Prokurator Jacek Skała w swym zacietrzewieniu związkowca najwyraźniej zapomniał, jaki zawód wykonuje. Chyba nie grzeszy też skromnością, przeceniając znaczenie samego siebie, jak również kierowanego przez siebie związku - pisze Jaromir Rybczak, zastępca prokuratora okręgowego w Rzeszowie.
Przez dłuższy czas biernie przyglądałem się dyskusji dotyczącej mankamentów organizacyjnych prokuratury, a w szczególności dysproporcji w obciążeniu pracą na poszczególnych jej szczeblach. Zdominowała ją nośna teza o podziale na ciężko pracujących prokuratorów „liniowych” z prokuratur rejonowych oraz pasożytujących na nich prokuratorów „pałacowych” z jednostek wyższych szczebli, którzy nieomal wysysają krew ze zdrowej, rejonowej tkanki. Aktywnie propagowany przez prokuratoró związkowców punkt widzenia nie miał w tej dyskusji przeciwwagi, brakowało w niej bowiem głosu kompleksowo prezentującego rzeczywistość prokuratury widzianą z perspektywy jednostek szczebla okręgowego i apelacyjnego. Postanowiłem ten stan rzeczy zmienić, konsekwencją czego był tekst „Prawodawca (niezbyt) racjonalny” (Prawnik z 31 października 2014 r.). Nie uzurpuję sobie prawa do bezwzględnej słuszności zaprezentowanych poglądów, zdaję sobie też sprawę z kontrowersyjności niektórych z nich. Chciałem po prostu przedstawić inny, mniej popularny punkt widzenia, który wcześniej nie przebił się przez czarno-biały przekaz populistów.
Jadowita erystyka niskich lotów
Spodziewając się ciekawej merytorycznej polemiki, z uwagą przystąpiłem do lektury artykułu zapowiedzianego na okładce tytułem „Widziane z góry” (Prawnik z 14 listopada 2014 r.) autorstwa przewodniczącego Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP pana prokuratora Jacka Skały. Niestety zamiast oczekiwanej intelektualnej inspiracji lektura wywołała we mnie zażenowanie. Polemikę zdominowała bowiem jadowita erystyka niskich lotów z kwintesencją w postaci zarzutu, jakoby moja wiedza o funkcjonowaniu prokuratury była mniejsza aniżeli autora popularnych kryminałów o prokuratorze Szackim. Pomijając już aspekty etyczne tego rodzaju tanich chwytów, prokurator Jacek Skała nie dostrzegł jednego zasadniczego mankamentu posługiwania się nimi. Zwalniają one bowiem również drugą stronę z obowiązku stosowania się do reguł lojalnej dyskusji, w konsekwencji czego agresor może spodziewać się erystycznej kontry, zwłaszcza jeżeli atak jest wyprowadzony równie nieudolnie jak ten, który przypuścił prokurator Jacek Skała.
Nie wiem, który fotel jest bardziej wygodny – czy zastępcy prokuratora okręgowego, czy przewodniczącego związku zawodowego. To, co słyszałem na temat zasad funkcjonowania w prokuraturze prokuratora Jacka Skały, skłania mnie do wniosku, że chyba jednak ten drugi. To zresztą kwestia drugorzędna, rzecz bowiem w tym, że akurat mnie znacznie lepiej niż fotel prokuratora funkcyjnego znane jest krzesło liniowego prokuratora w pokoju przesłuchań i ławka zajmowana przez niego w sądzie. Nie wiem, jak dobrze zna je prokurator Skała, sprawa byłaby prosta do wyjaśnienia, gdyby zechciał odpowiedzieć na porcję pytań, z których kilka wymienię tutaj tytułem przykładu.
A mianowicie czy pan prokurator Jacek Skała prowadził sprawę, w której miał 170 podejrzanych? Ile poprowadził spraw ze 100 tomami akt wypełnionych głównie protokołami, a nie kserokopiami kserokopii? Ile prowadził spraw, w których akta podręczne liczyły co najmniej 30 tomów? Czy okazał jednej osobie kilkanaście tysięcy dokumentów, odbierając wyjaśnienia co do każdego z nich? Czy zdarzyło mu się, że protokoły osobiście przeprowadzonych przez niego przesłuchań jednego podejrzanego obejmowały kilkaset stron? Czy miał naraz w dyspozycji 41 tymczasowo aresztowanych?
