Likwidacja bankowych tytułów egzekucyjnych miała zrównać prawa dłużników i instytucjonalnych wierzycieli. Projekt jednak utknął w rządzie. I nie wiadomo, czy stamtąd wyjdzie.
O co ten spór / Dziennik Gazeta Prawna
Rząd chce zablokować prace nad projektem nowelizacji prawa bankowego, która miała pozbawić banki przywilejów, wynikających z prawa wystawiania bankowych tytułów egzekucyjnych (BTE). Zaproponowane przez posłów zmiany przewidują m.in. uchylenie trzech przepisów – art. 96, 97, i 98 prawa bankowego (Dz.U. z 1997 r. nr 140, poz. 939) – określających procedurę wystawiania tych dokumentów. Dotarliśmy do stanowiska przygotowanego przez ministra finansów, w którym nie wyraził on poparcia wobec poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy – Prawo bankowe oraz niektórych innych ustaw. 19 września 2013 r. stanowisko w tym kształcie przyjął Stały Komitet Rady Ministrów. Do tej pory nie trafiło jednak pod obrady rządu.
Formalnie projekt po pierwszym czytaniu w Sejmie jest dalej procedowany w podkomisji stałej do spraw instytucji finansowych. Prace jednak utknęły w martwym punkcie – w oczekiwaniu na stanowisko rządu. O skali sporu może świadczyć jednak już pierwsze czytanie: tylko cztery głosy (224 do 220) zadecydowały o tym, że posłowie w ogóle zdecydowali się nad projektem pracować.

Przymusowa sytuacja

– Najwięcej egzekucji opartych na bankowym tytule egzekucyjnym opatrzonym klauzulą wykonalności komornicy prowadzą ściągając zadłużenie z kredytów dla osób fizycznych: niespłaconych zadłużeń na kartach kredytowych, kredytów samochodowych i konsumpcyjnych, zaciągniętych na większe wydatki, zwłaszcza przed świętami – wylicza poseł Adam Abramowicz, powołując się na opinię Federacji Konsumentów.
Banki sięgają po ten instrument, gdy dłużnik zalega z zapłatą, nie spłaca w terminie rat. Prawo do korzystania z BTE instytucja nabywa jeszcze zanim wierzytelność powstanie, na samym początku drogi. Decyzję o udzieleniu kredytu podejmuje bowiem dopiero po tym, gdy kredytobiorca pisemnie podda się egzekucji. Przy zawieraniu umowy kredytowej potencjalny dłużnik znajduje się więc de facto w sytuacji przymusowej.
Wobec takiego kredytobiorcy bank, w razie powstania zaległości, może wystąpić o nadanie BTE klauzuli wykonalności. Sąd powinien taki wniosek rozpoznać w ciągu trzech dni. Tytuł egzekucyjny z nadaną klauzulą wykonalności jest już dla komornika podstawą do wszczęcia procedury egzekwowania długu. BTE jest więc szybkim i wygodnym instrumentem ściągania wierzytelności przez bank.
Autorzy projektu uznali jednak, że nadmierne uprzywilejowanie jednego prywatnego podmiotu kosztem innego. W uzasadnieniu projektu ustawy, który miał ten przywilej znieść, powołali się na wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 15 marca 2011 r., w którym orzekł on, że niekonstytucyjne jest nadawanie mocy prawnej dokumentu urzędowego dokumentom wystawianym przez banki; daje im to bowiem za wiele korzyści w stosunku do odbiorców ich usług (sygn. akt P 7/09). Zdaniem autorów omawianego projektu uprawnienie banków do wystawiania bankowych tytułów egzekucyjnym w jeszcze większym stopniu narusza zasadę równości stron umów.
Minister finansów w projekcie stanowiska rządu nie podzielił tego poglądu. Przekonuje, że podpisując oświadczenie, klient wyraża zgodę na prowadzenie egzekucji w razie niedotrzymania warunków umowy. Dlatego nie można odwoływać się tu do wyroku TK, który dotyczył sytuacji innej, istniejącej ex lege, a więc niezależnie od wiedzy i zgody podmiotów korzystających w usług banku.

Korzyści dla jednego

Problem jednak w tym, że bank, który sam na swoją rzecz wystawia tytuł wykonawczy, nie podlega przy tym żadnej kontroli, jaką w normalnych relacjach nad dochodzeniem zobowiązań sprawują sądy.
„Dłużnik nie bierze udziału przy określaniu wymiaru zobowiązania oraz ustalaniu tego, czy dług jest wymagalny, a sąd opatrując klauzulą wykonalności bankowy tytuł wykonawczy bada jedynie jego formalne wymogi. Również państwo nie kontroluje sposobu, w jaki banki korzystają ze swoich uprawnień, na przykład ile wystawiły tytułów w stosunku do tego samego dłużnika i czy nie antydatowały ich” – argumentują autorzy projektu.
– Rozwiązania dotyczące egzekucji zawarte w prawie bankowym są korzystne wyłącznie dla sektora finansowego. W dodatku instytucje finansowe nadużywają ich. Korzystanie przez banki z tej procedury spowodowało upadłość wielu polskich przedsiębiorstw, a prywatne osoby doprowadziło do bankructwa – ocenia Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości.
– Bankowi wygodniej jest wszcząć egzekucję, niż prowadzić postępowanie ugodowe z kredytobiorcą – dodaje ekspert.

Grożą: będzie drożej

Z oczywistych więc przyczyn najbardziej na zablokowaniu nowelizacji zależy samym bankom. Przekonują, że BTE to korzyść także dla dłużników: ponieważ przyśpiesza i upraszcza postępowanie, czyni je też tańszym; bo dłużnik nie ponosi kosztów procesu sądowego. Wiceprezes Związku Banków Polskich Jerzy Bańka przedstawił nawet Sejmowi symulację: przy zadłużeniu klienta na 100 tys. zł w razie konieczności skierowania sprawy o zapłatę do sądu opłata wynosi 500 zł. A nadanie klauzuli wykonalności BTE to koszt jedynie 50 zł.
Banki przekonują także, że kontrola sądów nad posługiwaniem się BTE istnieje: po nadaniu tytułowi klauzuli wykonalności dłużnik może wszak bronić swoich praw, składając zażalenie na takie postanowienie sądu lub wnosząc powództwo przeciwegzekucyjne. Co więcej, dłużnik jeszcze przed wystawieniem przez bank BTE może wnieść powództwo o ustalenie nieistnienia stosunku prawnego i podnieść zarzut nieważności lub bezskuteczności zgłoszonego przez siebie oświadczenia o poddaniu się egzekucji.
Ale zwolennikiem utrzymania BTE jest również Komisja Nadzoru Finansowego. Jej przewodniczący Andrzej Jakubiak w piśmie do Sejmu zwrócił uwagę, że wyeliminowanie tytułu z obrotu prawnego spowoduje, że banki sięgną po inne instrumenty o podobnym charakterze. A jeśli nie, to będą dochodziły roszczeń na zasadach ogólnych. To z kolei spowoduje wydłużenie procesów windykacji, czego dodatkowe koszty ponosić będą kredytobiorcy.

Uprawnienia banków naruszają zasadę równości stron umów

Etap legislacyjny
Projekt po I czytaniu