Kierowcy utyskują na pisma wzywające do zapłacenia mandatu za wykroczenia drogowe zarejestrowane przez fotoradary, przesyłane bez zdjęcia pojazdu. Pochopnie przyznając się do wykroczenia, ryzykuje się zarzut fałszywych zeznań.
Jedni są świadomi tego, że popełnili wykroczenie, ale chcą zobaczyć zdjęcie w nadziei, że będzie na tyle nieczytelne, że pozwoli im uniknąć odpowiedzialności. Inni z kolei są przekonani, że to nie oni złamali przepisy, i żądają fotografii, by udowodnić swoją niewinność. Okazuje się jednak, że niedołączanie zdjęcia do wezwania do zapłacenia mandatu może mieć niekorzystne skutki nawet wobec tych kierowców, którzy ani nie kwestionują swojej winy, ani nie próbują uniknąć odpowiedzialności.
Przekonała się o tym nasza czytelniczka, która dostała pismo od stołecznej straży miejskiej informujące, że jej auto przekroczyło prędkość, co zarejestrował fotoradar. Straż miejska zaproponowała karę w postaci mandatu 200 zł i 6 punktów karnych. W związku z tym, zgodnie ze standardową procedurą, właścicielka pojazdu miała do wyboru wypełnienie jednego z trzech załączników:
A – w którym oświadcza, że to ona prowadziła pojazd, więc zgadza się na mandat i przyjęcie punktów karnych,
B – w którym wskazuje dane kierującego autem, jeśli to nie właściciel pojazdu popełnił wykroczenie. To wobec osoby wskazanej będzie dalej prowadzone postępowanie,
C – w którym nie przyznaje się do winy, ale nie wskazuje też sprawcy wykroczenia. To z kolei stanowi wykroczenie z art. 96 par. 3 kodeksu wykroczeń i skutkuje nałożeniem mandatu na właściciela pojazdu, ale bez punktów karnych.
Czytelniczka wypełniła oświadczenie, że zgadza się na nałożenie mandatu i obciążenie jej konta punktami karnymi. Normalnie powinno to kończyć sprawę, a właściciel w ciągu 180 dni od popełnienia wykroczenia powinien otrzymać mandat karny. Ale nie tym razem.
Nadgorliwość nie popłaca
– Po dwóch miesiącach przyszło ze straży miejskiej kolejne pismo. Tym razem już ze zdjęciem dokumentującym wykroczenie. Tylko że na fotografii widnieje mężczyzna. W związku z tym wezwano mnie do stawienia się w siedzibie straży, bo teraz jestem podejrzewana o składanie fałszywych zeznań – irytuje się kobieta.
A za takie przestępstwo, zgodnie z art. 233 kodeksu karnego grozi do 3 lat pozbawienia wolności.
Okazało się, że z samochodu korzysta też czasem córka czytelniczki, a ta pożyczyła auto koledze. Pech chciał, że to on przekroczył prędkość przed fotoradarem.
– Gdybym widziała zdjęcie od razu, to przecież nie pisałabym oświadczenia, że to ja popełniłam wykroczenie. Dlaczego nie dano mi tej szansy? Zamiast tego straż miejska pisała, że istnieje możliwość zakończenia sprawy bez konieczności stawiennictwa w jej siedzibie. Wystarczyło zgodzić się na mandat – tłumaczy czytelniczka.
– Dotyczy to sytuacji, w których kierowca jest pewny, że to on jest sprawcą wykroczenia – tłumaczy Monika Niżniak, rzecznik warszawskiej straży miejskiej.
– Kiedy są jakiekolwiek wątpliwości co do tego, kto kierował samochodem i złamał przepisy, nie należy wypełniać żadnych dokumentów, tylko udać się do siedziby straży miejskiej, by na miejscu zapoznać się ze zdjęciem. Wtedy uniknęlibyśmy takich sytuacji – dodaje Niżniak.
Jak informuje straż miejska, oświadczenia składane przez właścicieli pojazdów są wyrywkowo weryfikowane, by ukrócić zjawisko handlu punktami. Zwykle dotyczy to sytuacji, w których to właściciel auta, chcąc uniknąć punktów karnych, płaci innemu kierowcy, by wziął winę na siebie. Wielu z tych problemów udałoby się uniknąć, gdyby służby kontrolne wraz z wezwaniem do zapłacenia mandatu przesyłały fotografie dokumentujące naruszenie przepisów. Dlaczego straż miejska zaniechała tej praktyki?
Nie ma podstaw do wysyłania zdjęć
– Straż Miejska m.st. Warszawy, zgodnie z zasadą legalizmu wyrażoną w art. 7 konstytucji, działa na podstawie i w granicach prawa. Tymczasem wraz w wejściem w życie rozporządzenia prezesa Rady Ministrów z 7 września 2011 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie nakładania grzywien w drodze mandatu karnego (Dz.U. z 2011 r. nr 187, poz. 1116) uchylono jego par. 7 pkt 6 – tłumaczy Monika Niżniak.
Przepis ten stanowił, że organ prowadząc postępowanie w sprawie wykroczenia stwierdzonego za pomocą fotoradaru, zobowiązany jest do przesyłania wraz z wystawionym mandatem zaocznym fotografii (po usunięciu z niej wizerunków innych osób niż sprawca wykroczenia).
– Biorąc pod uwagę to, iż w obecnym stanie prawnym ww. regulacja została uchylona, to brak jest podstaw, aby organ prowadzący czynności w sprawie o wykroczenie wysyłał fotografie z urządzenia rejestrującego do wglądu uczestników postępowania – rozkłada ręce Monika Niżniak.
– Na tym przykładzie jak na dłoni widać, do czego doprowadziło wykreślenie obowiązku przesyłania zdjęć obrazujących wykroczenie – komentuje prof. Ryszard Stefański, prawnik z Uczelni Łazarskiego specjalizujący się prawie drogowym.
– Zrezygnowano z tego z powodu dużych kosztów, jakie generował ten obowiązek. To jednak nietrafne uzasadnienie, bo tego typu spraw jest tyle, że koszty zwróciłyby się z nawiązką. Jednocześnie, chcąc ułatwić życie służbom, ustawodawca utrudnił je właścicielom pojazdów – dodaje prawnik.