Regulacje bioetyczne to problem interdyscyplinarny, dotyka spraw delikatnych i specjalistycznych zarazem. Nie da się jej zrobić w pojedynkę. Oprócz długiej listy spraw, w której nie zgadzamy się z ministrem Gowinem, konwencja jest raczej polem współpracy - twierdzi Agnieszka Kozłowska-Rajewicz.
Mówi po prostu „Agnieszko”.
„Pani minister”. Zgodnie z moim formalnym statusem i funkcją – jestem przecież sekretarzem stanu, ministrem w jego kancelarii.
I jesteśmy w toku intensywnych prac ratyfikacyjnych. Otrzymałam decyzję Rady Ministrów o koordynowaniu prac nad konwencją, przygotowałam wniosek ratyfikacyjny wraz z załącznikami, spłynęły uwagi ze strony resortów. Teraz przygotowujemy odpowiedzi na te uwagi, spotykamy się też na konferencjach uzgodnieniowych i spotkaniach roboczych w podzespołach. Narzuciliśmy spore tempo, ale nie mogę odpowiadać za 16 lat opóźnień.
Dlaczego?
To wniosek o jeszcze jeden protokół dodatkowy, bez przesądzania, kto miałby go wykonywać. Decyzja rządu jest jasna: ja przygotowuję wniosek ratyfikacyjny we współpracy z kluczowymi resortami sprawiedliwości i zdrowia. To jest konwencja interdyscyplinarna, dotyka spraw delikatnych i specjalistycznych zarazem, nie da się jej zrobić w pojedynkę. Doceniam to, że inni ministrowie chcą aktywnie uczestniczyć w tych pracach, ale to nie oznacza, że przekazuję im zarządzanie tym procesem.
Przygotowuję do ratyfikacji konwencję i jeden protokół dodatkowy. Jeśli będzie decyzja o kolejnym, nie musi iść razem z konwencją. To niezależne dokumenty. Nie spodziewam się ze strony ministra sprawiedliwości blokowania tej konwencji. Oprócz długiej listy spraw, w których się nie zgadzamy, sprawa konwencji bioetycznej jest raczej polem współpracy niż sporu. Oboje uważamy, że jej ratyfikacja, która wyznacza pewną minimalną ochronę w kontekście rozwoju nauki, medycyny i biologii, powinna być naszym priorytetem. Minimalny standard, który narzuca konwencja, jest mało kontrowersyjny. Oczywiście wielu powie, że potrzebujemy wyższych standardów ochrony. Ale wyższy standard ochrony to już prawo krajowe, nie konwencja. Konwencji nie modyfikujemy, możemy się na nią jedynie zgodzić lub nie.
Jestem zdeterminowana, aby prace nad ratyfikacją konwencji zakończyły się w 2013 r.
Jak najbardziej. Ratyfikacja to poważna sprawa, już nie deklaracja intencji, jak to jest przy podpisaniu, ale zobowiązanie do dopasowania prawa krajowego do przepisów konwencyjnych. Ratyfikację można przeprowadzać na dwa sposoby. Najpierw uzgodnić prawo – stworzyć i uchwalić brakujące przepisy – albo przygotować bardzo szczegółowy wniosek ratyfikacyjny, w którym wskazane są luki i sprzeczności prawa krajowego z konwencją, wraz ze szczegółowym planem oraz trybem, w jakim nastąpi uzgodnienie prawa.
Gdybym nie była zwolenniczką opcji drugiej, to mielibyśmy ratyfikację za kilka lat. Ratyfikacja oznacza, że w razie kolizji lub braku przepisów nadrzędne staje się prawo konwencji. Dlatego wniosek ratyfikacyjny to zwykle bardzo poważna przymiarka do potrzebnych zmian prawnych.
O to trzeba pytać ministra sprawiedliwości. Jeśli chodzi o mnie, nie widzę problemu, nie traktuję tych uwag personalnie. Przy dokumencie liczącym dziesiątki stron zdarzają się błędy i niekonsekwentne zapisywanie terminów, a uwagi pomagają w ich usuwaniu. Ja osobiście wolę, jeśli uwagi są szczegółowe, wiem, na której stronie i w którym zdaniu jest błąd czy niedopatrzenie, niż uwagi generalne typu „w tekście zdarzają się literówki” lub „tekst wymaga dopracowania redakcyjnego”. Jak będzie trzeba, to uzgodnimy nawet przecinki w tym dokumencie. Przecież chodzi o to, żeby wniosek był jak najlepszy.
Na pewno jeszcze raz musimy przyjrzeć się konwencji i zastanowić się nad zastrzeżeniami. Ich zgłaszanie zależy od interpretacji i woli modyfikacji przepisów krajowych. Dlatego na tym etapie nie chciałabym wypowiadać się na temat zastrzeżeń.
Tak. Przykładowo konwencja zabrania czerpania zysków ze sprzedaży części ciała ludzkiego. Nasz system honorowego krwiodawstwa dopuszcza, aby dla rzadkich grup była możliwa rekompensata finansowa dla dawców. Pytanie, czy można ją traktować jako czerpanie zysku? Możliwe, że po analizie żadne zastrzeżenie nie będzie potrzebne.
Jeśli zgodzimy się na zmianę prawa krajowego, zastrzeżenia nie będą potrzebne.
Na razie nie będziemy się zajmować deklaracjami. Tego typu stanowiska nie mają charakteru normatywnego. Jestem zwolenniczką prostych rozwiązań. Deklaracje mają znaczenie tylko w polityce wewnętrznej, dlatego będę dążyła do tego, aby żadnych deklaracji nie było.
Deklarację interpretacyjną złożyliśmy przy konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet.
Tak, podobnie jak Włochy. Deklaracje są istotne dla tych, którzy czują się niepewnie w sprawie skutków konwencji.
Nie minister. Chodzi raczej o grupę obywateli, którzy obawiają się, że umowa międzypaństwowa stanie się podstawą do zmiany konstytucji.
Pozostało
94%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama