Każdego roku do rzecznika odpowiedzialności zawodowej składanych jest kilka tysięcy skarg od pacjentów lub ich rodzin. Chodzi o błędy w sztuce lekarskiej. Problem jednak w tym, że zaledwie 10 procent z tych skarg trafia do sądów lekarskich. A z tych, które już tam trafią od 60 do 80 proc. spraw kończy się skazaniem lekarza za to, że nie dochował on "należytej staranności podczas wykonywania swoich obowiązków". Być może dlatego coraz częściej sprawy swój finał znajdują w sądach powszechnych ale tam postępowania trwają latami.

Pani Halina kilka lat temu w wyniku błędu lekarskiego straciła matkę. I choć jak podkreśla w jej opinii wina lekarza nie budzi wątpliwości do dziś nie poniósł on żadnych konsekwencji. Proces rozpoczął się w 2009 roku, teraz mamy 2013 i końca nie widać. Lekarze leczyli mamę na udar a zmarła na zawał serca" - opowiada pani Halina.

Największą bolączką tego typu procesów jest powoływanie biegłych. To na ich opinie trzeba często czekać wiele miesięcy. A jak przekonuje sędzia warszawskiego sadu Dorota Radlińska, właściwie przypadki kiedy lekarz przyznaje się do winy nie istnieją. Natomiast często trzeba rozpatrywać opinie uzupełniające a to też czasochłonne. To co jednak na przestrzeni lat zmieniło się na plus to fakt, że opinii nie wystawiają już biegli lekarze z tego samego ośrodka w którym pracuje np oskarżony lekarz. " Biorąc jednak pod uwagę, że rodziny czy poszkodowany pacjent zwracają się najpierw do sądu lekarskiego a dopiero gdy ten skargi nie uzna zwracają się do sądu powszechnego, rzeczywiście postępowanie potrafi trwać łącznie nawet 10 - lat". - przyznaje sędzia Radlińska. Z kolei mec.Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska, specjalizująca się w obronie procesowej lekarzy, przyznała, że nie bez winy są sami adwokaci, którzy celowo przedłużają proces, np. po to, aby doszło do przedawnienia sprawy.