Policja dostała nowe narzędzie do walki ze sprawcami przemocy domowej. I coraz chętniej z niego korzysta

Nakazy opuszczenia mieszkania i zakazy zbliżania się do rodziny są wydawane ze skutkiem natychmiastowym i obowiązują przez 14 dni z możliwością przedłużenia przez sąd. Jak precyzuje Komenda Główna Policji, od 30 listopada 2020 r., gdy ustawa weszła w życie, do 4 lutego wydano 62 nakazy, 100 zakazów oraz 377 nakazów i zakazów łącznie. – Jak na dwa miesiące w pandemii i zimie to rewelacyjny wynik – ocenia Renata Durda, szefowa „Niebieskiej Linii” Instytutu Psychologii Zdrowia, która uczyła policjantów, jak mają stosować nowe uprawnienia. Z racji koronawirusa szkolenia odbywały się zdalnie, a rozporządzenia wykonawcze pojawiły się w ostatniej chwili.
Przed podjęciem decyzji o wydaniu nakazu lub zakazu policjant każdorazowo ocenia zagrożenie dla życia lub zdrowia osoby dotkniętej przemocą w rodzinie. Ma do tego kwestionariusz z kryteriami określonymi przez ustawodawcę. Mimo to Renata Durda pamięta ze szkoleń wątpliwości policjantów. Choćby co zrobić, kiedy sprawca przemocy jest pijany lub na dworze panuje mróz. Tym bardziej że może on zabrać ze sobą z domu jedynie przedmioty osobiste lub te, które są mu niezbędne do pracy. Ewentualnie psa lub kota, jeśli jest jego właścicielem. – Policjanci obawiają się skutków swoich działań. Jeśli jednak uda się utrzymać ten tryb działania, dojdziemy do 3000 nakazów i zakazów rocznie, a to oznacza realne wsparcie w zwalczaniu przemocy domowej – mówi Durda.
Zadowolenia nie kryje wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski, który od przeszło półtora roku forsował wprowadzenie tych przepisów. – Ustawa zadziałała. Ponad pół tysiąca kobiet i dzieci mogło poczuć się nieco bezpieczniej. Jednakże szkoda, że trzeba było sięgnąć po to narzędzie aż tyle razy – mówi. – To instrument, który wciąż się dociera. Z KGP, żandarmerią i sądami rejonowymi analizujemy poszczególne przypadki, np. nałożenia zakazu wobec sprawcy przemocy, który był już w systemie dozoru elektronicznego. Omawialiśmy formułę doprowadzenia go przed sąd i zmiany rozstrzygnięcia co do obszaru jego przebywania – mówi wiceminister.
Urszula Nowakowska z Centrum Praw Kobiet (CPK) wykazuje mniejszy entuzjazm. – Te liczby wyglądają niepozornie, biorąc pod uwagę skalę zjawiska – podkreśla. Liczy na to, że w kolejnych miesiącach policja będzie chętniej sięgała po nowe możliwości. Sama widzi w przepisach istotne luki. – Nie rozumiem, dlaczego zakaz dotyczy zbliżania się sprawcy do określonego obszaru, a nie do osoby, która w końcu musi żyć, przemieszczać się do pracy i sklepu albo odprowadzać dzieci do przedszkola. Poza tym sprawca przemocy cały czas może się z nią kontaktować, dzwoniąc, pisząc e-maile, SMS-y. Policyjny zakaz powinien objąć i tę kwestię, inaczej kobieta będzie dalej poddawana przemocy psychicznej – tłumaczy nasza rozmówczyni.
Nowakowska krytykuje też to, że wyprowadzony z mieszkania sprawca ma możliwość składania zażaleń na policję. – Jeśli któryś sąd uzna zasadność skargi, położy się to cieniem na pracy danego funkcjonariusza i będzie miało efekt mrożący przy okazji kolejnych domowych interwencji – ostrzega. Zdaniem Romanowskiego takie ryzyko jest niewielkie. – W grudniu 2020 r. wpłynęły do sądu tylko trzy zażalenia na działania policji. I również w grudniu dwa z nich oddalono. To pozwala mieć duże zaufanie do policji – dodaje wiceminister.
W CPK słychać też inne obawy. – Chodzi o zemstę ze strony sprawców, którzy długo czuli się bezkarni. Aż 118 przypadków złamania nałożonych zakazów i nakazów tylko to potwierdza. Nie zapominajmy, że do najbardziej drastycznych aktów przemocy dochodzi wtedy, gdy ofiara ośmieli się przeciwstawić – mówi Nowakowska. Zgodnie z przepisami w okresie obowiązywania nakazu lub zakazu policja przynajmniej trzykrotnie sprawdza, czy nie są one naruszane, przy czym pierwsze sprawdzenie odbywa się następnego dnia po ich wydaniu. Za złamanie przewidziany jest areszt, ograniczenie wolności albo grzywna.
Romanowski przyznaje, że nie spodziewał się aż takiej skali łamania restrykcji. – To skłania do zastanowienia się, jak traktować te naruszenia, które mają szczególnie poważny charakter. Znam przypadek sprawcy, który w akcie zemsty próbował podpalić mieszkanie. Po wydanym nakazie musiał je opuścić. Może należałoby stypizować te rażące naruszenia jako przestępstwa, a nie wykroczenia – zastanawia się.
Zdaniem Durdy zaostrzanie kar nie jest dobrym rozwiązaniem. – Jestem przekonana, że większość tych, którzy złamali nakazy, kierowała się myśleniem, że nikt tego nie sprawdzi, niczym kierowcy, którym zabrano prawo jazdy za kierowanie na podwójnym gazie, a mimo to dalej jeżdżą – mówi. Jej zdaniem dziś należy przede wszystkim informować o nowym prawie i kontrolować jego przestrzeganie.