 r., gdy dostał się na aplikację. Tam trafił pod skrzydła mec. Ewy Milewskiej-Celińskiej. – Od razu zapowiadał się na świetnego prawnika. Stanowi połączenie uroku, mądrości, taktu i powściągliwości. Mogłam się spodziewać dla niego każdego zaszczytnego stanowiska – komentuje mec. Milewska-Celińska, obrończyni KOR-owców z 1976 r.
Koniec aplikacji zbiegł się z końcem komunizmu. Procesy polityczne odchodzą w niepamięć, za to z lamusa wyciągnięte zostaje pełne luk prawo gospodarcze. Rodzi się wolny rynek, pojawiają się wielkie inwestycje. – A w Warszawie zaczynają powstawać kancelarie przypominające te z amerykańskich filmów. Bez porównania z zespołami adwokackimi, gdzie przychodzili opozycjoniści, rozwodnicy i złodzieje, i to całe towarzystwo kręciło się jak w ulu – tak wspomina początki swojego pięcioletniego romansu z prawem gospodarczym mec. Dubois.
Jednak jego prawdziwym żywiołem jest sala sądowa, dlatego w końcu uznaje, że czas wrócić do marzeń z dzieciństwa. Ciągle żyje jednak w cieniu ojca. Zdarza się tak, że gdy sprawę z powodzeniem prowadzi Jacek, dziennikarze z rozpędu po komentarz dzwonią do Macieja.
– Momentem przełomowym był jeden z procesów związanych ze zorganizowaną przestępczością, w którym występowaliśmy razem. Przemawialiśmy po sobie i w relacji prasowej z mojego wystąpienia były trzy cytaty, a z ojca dwa – śmieje się adwokat.
Prowadził wiele głośnych spraw karnych. Często reprezentował polityków (głównie PO). Ale jego kariera ma nie tylko blaski. W 2005 r., po 19 latach aktywności zawodowej, Jacek Dubois sam zasiadł na ławie oskarżonych z zarzutami utrudniania śledztwa przeciwko gangsterom (miał uzgadniać z nimi linię obrony, zanim formalnie został ich adwokatem). W 2011 r. został prawomocnie uniewinniony. – To doświadczenie pozwoliło mi spojrzeć na salę sądową z innego miejsca, było lekcją pokory i wrażliwości – przyznaje Dubois. Jednocześnie pół żartem, pół serio dorzuca, że jadał w tamtym czasie dobrze jak nigdy, bo zaproszenia na kolacje od prawników chcących wyrazić z nim solidarność miał na kilka tygodni naprzód. – Ale gdyby to przeżywał nikomu nieznany 25–26 latek, z powodu traumy mógłby strzelić sobie w głowę, bo w takim momencie świat się zatrzymuje. Na szczęście nikt z mojego otoczenia nie wierzył w moją winę – mówi mec. Dubois.
Za najtrudniejszą sprawę, w jakiej brał udział, uznaje jednak proces zabójców z Kredyt Banku. Występował w nim jako oskarżyciel posiłkowy.– W pewnym momencie przestałem wytrzymywać rzeczywistość. Okrucieństwo i bezmyślność była tak skondensowana, że nie radziłem sobie z emocjami – mówi prawnik. Paradoksalnie, skutkiem ubocznym tamtych przeżyć była seria znakomitych książek z bajkami i opowiadaniami dla dzieci. – Po oglądaniu taśm z wizji lokalnej musiałem to zło odreagować. Zacząłem szukać jakiejś alternatywnej rzeczywistości i uciekać w krainę bajek, które wymyślałem dla swojego synka. Postanowiłem spisać tych kilka króciutkich opowiadanek. Jak już siadłem do papieru, uświadomiłem sobie, że pisanie jest świetną formą terapii i porządkuje umysł – wyjaśnia Jecek Dubois.
Jest autorem takich książek jak „A wszystko przez Faraona” czy „Kosmiczny galimatias”. Oprócz tego publikuje felietony m.in. w czasopismach „Na wokandzie”, „Edukacja Prawnicza” oraz „Mida”. Wydał też zbiory felietonów „Kto wrobił Kubusia Puchatka” i „Koktajl z paragrafów”.
Jest jednym z niewielu pisarzy, którzy w dobie komputerów napisali swoje trzy pierwsze książki ręcznie, wiecznymi piórami z własnej kolekcji.