Wczorajsza główna informacja na stronie premiera to deregulacja. Dziś bowiem kolejne głosowanie w Sejmie, „rozstrzygająca próba sił” – przekonuje Jarosław Gowin. „Pokaże ono, czy polska klasa polityczna kieruje się dobrem obywateli, czy też interesem wpływowych grup nacisku...”.





Jak wiadomo, minister Gowin ma na punkcie deregulacji (w tym przypadku otwarcia dostępu do 50 profesji) pozytywną szajbę. Tymczasem wczoraj weszło też w życie (to przykład pierwszy z brzegu) rozporządzenie precyzujące zakres wiedzy, jaką trzeba posiąść przed egzaminem na drugi stopień licencji pracownika ochrony fizycznej. Są tu wybrane zagadnienia prawa karnego materialnego i procesowego, prawa administracyjnego, prawa pracy, a nawet psychologii i socjologii pracy.
W międzyczasie rząd opracował także projekt założeń do ustawy o ochronie zwierząt wykorzystywanych do celów naukowych. Precyzuje on wymogi dla pracowników, którzy opiekują się szczurami – będą musieli posiadać wykształcenie wyższe w zakresie weterynarii, zootechniki czy biologii lub ukończoną szkołę średnią zawodową i tytuł technika w zawodach związanych z chowem lub hodowlą zwierząt, bądź też wykształcenie średnie wraz z odbytymi szkoleniami.
Już po ujawnieniu pozytywnej szajby ministra Gowina weszły też w życie np. przepisy delegalizujące przewóz osób, który naruszał interesy licencjonowanych taksówkarzy. Czy tylko mnie taka robota kojarzy się z Syzyfem? Po cóż otwierać kolejne zawody, skoro w międzyczasie zamyka się inne? Że to nowe zamykanie jest lepsze, bardziej postępowe i europejskie, a stare wynikało ze spetryfikowanych układów i sitw?
Czy młodym szukającym pracy to robi różnicę?Choć to niezgodne z moją wiarą, to nie mam wyjścia: postuluję utworzenie odrębnego ministerstwa deregulacji. Serio. Mieliśmy już w rządzie kilka mniej potrzebnych resortów, a ten może nie byłby taki zły.
Wśród podstawowych zadań miałby racjonalizowanie inicjatyw pozostałych ministrów. Minister zgłaszałby projekt, a resort deregulacji sprawdzałby, czy podobne przepisy już nie tkwią gdzieś zapomniane w innej ustawie, czy wprowadzenie nowych nie wymaga usunięcia kilkunastu starych, i jakie zakazy i nakazy powykreślać. Może obeszłoby się nawet bez setek urzędników i dziesiątek limuzyn.
Wystarczyłoby kilkunastu rozgarniętych prawników i legislatorów.
Pomysł prosty i niedrogi, ojczyźnie mogę nawet oddać go za darmo. Tyle że najprostsze rozwiązania mają na ogół najbardziej pod górkę.