Drobiazgowe wyliczanie wydatków na dziecko jest w procesach alimentacyjnych niepotrzebne, o czym często zapominają powodowie.
Bolączką sądów rodzinnych stają się w ostatnim czasie pozwy w sprawach alimentacyjnych, do których dołączane są przez stronę powodową ogromne ilości paragonów i faktur VAT, mających na celu zobrazowanie kosztów utrzymania dziecka, któremu alimenty się należą. W wielu przypadkach do pozwów załączane są również szczegółowe zestawienia kosztów utrzymania – w skali miesiąca czy roku. O ile niektóre z takich wyliczeń rzetelnie odzwierciedlają skalę ponoszonych wydatków, a tym samym stanowią znaczne udogodnienie dla sądu, to jednak niejednokrotnie zdarzają się i takie kalkulacje, których autor może być posądzony... o bujną wyobraźnię i poczucie humoru.
W pierwszej kolejności wymaga przypomnienia, że osoby dochodzące roszczeń alimentacyjnych podlegają ustawowemu zwolnieniu od kosztów sądowych. W praktyce powoduje to, że nawet nadmierne żądanie alimentów nie wiąże się dla powoda z koniecznością uiszczenia opłaty od pozwu. Skutkiem tego często dochodzący alimentów niejako z zasady zawyża żądaną od pozwanego kwotę świadczeń – tak na wszelki wypadek. Dla wykazania takich wywindowanych co do wysokości roszczeń niejednokrotnie strony powodowe prześcigają się w pomysłach na ich zaprezentowanie przy pomocy tabel, zestawień, symulacji, własnych oświadczeń i paragonów. Dołączają zatem drobiazgowe wyliczenia wszelkich możliwych wydatków (także tych z pewnością nieponoszonych) dla udowodnienia, że koszty utrzymania dziecka rzeczywiście odpowiadają kwocie dochodzonej pozwem.
Dogłębna analiza rozliczeń i rachunków (w znakomitej części paragonów ze sklepów spożywczych) jest czasochłonna, ale pozwala na dokonanie interesujących spostrzeżeń. Powodowie prezentujący jako kluczowy dowód długie wydruki zdają się zapominać, że zapoznający się z materiałem dowodowym sędzia nie tylko spojrzy na końcową sumę zakupu, ale i zwróci uwagę na przedmioty objęte tym rachunkiem. Czasem się uśmiechnie lub szerzej otworzy oczy. Wyczytać bowiem można niejednokrotnie, że dla dziecka w wieku przedszkolnym kupiono np. czteropak piwa i papierosy. Ewentualnie 15 paczek makaronu czterojajecznego i opakowanie oleju silnikowego. Oczywiście, wszystko dla dobra dziecka. Nie budzi jednak niczyjej wątpliwości, że w znakomitej większości przypadków załączane paragony ze sklepów spożywczych obejmują koszty utrzymania całej rodziny lub przynajmniej dziecka i osoby sprawującej nad nią stałą pieczę. Innymi słowy, przedstawiane „dowody” bardzo wysokich kosztów utrzymania dziecka nie wytrzymują krytyki.
Podobnie rzecz ma się z rocznymi czy miesięcznymi wyliczeniami. Zdarza się, że są one nie tylko nierzetelne, ale i kompletnie niewiarygodne. Co symptomatyczne, z reguły im bardziej takie tabele są drobiazgowe, tym więcej zawierają informacji nieprawdopodobnych. Nie jest rzadkością, iż do zestawień wydatków dołączonych do pozwu alimentacyjnego osoby deklarującej trudną sytuację materialną rodziny wkradają się, jako pozycje corocznych zakupów, nowe komputery, rowery, komplety mebli i dywany.
Spotkać można także wyliczenia uwzględniające dokładne menu mało letniego powoda. Pozwalają one poznać nie tylko gramaturę spożywanych wędlin, nabiału, mięs i napojów, ale i tłuszczy używanych do przyrządzania potraw, i to nieraz w zadziwiających ilościach (np. litr oleju na tydzień). Nie kwestionując z pewnością dużego apetytu dzieci i ich żywieniowych potrzeb, warto jednak zastanowić się, czemu w istocie ma służyć opracowywanie takich, niezgodnych z doświadczeniem życiowym i zdrowym rozsądkiem, zestawień.
W znacznej liczbie przypadków samo tylko porównanie zarobków wychowującego dziecko rodzica i deklarowanych kosztów utrzymania jednoznacznie dowodzi, iż strona kłamie. Jeśli opiekun dziecka faktycznie nie uzyskuje wsparcia od drugiego z rodziców ani od swoich krewnych, nie ma oszczędności i nie zaciąga celowych kredytów, to nie jest możliwe, by mógł on systematycznie wydawać na utrzymanie tylko jednego dziecka więcej, niż sam zarabia. Podobne praktyki, polegające na zawyżaniu kosztów życia, zdarzają się nader często także w przypadku osób zobowiązanych do łożenia na utrzymanie swojego dziecka i zabiegających o obniżenie alimentów lub wygaśnięcie obowiązku alimentacyjnego.
Na nic jednak zdają się takie pomysły stron. Sędziowie rodzinni doskonale przecież wiedzą, jakie są rzeczywiste, przynajmniej przybliżone koszty podstawowego utrzymania – bo to przecież dotyczy każdego człowieka, także ich samych i ich rodzin. Jedynie więc nadzwyczajne wydatki, np. związane z przewlekłą chorobą, kosztownymi zajęciami edukacyjnymi czy hobby dziecka (o ile rodziców na nie stać), mogą wpłynąć na ocenę sądu co do realnych usprawiedliwionych potrzeb życiowych powoda. Konieczność zaś rozprawiania się przez sędziego z oczywistymi przekłamaniami rzeczywistości i nadmiernym zawyżaniem kosztów, jedynie stawia w niekorzystnym świetle wiarygodność takich deklaracji.
W żadnym jednak razie nie prowadzi do zamierzonego przez stronę skutku w postaci wywindowania zasądzonych alimentów ponad sprawiedliwy ich wymiar. Warto o tym pamiętać, składając pozew do sądu.