Spółki z udziałem Skarbu Państwa są wyjątkową grupą podmiotów. Warto odrębnie uregulować ich status, zamiast zmuszać je do wykonywania dziwnych figur gimnastycznych. Najczęściej szpagatu - pisze prof. Andrzej Kidyba.
W dniach 3–4 kwietnia w Lublinie odbyła się ogólnopolska konferencja na temat spółek z udziałem Skarbu Państwa. Nie była to konferencja tylko naukowa, bo wzięła w niej udział rzesza praktyków, głównie zarządzających spółkami z udziałem Skarbu Państwa. Okazuje się, że liczba problemów, o jakich była mowa i z jakimi należy się zmierzyć, jest rzeczywiście duża, począwszy od próby typologii spółek. Pod pojęcie spółki z udziałem Skarbu Państwa podpadają tak różne kategorie podmiotów, że próba wrzucenia ich do jednego worka jest błędem. Bo przecież wśród ok. 250 czynnych spółek, w których jakieś udziały ma Skarb Państwa, są spółki z mniejszościowym udziałem Skarbu Państwa (ponad 100), z większościowym (ok. 30) czy wręcz superspółki ze 100-procentowym udziałem Skarbu Państwa (ponad 100).
Czy można o nich mówić jednym tchem, nie dostrzegając różnic między nimi, zarówno w kontekście zarządzania nimi, wpływu właścicielskiego, stosowania przepisów prawa? Oczywiście nie można. Spółki jednoosobowe Skarbu Państwa – i tylko one – są państwowymi osobami prawnymi. Wszystkie inne spółki, z udziałem innych form własności, takiego miana są pozbawione. Dotyczy to wszystkich struktur tworzonych przez państwowe osoby prawne (spółki jednoosobowe również). Te już miana „państwowe” są pozbawione. A spółki z mniejszościowym udziałem Skarbu Państwa? W rzeczywistości jednak spółki takie wcale nie muszą być mniejszościowe, bo gdy mamy do czynienia z rozproszeniem akcjonariatu, nawet 30 proc. udziału Skarbu Państwa w kapitale zakładowym wystarczy, aby decydować.
Ale czy w jednoosobowych spółkach Skarbu Państwa z punktu widzenia zarządzania nimi nie ma żadnych problemów i wspólnik ma kompetencję absolutną? Oczywiście, że nie, bo obowiązują go przepisy kodeksu spółek handlowych, choćby art. 3751 k.s.h. przewidujący zakaz wydawania przez radę nadzorczą i walne zgromadzenie wiążących poleceń zarządowi w zakresie prowadzenia spraw spółki. Rodzi się więc kolejne z wielu pytań, czy w spółkach jednoosobowych w szczególności taka zasada powinna obowiązywać.
Innym problemem jest uporządkowanie relacji między interesem państwa a interesem spółki z udziałem Skarbu Państwa. Czy można powiedzieć, że jest to interes tożsamy? Rzecz jasna nie. To znowu zależy od stopnia partycypacji Skarbu Państwa. A czy w przypadku spółek państwowych nie należałoby na problem spojrzeć inaczej niż w przypadku spółek prywatnych? Oczywiste jest, że spółki z większościowym czy stuprocentowym udziałem Skarbu Państwa mogą (często muszą) realizować określone interesy publiczne, a więc również cele służące każdemu z nas. Jaka jest więc interakcja między interesem publicznym a interesem prywatnym? Czy sam fakt istnienia dystynkcji interesu publicznego i interesu prywatnego nie uzasadnia szczególnego potraktowania tych, którzy realizują interes publiczny?
Przy próbie stypizowania spółek z udziałem Skarbu Państwa musimy natknąć się na podział na spółki kluczowe i mające mniejsze znaczenie z punktu widzenia państwa. Znowu rodzi się pytanie, czy spółki które decydują o problemach związanych z naszym – obywateli funkcjonowaniem (np. sektor paliwowy czy bezpieczeństwo energetyczne), powinny w 100 proc. podlegać regułom obowiązującym w spółkach prywatnych o niewielkim znaczeniu społecznym? A czy nie rodzą się problemy w innej grupie spółek, notowanych na giełdzie i tych poza publicznym obrotem? Skarb Państwa jako wspólnik większościowy może chcieć realizować określoną politykę państwa, np. w zakresie dywidendy, co nie musi być zgodne z interesami akcjonariuszy mniejszościowych. Czy w związku z tym, skoro jednym z podstawowych praw wspólnika jest prawo do dywidendy, wspólnik mniejszościowy będzie mógł jej żądać wbrew uchwale podjętej przez wspólnika większościowego? A gdy dochodzi do różnic interesów miedzy spółką a większościowym akcjonariuszem? Czy więc spółka musi się znajdować między Scyllą a Charybdą?
Innym problemem rzutującym na funkcjonowanie spółek z udziałem Skarbu Państwa jest obowiązek lojalności udziałowca wobec spółki w konfrontacji z okolicznością, że Skarb Państwa jest przecież prawną emanacją samego państwa. Czyli jak określić i zagospodarować przestrzeń między imperium a dominium?
Realnym problemem na tle teoretycznych rozważań jest realizacja prawa do informacji wspólnika – Skarbu Państwa w kontekście choćby art. 20 k.s.h., wyrażającego zasadę równego traktowania akcjonariuszy w tych samych okolicznościach. Czy rzeczywiście wspólnik większościowy powinien mieć tyle samo praw korporacyjnych co wspólnik posiadający symboliczną jedną akcję? Często tylko po to, aby stać się równym wspólnikom dominującym. W tym kontekście pojawia się problem zachowania członków zarządu czy rady nadzorczej w kontaktach ze wspólnikiem większościowym. Czy ograniczanie kontaktu organów spółek państwowych z właścicielem ma sens w imię równego traktowania? Czy w ten sposób nie może dojść do zagrożenia interesów Państwa w spółkach kluczowych?
Aktualny kształt przepisów odnoszących się do spółek z udziałem Skarbu Państwa prowokuje kolejne pytanie: jakim państwo powinno być właścicielem: schowanym w cieniu czy może aktywnym graczem, zarządzającym majątkiem państwowym; czy ma być bezradnym, słabszym wspólnikiem? Pierwsza z odpowiedzi wydaje się oczywista, przede wszystkim gdy przyjrzymy się spółkom w pełni kontrolowanym przez państwo i spółkom kluczowym (bo tu, we wszystkich pełnej kontroli teoretycznie już nie ma). Nie może być też wątpliwości, że przysługujące spółkom z udziałem Skarbu Państwa instrumenty kontroli operacyjnej są dosyć ograniczone. Specyficzne jest też zarządzanie i nadzór nad takimi spółkami.
Wyżej postawiłem kilka pytań, które zupełnie nie wyczerpują pełnego katalogu zagadnień. W typologii spółek (wyróżniającej np. banki, fundusze inwestycyjne, towarzystwa emerytalne itd.) podmioty z udziałem Skarbu Państwa poddaje się szczególnej regulacji. Nie obowiązują więc niektóre przepisy k.s.h. Czy nie warto zatem odrębnie uregulować status spółek z udziałem Skarbu Państwa w obszarze korporacyjnym? Czy nie warto w stosunku do nich uchylić niektóre przepisy k.s.h., jak choćby art. 20 i 3751 k.s.h. (w odniesieniu do spółek jednoosobowych), zmodyfikować przepisy art. 428–429 k.s.h.? Czy powinny obowiązywać przepisy ustawy o komercjalizacji regulujące udział pracowników w organach spółki, w sytuacji gdy Skarb Państwa jest wspólnikiem mniejszościowym albo, co więcej, zbył wszystkie akcje? Przecież nikt nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z wyjątkową grupą podmiotów, a mimo to godzimy się na dziwne figury gimnastyczne, jakie muszą one wykonać. Najczęściej jest to szpagat. Nie są one mitycznymi potworami z tytułu tego felietonu, ale często dobrodziejami, nie tylko dywidendowymi, ale i społecznymi. Zapomina się też o wysokim poziomie kadr menedżerskich w takich spółkach. Coraz częściej zarządzają podmiotami, które uczestniczą w globalnej konkurencji, a do tego nonsensownie muszą się zmagać z ustawą kominową.
Powyżej zasygnalizowane problemy to tylko cząstka tych, jakie się rodzą przy kontakcie ze spółkami z udziałem Skarbu Państwa. Najważniejsze, że są dostrzegane i otwarcie się o nich mówi. Jest to niewątpliwą zasługą ministra skarbu państwa, współorganizatora wspomnianej na wstępie konferencji, który, chcąc pozostać realnym właścicielem, porządkuje profesjonalnie obszar wpływu właścicielskiego na takie spółki.
Od jakiegoś roku mam wrażenie, że państwo zachowuje się jak prawdziwy właściciel, który wcale nie musi pozostawać w cieniu i być gorszym wspólnikiem od innych. Może więc dołożyć do tego myśl o uregulowaniu specjalnego statusu spółek z większościowym udziałem Skarbu Państwa oraz spółek kluczowych. I nie chodzi tu o złotą akcję, tylko o dostosowanie przepisów prawa do tej grupy podmiotów. Skoro w Ministerstwie Skarbu Państwa powstał departament polityki właścicielskiej – tego należy pogratulować – to może w swojej optyce ujmie i ten problem.