Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym – tak brzmi art. 47 naszej konstytucji. Zatem problemem nie są przepisy. My sami nader chętnie rezygnujemy z ochrony prywatności. Dobrowolnie udostępniamy mnóstwo informacji o sobie, nie myśląc o konsekwencjach
Największym polem do udostępniania wiedzy na własny temat jest internet. I nie chodzi tu tylko o ekshibicjonizm na portalach społecznościowych, na forach lub blogach. Bo nawet jeśli nie zamieszczamy w sieci własnych treści, przeglądając witryny już istniejące pozostawiamy za sobą wyraźny ślad. Ten ślad interpretują następnie specjalnie zaprogramowane maszyny, które tworzą nasz „profil”. Najczęściej po to, by dostarczać nam takich treści, jakie mogą nas zainteresować. Dlatego podróżnik dostanie reklamy linii lotniczych, ktoś, kto szuka mieszkania – oferty firm deweloperskich, a odwiedzający strony z pornografią – ofertę usług agencji towarzyskich. Te ślady pozostawiamy przez sam fakt zaglądania do internetu. I pozostaje tam na długo, jeśli nie na zawsze.
Inna sprawa to treści, które wprowadzamy do sieci dobrowolnie, wręcz celowo. Rysując własny profil na portalu społecznościowym, publikując dane dotyczące miejsca urodzenia, zamieszkania, wykształcenia i zatrudnienia, kontaktów zawodowych, związków towarzyskich i intymnych, publikując zdjęcia własne i znajomych, dajemy światu ogromną bazę wiedzy. A co świat z tym zrobi? Nie wiadomo. Pół biedy, jeśli skończy się na niechcianych reklamach. Co może się zdarzyć, gdy ktoś, kto nie ma dobrych zamiarów, dowie się, że mieszkamy tu a tu, pracujemy w firmie X, ale właśnie bierzemy tydzień urlopu i jedziemy na narty do Austrii. A co z kotem? Raz dziennie, wieczorem, przyjdzie koleżanka i sprawdzi, czy wszystko w porządku. Okazja czyni złodzieja.
Powszechną praktyką pracodawców jest internetowe prześwietlanie kandydatów na pracowników. Niejedna fotka z imprezy lub wpis z celnym komentarzem stanął na drodze do kariery. Po prostu nie wiadomo, kto i w jaki sposób może wykorzystać informacje na nasz temat w przyszłości. Bo nawet jeśli teraz któraś może wydawać nam się nieistotna, a na pewno nieszkodliwa, za miesiąc, rok, pięć lat możemy zmienić zdanie. Tymczasem co raz znajdzie się w internecie, pozostanie tam na zawsze. W dodatku każdy może dowolnie kopiować i przetwarzać dotyczące nas treści. Rozsiewać plotki, oczerniać, ośmieszać. Już teraz zebranie i usunięcie wszystkich informacji z sieci jest właściwie niemożliwe. Nawet jeśli zlikwidujemy konta, usuniemy wpisy tak, że przestaną być widoczne dla publiczności, nasze dane pozostaną w archiwach administratorów serwisów. Dlatego dobrze jest zastanowić się dwa razy, zanim jakąś część własnego życia umieścimy w sieci.
Lepiej nie zostawiać wielu danych, niż usuwać skutki niefrasobliwości
Podstawa prawna
Art. 47 ustawy z 2 kwietnia 1997 r. – Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej (Dz.U. nr 78 poz. 483).