Spore koszty, niemal zero efektów – tak sędziowie rodzinni podsumowują przymusowe leczenie odwykowe. I postulują przekazanie tych spraw gminnym komisjom do spraw rozwiązywania problemów alkoholowych.
Spore koszty, niemal zero efektów – tak sędziowie rodzinni podsumowują przymusowe leczenie odwykowe. I postulują przekazanie tych spraw gminnym komisjom do spraw rozwiązywania problemów alkoholowych.
Co najmniej 7,3 mln zł wydały sądy w 2012 r. na same tylko opinie biegłych w sprawach o nałożenie obowiązku leczenia. A do tego należy doliczyć koszty rozpraw, przymusowych doprowadzeń przez policję osób uzależnionych od alkoholu na badania, a później do zakładów leczniczych. Wszystko i tak psu na budę: bo alkoholik albo nie chce się leczyć, albo nie ma dla niego miejsca w placówce medycznej.
/>
Tryb, o którym mowa, został zapisany w ustawie o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 1356 – dalej ustawa antyalkoholowa). Rozpatrywaniem wniosków o zastosowanie przymusowego leczenia odwykowego obciążone zostały sądy rodzinne.
– Wcześniej zajmowały się tym gminne komisje do spraw rozwiązywania problemów alkoholowych. W pewnym momencie ktoś jednak doszedł do wniosku, że będzie lepiej, gdy tego typu sprawy zostaną objęte kognicją sądów – mówi sędzia Ewa Waszkiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Sądów Rodzinnych.
Tymczasem w ciągu ostatnich 10 lat nastąpił znaczny wzrost liczby tych postępowań. O ile w 2000 r. wniosków o zastosowanie obowiązku poddania się leczeniu odwykowemu wpłynęło do sądów ponad 24,5 tys., to w 2012 r. było ich już 40 159. Tym samym wzrosła liczba osób zobowiązanych do leczenia – z 35 tys. w 2000 r. do prawie 55 tys. w ubiegłym roku.
Nic więc dziwnego, że tego typu postępowania zaczynają być sporym obciążeniem dla sądów.
– Miesięcznie na 70–80 spraw, jakie kończę w ramach mojego referatu, prawie 10 dotyczy odwykowego leczenia – wskazuje Tomasz Marczyński, sędzia Sądu Rejonowego w Bełchatowie.
Podaje, że w 2012 r. na 2350 wszystkich spraw, jakie wpłynęły do jego wydziału, aż 205 to były właśnie sprawy o leczenie odwykowe.
Środowisko sędziowskie postuluje więc, aby zmniejszyć kognicję sądów w zakresie tych postępowań. Zwłaszcza że zachodu z nimi dużo, a efekty – mierne.
Zgodnie z ustawą antyalkoholową przed wydaniem postanowienia sąd musi poddać osobę, której postępowanie dotyczy, odpowiednim badaniom. Robi to w celu uzyskania opinii biegłego w przedmiocie uzależnienia od alkoholu. Wysokość wynagrodzenia biegłego nie jest sztywna, a mieści się w widełkach.
Obecnie minimalna stawka dla biegłego sporządzającego opinię w tego typu sprawach wynosi ok. 90 zł, a maksymalna ok. 190 zł. – W naszym sądzie zazwyczaj biegli otrzymują 150 zł za wydaną opinię. Tę kwotę należy pomnożyć razy dwa, bo w przypadku postępowań o przymusowe leczenie odwykowe opinię musi wydać zarówno psycholog, jak i psychiatra – tłumaczy sędzia Marczyński.
Ale wynagrodzenie dla biegłych to niejedyny koszt.
– Należy do tego doliczyć koszty przymusowych doprowadzeń. Jeżeli uczestnik nie chce dobrowolnie stawić się na badania, to po kilku bezskutecznych wezwaniach zarządzamy doprowadzenie przez policję. I zaczyna się zabawa w chowanego. Policja często nie jest skuteczna i informuje sąd, że nie zastała pod danym adresem osoby i nie może jej doprowadzić. Bywa że doprowadzenie na samo badanie trwa około sześciu miesięcy, po wydaniu wielu nakazów – opowiada Tomasz Marczyński.
Po otrzymaniu opinii biegłych sąd podejmuje decyzję, czy zastosować wobec uzależnionego obowiązek poddania się leczeniu w zakładzie stacjonarnym czy też niestacjonarnym. Może także orzec nadzór kuratora.
– Z wymierzaniem sprawiedliwości ma to niewiele wspólnego. Nie sądzę, żeby znalazł się sędzia, który na przekór opinii biegłych lekarzy nie skierowałby uczestnika postępowania na przymusowe leczenie – podnosi prezes Waszkiewicz.