Jeżeli nie – a wobec buńczucznego stylu wypowiadania się charakterystycznego z reguły dla tych, którzy mało widzieli i mało wiedzą, ta wersja wydaje mi się najbardziej prawdopodobna – niech po prostu zamilknie i wróci do lektury popularnych kryminałów, z których najwyraźniej czerpie całą swoją wiedzę o prokuraturze. Tak będzie lepiej.
Nad łatwością formułowania zarzutów i oskarżeń bez weryfikacji ich zasadności można by przejść do porządku, gdyby była to cecha jedynie związkowca populisty. Wzbudza ona jednak poważny niepokój, gdy dotyczy prokuratora, który powinien być wręcz przesiąknięty obiektywizmem, ostrożnością i odpowiedzialnością w formułowaniu twierdzeń i ocen. Chciałbym wierzyć, iż prokurator Jacek Skała zasiadając w swoim służbowym gabinecie albo na sali sądowej, przeistacza się we wzór rzetelności, mam jednak co do tego poważne wątpliwości, postawy mają bowiem raczej trwały charakter.
Dosłownie kilka dni temu pan prokurator zażartował sobie na Twitterze z pożaru w budynku Prokuratury Okręgowej w Warszawie, sugerując, że może on być „ostrzeżeniem” dla związkowców ze strony „PG” albo „prowokacją MS”. Nie jestem bezrefleksyjnym wyznawcą hierarchicznej struktury prokuratury w jej obecnym kształcie, nigdy nie byłem bezkrytyczny wobec kierownictwa tej instytucji, w odniesieniu do obecnego również nie jestem, mam też poczucie humoru, uważam jednak, iż bycie prokuratorem zobowiązuje do zachowania minimum poziomu w publicznych wypowiedziach i unikania w nich błazeństwa. Prokurator Jacek Skała w swym zacietrzewieniu związkowca najwyraźniej zapomniał, jaki zawód wykonuje. Chyba nie grzeszy też skromnością, przeceniając mimo wszystko znaczenie samego siebie, jak również kierowanego przez siebie związku.
Manipulacje i półprawdy
Jako ponoć bywalec sal sądowych prokurator Jacek Skała powinien wiedzieć, iż posługiwanie się nierzetelnymi argumentami i manipulowanie cytatami z argumentacji przeciwnika dyskursu tak, by dopasować je do zaplanowanej krytyki, nie rokuje większych szans powodzenia. Nie będę się tutaj odnosił do wszystkich przeinaczeń, półprawd i stwierdzeń całkowicie nieprawdziwych, jakie zawiera tekst Jacka Skały, zainteresowany czytelnik odnajdzie je sam, zestawiając go z artykułem mojego autorstwa, podam jedynie kilka przykładów.
Nie jest prawdą, jakoby jedyną grupą prokuratorów funkcyjnych prowadzących osobiście postępowania byli kierownicy działów – w okręgu rzeszowskim na przykład zajmują się tym także wszyscy prokuratorzy rejonowi i ich zastępcy, a również i mnie zdarza się, choć przyznaję, że sporadycznie, przejąć sprawę do osobistego prowadzenia. Nie sądzę, by okręg rzeszowski był w tych kwestiach ewenementem w skali kraju.
Manipulacji dopuszcza się prokurator Jacek Skała, przedstawiając argumenty uzasadniające potrzebę likwidacji wydziałów sądowych w prokuraturach okręgowych i apelacyjnych. Nie wspomina bowiem, że ich prokuratorzy obsługują nie tylko rozprawy apelacyjne, ale również olbrzymią ilość różnego rodzaju posiedzeń, najczęściej wykonawczych i penitencjarnych, w sprawach jednostek niższego szczebla. W tym ostatnim przypadku właściwą miejscowo (według przepisów dotychczasowego regulaminu) jest ta prokuratura okręgowa, na obszarze której znajduje się zakład karny, w którym skazany odbywa karę pozbawienia wolności. W praktyce oznacza to, iż prokuratura okręgowa obsługuje posiedzenia w sprawach, w których oskarżali prokuratorzy prokuratur rejonowych z terenu całego kraju, może się zdarzyć, że i z drugiego jego końca.
