Sędziowie młodsi służbą zarabiają więcej od starszych kolegów. To skutek błędu legislacyjnego – twierdzą sami zainteresowani. I domagają się wyrównania płac.
Jak liczone jest wynagrodzenie sędziego
/
Dziennik Gazeta Prawna
Część sędziów poszkodowanych przez nowelę
prawa o ustroju sądów powszechnych z 2009 r. (Dz.U. nr 56, poz. 459 ze zm.: dalej – u.s.p.) przedstawiła już swoje żądania płacowe pracodawcom, czyli prezesom sądów. W niektórych przypadkach zawarte zostały ugody. To jednak nie spodobało się Ministerstwu Sprawiedliwości. „Informuję Państwa o konieczności odstąpienia przez prezesów – pracodawców – od zawartych z sędziami ugód pozasądowych oraz braku możliwości zawierania dalszych ugód (...)” – czytamy w piśmie z 11 lipca 2014 r. skierowanym do wszystkich prezesów sądów apelacyjnych, podpisanym przez Jerzego Kozdronia, wiceministra sprawiedliwości.
Błąd Senatu
Błąd legislacyjny, o którym mówią sędziowie, został popełniony w 2009 r., kiedy trwały prace nad nowelizacją u.s.p. Wówczas zmieniono system wynagradzania sędziów: ich płace oderwano od sztucznie ustalanej kwoty bazowej, a powiązano z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce. Nowela wprowadziła nowy system stawek awansowych (patrz: infografika). Przy okazji jednak popełniono błąd przy określaniu zasad przechodzenia sędziów do wyższej stawki. – Chodzi o
przepisy przejściowe do tej ustawy, które wprowadził na ostatnim etapie legislacyjnym Senat – twierdzi Maciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Jego zdaniem zmiany to skutek zabiegów koalicji rządzącej, zmierzającej za wszelką cenę do tego, aby w ostatniej chwili jeszcze choć trochę obniżyć
wynagrodzenia sędziów.
– Efekty tego majstrowania są widoczne dopiero teraz, gdyż krzywdząca część sędziów
przepisy nie działały od razu – mówi prezes Strączyński.
Okazało się, że niektórzy sędziowie młodsi stażem zarabiają obecnie więcej niż starsi koledzy. – To nie powinno mieć miejsca – twierdzi Strączyński.
Podobnie sprawę ocenia dr Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
– Taki system wynagradzania sędziów jest po prostu nieracjonalny – uważa.
Dlatego stowarzyszenie przygotowuje projekt wniosku do Trybunału Konstytucyjnego, w którym domaga się zbadania zgodności z ustawą zasadniczą art. 10 ust. 2 noweli wraz z załącznikiem nr 3.
– Nie ulega wątpliwości, że dochodzi tu do pogwałcenia art. 32 ust. 1 i 2 konstytucji. Ma bowiem miejsce niedozwolona dyskryminacja obywateli ze względu na zupełnie przypadkowo określoną datę służby i awansu – tłumaczy prezes stowarzyszenia.
Zupełnie inaczej sprawę postrzega MS. Jego zdaniem wątpliwości dotyczące nowych zasad wynagradzania sędziów rozwiał już
Sąd Najwyższy w wyroku z 5 października 2012 r. (sygn. akt I PZP 2/12).
– Wymieniona uchwała dotyczy wprawdzie stawek wynagrodzenia prokuratorów, jednak tu reguły dotyczące ustalania wynagrodzeń zasadniczych są identyczne z tymi ustalonymi dla sędziów, stąd zasada wyrażona w tej uchwale dotyczy także sędziów – zaznacza Patrycja Loose, rzecznik prasowy ministra sprawiedliwości.
A wniosek, jaki płynie z przytoczonego orzeczenia, jest jeden – prokurator młodszy stażem może zarabiać więcej od starszego kolegi.
Resortowe „nie”
Zaskarżenie regulacji do TK to jeszcze odległa przyszłość, zwłaszcza że Iustitia nie ma do tego legitymacji i będzie musiała pozyskać w tej sprawie sojusznika – np. Krajową Radę Sądownictwa lub I prezesa Sądu Najwyższego.
