Zdaniem części ekspertów nowa spółka z o.o. lepiej zabezpieczy interesy swoich kontrahentów. Pozostali sądzą inaczej
Umorzenie udziałów w spółce z o.o. oznacza ich likwidację, a co za tym idzie unicestwienie wynikających z nich praw i obowiązków wspólnika. Dziś zasadą jest, że następuje ono za wynagrodzeniem. Przy umorzeniu dobrowolnym kwota ustalana jest między spółką a ograniczającym zaangażowanie lub wychodzącym ze spółki udziałowcem.

Zabezpieczenie klasyczne

Dla partnerów biznesowych ważne jest to, że o uchwalonym obniżeniu kapitału zakładowego (skutek planowanego umorzenia udziałów) zarząd niezwłocznie ogłasza w Monitorze Sądowym i Gospodarczym. Wzywa w ten sposób wierzycieli do wniesienia sprzeciwu w terminie trzech miesięcy. Ci, którzy go zgłoszą, powinni być spłaceni lub zabezpieczeni. Tych zaś, którzy wykazali brak zainteresowania, uważa się za zgadzających się na obniżenie kapitału.
Tak jest dziś, kiedy spółka z ograniczoną odpowiedzialnością ma kapitał zakładowy nie niższy od ustawowego minimum. Jeżeli jednak dojdzie do proponowanej modyfikacji polegającej na zmieszaniu w spółce z o.o. tradycyjnych udziałów o określonej wartości z udziałami beznominałowymi, sytuacja się zmieni.
Z założeń do projektu nowelizacji kodeksu spółek handlowych wynika, że dobrze rokująca na rynku spółka, która ma np. interesujący know-how, ale powinęła się jej noga ze względu na pogorszenie koniunktury, będzie mogła pozyskać dodatkowy kapitał poprzez emisję udziałów bez wartości nominalnej. Będzie je mogła sprzedać nowemu inwestorowi po cenie rynkowej (w praktyce takiej, jaką ten zechce za nie zapłacić) i w zamian zapewnić mu kontrolę nad przedsiębiorstwem. Nie trzeba więc będzie uruchamiać kosztownych i czasochłonnych procedur obniżania dotychczasowego nominału udziałów, żeby zapewnić większość praw udziałowych nowemu wspólnikowi.
Co, jeśli firma mimo dokapitalizowania znajdzie się za jakiś czas ponownie w tarapatach? A inwestor – mając świadomość problemów i większość głosów na walnym zgromadzeniu – zechce umorzyć udziały beznominałowe za odpowiednio dużym wynagrodzeniem? Jeśli spółka z o.o. zostanie zbudowana, tak jak przewidują twórcy projektu, nie będzie musiała ogłaszać o tym i wzywać wierzycieli do złożenia sprzeciwów.
Warunkiem będzie jedynie pozytywny test wypłacalności. Będzie go musiał przeprowadzić zarząd spółki i odpowiedzieć w ten sposób na pytanie, czy mimo wypłaty jeszcze przez rok nie straci ona zdolności obsługi wymagalnych zobowiązań.
– Dlatego nie rozumiem obaw – mówi prof. Michał Romanowski, członek Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, radca prawny w kancelarii Romaqnowski i Wspólnicy. Jego zdaniem procedura umorzenia udziałów beznominałowych nie narusza dotychczasowej zasady, zgodnie z którą wspólnik nie może otrzymać wypłaty ze spółki, o ile wskutek tego utraciłaby ona możliwość zaspokajania wierzycieli. Ten bowiem, kto otrzymałby wypłatę mimo naruszenia reguły, musiałby zwrócić pieniądze. Co więcej, członkowie zarządu ponosiliby wraz z nim osobistą odpowiedzialność za zwrot bezprawnie przekazanej kwoty.
– Poza tym wypłata z naruszeniem testu wypłacalności będzie narażać członków zarządu na odpowiedzialność cywilną na ogólnych zasadach i odpowiedzialność karną – z tytułu działania na szkodę spółki oraz wierzycieli – podkreśla prof. Romanowski.

Lepiej wzmocnić ochronę

Zdaniem twórców proponowanej regulacji praktyka obrotu dowodzi, że i dziś występują nieprawidłowości, zazwyczaj przy wypłacaniu ukrytej dywidendy, czyli kwot niewynikających ze stosunku spółki. Jest to bowiem trudniejsze do wykrycia i udowodnienia.
– Projekt zapobiega wypłacie ukrytych dywidend – uważa prof. Romanowski. – Określa bowiem wprost, że wartość świadczeń spełnianych przez spółkę na rzecz wspólników (a także firm lub spółdzielni z nimi powiązanych albo pozostających w stosunku dominacji lub zależności z innego tytułu niż prawa udziałowe) nie może przekraczać wartości godziwej otrzymanego przez nią świadczenia wzajemnego.
Dodatkowo budując nowy model, założono, że nawet kiedy ekwiwalentność będzie zachowana, spółka z o.o. musi się wstrzymać ze spełnieniem świadczenia, jeżeli jego skutkiem byłaby utrata płynności trwająca przez najbliższy miesiąc. – Przecież są to instrumenty lepiej zabezpieczające wierzycieli niż dostępne dotąd – dowodzi prof. Romanowski.
– Założenie jest dobre w warunkach laboratoryjnych. W praktyce o wprowadzeniu wspólnika, który obejmie udziały beznominałowe, będzie mógł decydować np. jeden wspólnik większościowy. Reszta może nie mieć nic do powiedzenia. Nowy inwestor może natomiast chcieć wykorzystać spółkę w tarapatach do własnych celów. Nie zawsze zgodnych z interesami wierzycieli – uważa prof. Józef Frąckowiak z Uniwersytetu Wrocławskiego, Sędzia Sądu Najwyższego. – Poza tym w sytuacji, kiedy test wypłacalności ma być jedynie oświadczeniem wiedzy, udowodnienie, że nie polegał na prawdzie, będzie nierzadko niemożliwe – podkreśla.
Dlatego, jego zdaniem – mimo pozorów podniesienia bezpieczeństwa obrotu – nic takiego nie musi nastąpić wraz z wprowadzeniem spółki z udziałami beznominałowymi. Na rynku zawsze bowiem pojawiają się oprócz uczciwych przedsiębiorców osoby szukające szybkiego, nieuczciwego zarobku. I tym razem zapłacić mogą za to wierzyciele spółki. A także kontrahenci, których może zaskoczyć upadłość kontrahenta wcześniej z pozoru dobrze rokującego. – Po co więc kusić los, skoro zmiany nie wymusza żadna rzeczywista potrzeba płynąca z rynku? Czy nie lepiej byłoby dodać tylko kolejne zabezpieczenie w wypadku umarzania klasycznych udziałów w spółce z o.o. i ewentualnie zbudować nową spółkę na czytelnych zasadach? Tak żeby wszyscy widzieli, że mają do czynienia z nietypowym kontrahentem – pyta prof. Frąckowiak.
Etap legislacyjny
Projekt założeń w konsultacjach