W Prokuraturze Okręgowej w Rzeszowie wydział sądowy obsługuje takich posiedzeń około 3,5 tys. rocznie. Jedno zajmuje najczęściej 10–15 minut. W przypadku przyjęcia założenia, że w każdej sprawie na każdym jej etapie uczestniczyć będzie autor aktu oskarżenia, niektórzy prokuratorzy dla owych 10–15 minut będą musieli przejechać kilkadziesiąt kilometrów, inni nawet kilkaset. Tylko niektórzy – „jedynie” przebić się przez miejskie korki. Gdzie tu wspominana przez prokuratora Skałę oszczędność czasu i pieniędzy? Podczas jednego ze spotkań konsultacyjnych z ministrem Michałem Królikowskim reprezentantka jednej z prokuratur apelacyjnych przedstawiła szczegółową analizę na temat działalności wydziałów sądowych w jednostkach wyższego szczebla i skutków ich ewentualnej likwidacji, która wręcz miażdżyła taki pomysł. O ile dobrze pamiętam, pan prokurator Jacek Skała był wówczas na sali.
Licznych przeinaczeń dopuścił się mój adwersarz, przypisując mi wypowiedzi niezgodne z tym, co rzeczywiście napisałem w swoim artykule. Martwi się na przykład moim rzekomo daremnym wysiłkiem, który podjąłem, opisując wzrost obciążenia prokuratorów Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie w związku z przekazaniem do jej właściwości spraw o oszustwa, skoro – jak mnie poucza – ostateczna wersja rozporządzenia nie zawiera takich zapisów. Gdyby pan prokurator Skała postarał się uważniej przeczytać mój artykuł, zauważyłby, że jednak o tym wiem, a do analizy skutków tej wersji przepisu (sporządzonej skądinąd przed jego dezaktualizacją) sięgnąłem, żeby unaocznić łatwość, z jaką ministerstwo żonglowało rozwiązaniami, zastępując jedno bezsensowne drugim jeszcze mniej racjonalnym.
Nigdzie też w swoim artykule nie napisałem, jak to wmawia czytelnikom prokurator Jacek Skała, że w prokuraturach rejonowych prowadzone są jedynie sprawy nietrzeźwych kierowców albo że wyłącznie, ja pracując w rejonie, cieszyłem się z prowadzenia spraw bardziej skomplikowanych. W rzeczywistości mój artykuł zawierał stwierdzenia całkowicie przeciwstawne, sugerowałbym więc panu prokuratorowi Skale, by opracowując w przyszłości swoje polemiki, spróbował opanować emocje, co ułatwi mu zrozumienie rzeczywistego znaczenia krytykowanego tekstu.
Wyznawcy obrządku statystycznego
Przy całym szacunku dla z reguły naprawdę ciężkiej i wymagającej wysokich kwalifikacji pracy kolegów i koleżanek z prokuratur rejonowych Jacek Skała nieco się jednak zagalopował, formułując tezę, jakoby większość prokuratorów w tych jednostkach prowadziła sprawy najcięższe, porównywalne z tymi, które prowadzone są w prokuraturach okręgowych i apelacyjnych. Twierdzenie to wynika zapewne z braku świadomości, jak skomplikowane i olbrzymie potrafią być sprawy prowadzone na tych szczeblach. Możliwe, że w kryminałach o tym nie wspominano. Dodam tutaj, że na podstawie funkcjonujących w przestrzeni publicznej informacji o sprawie Amber Goldu pewnym nadużyciem wydaje mi się posługiwanie się sformułowaniem, że była ona prowadzona w prokuraturze rejonowej. Bliższe prawdzie byłoby chyba stwierdzenie, że została tam zarejestrowana, następnie umarła śmiercią naturalną, a naprawdę zaczęła być prowadzona dopiero wtedy, gdy trafiła na wyższy szczebel. Jestem bardzo daleki od obwiniania o taki stan rzeczy prokuratora, w którego referacie znajdowała się ona w prokuraturze rejonowej, znając realia pracy na tym szczeblu (i to znacznie lepiej, niż się to prokuratorowi Skale wydaje), uważam, że prawidłowe prowadzenie na nim spraw tak rozległych jest absolutnie niemożliwe. Traktował o tym zresztą mój artykuł, podobnie jak i o tym, że przyczyną takiego stanu rzeczy nie są braki w umiejętnościach czy zaangażowaniu prokuratorów prokuratur rejonowych.
Cały artykuł czytaj w eDGP.