Sędziowie poszkodowani nowelą z 2009 r. nie czekali jednak na rozstrzygnięcie trybunału i wystosowali żądania płacowe do swoich pracodawców. W niektórych przypadkach zawarto ugody uwzględniające te roszczenia.
Spotkało się to jednak z szybką reakcją ze strony resortu. Już bowiem w czerwcu Marek Biernacki, minister sprawiedliwości, wystosował do wszystkich prezesów sądów apelacyjnych pismo, w którym wyjaśnia wątpliwości dotyczące przepisów noweli z 2009 r. Pisze w nim o ustalonej przez ustawodawcę cezurze czasowej, która – zdaniem ministra – usprawiedliwia obecny stan. Biernacki zażądał więc, aby prezesi nie uwzględniali roszczeń płacowych sędziów, zanim nie zapadną w ich sprawach prawomocne wyroki.
Ponadto zobowiązał prezesów wszystkich sądów, aby wyczerpali stosowną procedurę odwoławczą, gdyby w tego typu sprawach zapadły niekorzystne dla resortu wyroki. Swój apel powtórzył w piśmie z 11 lipca 2014 r. Wówczas zobowiązał prezesów do „monitorowania stanu wniesionych do sądów spraw dotyczących roszczeń płacowych sędziów oraz sprawowania bieżącego nadzoru nad realizacją przez prezesów – pracodawców – obowiązku wyczerpania w każdym przypadku stosownej procedury odwoławczej”. Z pisma jasno wynika, że w budżecie nie ma pieniędzy na spełnienie żądań sędziów. Co więcej, minister uprzejmie przypomina, że „naruszeniem dyscypliny finansów publicznych jest dokonanie wydatku ze środków publicznych bez upoważnienia określonego ustawą budżetową, uchwałą budżetową lub planem finansowym albo z przekroczeniem zakresu tego upoważnienia lub z naruszeniem przepisów dotyczących dokonywania poszczególnych rodzajów wydatków”.
Wola ministra
Działania resortu są negatywnie odbierane w środowisku.
– To kolejny dowód na to, że cały system nadzoru jest skonstruowany tak, aby z prezesów uczynić usłużnych wykonawców woli ministra – komentuje Maciej Strączyński.
Jego zdaniem resort już na etapie uchwalania ustawy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż projektowane przepisy będą skutkowały powstaniem stanu niezgodnego z konstytucją.
– Skoro jednak nadarzyła się okazja, by nieco obciąć sędziom płace, resort ją wykorzystał. A teraz, zabraniając prezesom zawierania ugód, po prostu kontynuuje tę linię – twierdzi Strączyński.
Działania resortu nie podobają się również Ryszardowi Piotrowskiemu.
– Nie jest racjonalne utrzymywanie nieracjonalnych rozwiązań. Resort mógłby naprawić tę sytuację, albo nowelizując ustawę, albo zmieniając praktykę. To ostatnie rozwiązanie wiązałoby się jednak z koniecznością sięgnięcia do rezerwy budżetowej – mówi konstytucjonalista.
Ministerstwo jednak odpiera zarzuty. Jak tłumaczy Patrycja Loose, celem powyższych działań była dbałość o jednolitość zasad ustalania stawek awansowych dla wszystkich sędziów oraz prawidłowość gospodarowania środkami publicznymi i zachowanie wymogów wynikających z przepisów o finansach publicznych.
– I tak oto dyscyplina budżetowa stała się kolejnym narzędziem wiązania prezesom rąk – komentuje sędzia Strączyński.
Dla Ryszarda Piotrowskiego jest to kolejny dowód na to, że obecny model nadzoru nad sądami jest nieprawidłowy.
– Resort pod pretekstem sprawowania nadzoru administracyjnego traktuje prezesów sądów jak swoje agendy. A tego nie da się pogodzić z konstytucją, która stanowi, że sądy są władzą odrębną i niezależną od innych władz – zauważa.
Dyscyplina budżetowa stała się narzędziem dyscyplinowania prezesów