Jak wynika z danych Ministerstwa Sprawiedliwości, najmłodszy polski sędzia ma 30 lat. Tych, którzy nie ukończyli 32 roku życia jest jedynie 89. Nie stanowi to nawet jednego procenta wszystkich wydających wyroki.
Jedna z obiegowych opinii dotyczących polskiego wymiaru sprawiedliwości mówi o tym, że problemem są młodzi sędziowie, którym brak niezbędnego do sprawiedliwego orzekania doświadczenia. Receptą ma być więc podwyższenie limitu wieku, od którego powinno się zezwolić prawnikom na przywdziewanie sędziowskiej togi. Dziś jest to 29 lat.
Okazuje się, że twierdzenia te nijak się mają do rzeczywistości. Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że najmłodszy sędzia w Polsce ma 30 lat i są tylko cztery takie osoby. Orzekających, którzy nie ukończyli 32. roku jest 89. Tymczasem w sądach powszechnych orzeka 9896 sędziów, co oznacza, że nie stanowią oni nawet jednego procenta. Z kolei sędziów do 35. roku życia jest 255, (8,28 proc. ogółu).
Słabych nie chcemy
To już jest mit. W tej chwili nie ma tak młodych sędziów, jak byli kiedyś. Ja zacząłem orzekać w wieku 25 lat, jeszcze jako asesor sądowy, w wieku 32 lat byłem już w sądzie wojewódzkim, czyli dzisiejszym okręgowym, a mając 36 lat, byłem przewodniczącym wydziału, bo byłem w nim najstarszy stażem. To był efekt wymiany kadr, dziś taka sytuacja jest absolutnie niemożliwa. Ciężko jest zostać sędzią przed trzydziestką – mówi Maciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Jednak zdaniem Jerzego Stępnia, byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego, nie zmienia to faktu, że należy podwyższyć minimalny wiek nominacji na sędziego.
Sędzią powinien zostawać ktoś, kto ma odpowiednią wiedzę, doświadczenie i jest życiowo ustabilizowany. A tego rodzaju stabilizacja następuje w wieku co najmniej 35 lat. To jest absolutne minimum. Optymalnie byłoby, gdyby sędzią można było zostać w Polsce w wieku 40 lat – mówi Jerzy Stępień. – Do tego czasu powinno się zbierać doświadczenia poza sądownictwem. Najlepiej w adwokaturze, bo z punktu widzenia pracy sędziego to najlepsze miejsce do zdobywania kwalifikacji. Wówczas początkujący sędzia startowałby z zupełnie innego poziomu – dodaje Stępień, który krytykuje też obecnie dominujący model dochodzenia do godności sędziego.
Środowisko sędziów tego nie dostrzega, bo oni chcą, aby nowe osoby w tym zawodzie były kształtowane na ich wzór i podobieństwo. Tymczasem asystentura jest tylko pozornym zbieraniem doświadczeń, bo sprowadza się do powtarzania rutynowych czynności, jak pisanie uzasadnień. Bo asystenci już nawet na rozprawy nie chodzą. A procedury utrudniają, nawet wybitnym prawnikom, wejście do zawodu – narzeka prezes Stępień.
Obecnie najwięcej mamy sędziów akurat wieku 40 lat – jest ich 576. I wszyscy są zgodni, że jest to najlepszy wiek do obejmowania tego urzędu. Sędziowie jednak twierdzą, że postulat podwyższenia wieku jest tyleż słuszny, co niemożliwy do zrealizowania.
Optymalnie byłoby, gdyby w Polsce sędzią zostawała osoba w wieku 40 lat. Tylko już podwyższenie minimalnego wieku do 35. roku życia sprawiłoby, że polskie sądownictwo by się załamało – prognozuje sędzia Strączyński. A to dlatego, że młodzi prawnicy zamiast czekać po 10–15 lat na stanowisku asystenta czy referendarza, rozpoczynaliby karierę w innych zawodach prawniczych. Najlepsi w wieku 35 lat będą mieli już taką pozycję w swoim zawodzie, że przejście do sądu nie będzie im się opłacało. – Chyba że będą słabi, a przecież nie chodzi o to, by tacy prawnicy przechodzili do orzekania – konkluduje sędzia Strączyński.
Radosna bylejakość
Z drugiej strony sędziów w przedziale wiekowym 66–70 lat jest tylko 145 (niespełna 1,5 proc. ogółu). Inna sprawa, że zdaniem ekspertów nie ma większej różnicy w doświadczeniu życiowym pomiędzy sędzią w wieku 65 i 50 lat. Taka różnica może być pomiędzy 30- a 45-latkiem. Choć np. prof. Ewa Łętowska w ogóle nie wiąże doświadczenia z wiekiem.
Przecież sędziowie nie dlatego źle orzekają, że są młodzi, lecz dlatego, że jest na to przyzwolenie – uważa sędzia TK w stanie spoczynku. – Nie dokonuje się analizy orzecznictwa, brak starania o jednolitość orzecznictwa w ramach nadzoru judykacyjnego, upadła sztuka pisania glos, a każda próba zwracania uwagi na błędy w orzekaniu jest traktowana jako wkraczanie w niezawisłość sędziowską. To nie w wieku leży przyczyna problemu, lecz w ogólnej atmosferze radosnej bylejakości i braku współpracy w działaniu sądów – pointuje prof. Łętowska.