Oskarżyciele nie są zwolennikami zmian proponowanych w nowelizacji procedury karnej. Ale nie dlatego, że są leniwi, nie lubią wyzwań i z założenia nie podoba im się model kontradyktoryjnego procesu. Chodzi o coś zupełnie innego: ich zdaniem przebudowę procesu karnego zaczęto od końca. Zreformowano procedurę zapominając, że trzeba do niej przygotować najpierw samą prokuraturę. A tak naprawdę wszystko trzeba zacząć od reformy policji i służb. Inaczej 1 lipca 2015 r. czekają nas chaos i improwizacja.
Prokuratorzy postulują więc co najmniej odsunięcie zmian do 2016 r. Z taką propozycją zwrócił się jeszcze do Marka Biernackiego, byłego ministra sprawiedliwości, Związek Zawodowy Prokuratorów i Pracowników Prokuratury. Bez efektu. Dlatego z ust prokuratorskich związkowców padają też postulaty przygotowania kompleksowej reformy przez zespół fachowców i praktyków. Z tym że nie na modłę amerykańską (jak proponuje rząd), lecz kontynentalną. Inaczej – jak ostrzegają – zamiast niecałych 2 proc. uniewinnień rocznie, będziemy mieć ich ok. 30 proc.
Co zarzucają prokuratorzy zmianom? Litania uwag jest długa, począwszy od tych, że nie będzie ani szybciej, ani taniej, ani tym bardziej sprawiedliwiej. Procesy kontradyktoryjne w ocenie śledczych będą dłuższe. Nie ma też szans na to, aby – jak zakładają twórcy reformy – aż 80 proc. spraw nie trafiało do sądu, lecz było załatwianych na zasadzie porozumienia podejrzanego z prokuratorem (tryby konsensualne). Czy zaoszczędzimy? Zdaniem prokuratorów – nie. Wprowadzenie obrony na życzenie – na koszt Skarbu Państwa – obciąży budżet.
Śledczy domagają się też wsparcia ich asystentami i pracownikami administracji. Mówią, że brakuje szkoleń: zarówno dla policji, jak i dla prokuratorów. A te, które są oferowane, prowadzą teoretycy i autorzy reformy mający nikły kontakt z praktyką.
Tak szeroko zakrojona transformacja postępowania karnego powinna – zdaniem śledczych – być połączona ze stworzeniem całkowicie nowego kodeksu postępowania karnego w miejsce obowiązującego (z 1997 r.).
Prokuratorzy zarzucają też, że wbrew zapowiedziom kompletnie nie przygotowano ich struktur do zmian.
– Wielokrotnie zapowiadany projekt ustawy – Prawo o prokuraturze jak dotąd nie trafił pod obrady rady ministrów. Jego kolejne wersje charakteryzują się stopniową redukcją rozwiązań, które umożliwiłyby stawienie czoła wymaganiom nowej procedury – alarmują prokuratorscy związkowcy.
Problemów nie rozwiąże też ich zdaniem regulamin wewnętrzny prokuratury (Dz.U. 2014 r. poz. 1218), czyli rozporządzenie przygotowane przez Marka Biernackiego, byłego ministra sprawiedliwości. Bo mimo wielu zalet może się okazać tak mocną terapią szokową, że zamiast pacjenta wyleczyć, szybciej go zabije. Choć ustalono w nim, że co do zasady ten, kto prowadził sprawę (lub ją nadzorował), będzie chodził bronić aktu oskarżenia przed sądem, wprowadzono obowiązkowy referat i wreszcie ustalono właściwość rzeczową prokuratur różnych szczebli, to jednak nie zadano sobie pytania podstawowego: jak to wszystko ma być zrealizowane.
Z tym problemem zostawiono prokuratora generalnego. To on będzie robił symulacje i ustalał, czy wyższe instancje udźwigną ciężar nałożonych na ich barki spraw i czy pogodzą nowe obowiązki z wykonywaniem wizytacji, ocen okresowych itp. Wnioski ma przedstawić w najbliższym czasie ministrowi sprawiedliwości.