Sąd, wydając wreszcie orzeczenie, wskazuje też, do jakiego zakładu i kiedy ma się zgłosić uzależniony.
– Rzadko jednak zdarza się, aby taka osoba zgłosiła się na leczenie dobrowolnie. Po raz kolejny więc sąd musi zwrócić się do policji o jej przymusowe doprowadzenie – tłumaczy sędzia Waszkiewicz.
Po co to wszystko?
– Jeżeli taka osoba nie chce się leczyć, to nawet zamknięcie jej w ośrodku odwykowym nic nie da. Po wyjściu wróci do starych nawyków – uważa Ewa Waszkiewicz.
Ale i to nie koniec absurdów.
– Postanowienie o obowiązku poddania się przymusowemu leczeniu odwykowemu wysyłamy również do placówki medycznej. I tu się zaczyna kolejny problem. Otóż zazwyczaj otrzymujemy odpowiedź, z której wynika, że rozpoczęcie leczenia w bliskim terminie nie jest możliwe, gdyż w zakładzie nie ma wolnych miejsc – tłumaczy bełchatowski sędzia.
Potwierdzają to również ministerialne statystyki. W 2012 r. osób oczekujących na umieszczenie w zakładzie stacjonarnym było 14 021.
– Paradoks polega na tym, że obowiązek poddania się leczeniu może zostać nałożony maksymalnie na dwa lata. Oznacza to, że sędzia i kurator tylko w tym okresie mogą nadzorować wykonywanie obowiązku leczenia. Tymczasem w moim wydziale w sprawach, które zostały zakończone prawomocnie w maju 2013 r., placówka medyczna wyznaczyła terminy podjęcia terapii w trybie zamkniętym na marzec 2015 r., a więc na dwa miesiące przed końcem postępowania wykonawczego – mówi sędzia Marczyński.
Zdaniem sędzi Waszkiewicz to podważa autorytet sądów.
Dlatego Tomasz Marczyński postuluje, by zrezygnować z tej zupełnie nieefektywnej formy postępowań prowadzonych przez sądy rodzinne. W zamian powinno się wyposażyć komisje ds. rozwiązywania problemów alkoholowych w nowe instrumenty wpływania na osoby nadużywające alkoholu.
– Nie dziwi mnie, że sędziowie rodzinni nie są szczęśliwi z tego powodu, że muszą rzucać wszystkie prowadzone przez siebie sprawy, aby zająć się takimi wnioskami – wtóruje dr Marcin Warchoł, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Zgodnie z ustawą antyalkoholową rozprawa poprzedzająca wydanie orzeczenia o obowiązku poddania się przymusowemu leczeniu odwykowemu musi zostać przeprowadzona w terminie jednego miesiąca od dnia wpływu wniosku.
– Angażowanie do tego typu spraw tak wysoko wykwalifikowanego specjalisty jak sędzia rzeczywiście mija się z celem – przyznaje dr Warchoł.
Mimo to zaznacza, że nie widzi innego rozwiązania.
– Trzeba pamiętać, że w przypadku leczenia w zakładzie zamkniętym mamy do czynienia z przymusowym pozbawieniem wolności. A o tym decydować powinny jedynie sądy. W przeciwnym wypadku może pojawić się zarzut niezgodności z konstytucją – zauważa ekspert.
Z tego właśnie powodu nie podoba mu się pomysł, aby te sprawy oddać w ręce gminnych komisji.
Wyjścia z sytuacji nie widzi też resort sprawiedliwości.
– Nie są prowadzone prace legislacyjne mające na celu przekazanie kompetencji w zakresie rozstrzygania spraw o zastosowanie obowiązku leczenia odwykowego komisjom rozwiązywania problemów alkoholowych – informuje Patrycja Loose, rzecznik prasowy ministra sprawiedliwości.
Sędziowie rodzinni są więc skazani na rozpatrywanie tego typu spraw. A w przyszłości może ich być jeszcze więcej. W Trybunale Konstytucyjnym czeka na rozpatrzenie wniosek rzecznika praw obywatelskich. Domaga się on uznania za niezgodne z ustawą zasadniczą przepisów ustawy antyalkoholowej, zgodnie z którymi tylko komisje rozwiązywania problemów alkoholowych oraz prokuratorzy mogą składać wnioski o nałożenie obowiązku poddania się przymusowemu leczeniu odwykowemu.
Zdaniem RPO takie prawo powinny mieć m.in. osoby bliskie dla uzależnionego. Wniosek rzecznika poparł Andrzej Seremet, prokurator generalny.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama