Adwokaci to trzecia korporacja prawna (po notariuszach i radcach prawnych), która walczyła przed Trybunałem Konstytucyjnym o uznanie, że otwarcie ich zawodu było niezgodne z ustawą zasadniczą. Tak jak poprzednikom adwokatom również się nie udało.
Naczelna Rada Adwokacka zakwestionowała liczne przepisy ustawy – Prawo o adwokaturze, zmienione nowelą z 2009 r. Umożliwiła ona wpisanie na listę adwokatów prawników bez odbycia aplikacji adwokackiej. Wystarczy, że zdali egzamin sędziowski lub prokuratorski i przez co najmniej 3 lata pracowali w kancelariach lub spółkach adwokackich bądź radcowskich, wykonując czynności wymagające wiedzy prawniczej bezpośrednio związane z udzielaniem pomocy prawnej.
Podobny przywilej uzyskali przed czterema laty także doktorzy prawa i magistrowie z pięcioletnim doświadczeniem prawniczym.
Pełnomocnicy NRA wskazywali na wczorajszej rozprawie przed TK, że o ile aplikacja sądowa lub prokuratorska może być uznana za równoważną adwokackiej, o tyle przygotowanie teoretycznej pracy doktorskiej – zdecydowanie nie.
Rada podważała obecny kształt egzaminu adwokackiego, który jest pisemny i w części polega na zakreśleniu odpowiedniej odpowiedzi w teście. – Taki model nie zapewnia prawidłowej weryfikacji umiejętności – argumentował na rozprawie przed TK pełnomocnik NRA adwokat Szymon Byczko.
„NRA od lat stoi na stanowisku szerokiego otwarcia zawodu. Niemniej, chodzi o otwarcie zawodu adwokata, a nie przyznawanie tytułu zawodowego osobom o niezweryfikowanych kwalifikacjach” – przekonywali adwokaci we wniosku do trybunału.
Trybunał Konstytucyjny uznał jednak wszystkie zarzuty korporacji za nietrafione.
– Uzależnienie uzyskania wpisu na listę adwokatów od faktycznego wykonywania przez odpowiedni czas czynności bezpośrednio związanych ze świadczeniem pomocy prawnej nie narusza konstytucji – wskazała sędzia Sławomira Wronkowska-Jaśkiewicz, uzasadniając wyrok.
Wykonywanie tych czynności pozwala bowiem zdobyć doświadczenie wystarczające do wpisania na listę adwokatów lub dopuszczenia do egzaminu.
Andrzej Michałowski, adwokat z kancelarii Michałowski Stefański, członek Naczelnej Rady Adwokackiej
Jeżeli w tej chwili można się jeszcze o coś spierać, to o to, czy adwokat powinien umieć mówić. A zatem czy na egzaminie na aplikację, a następnie na egzaminie końcowym ta umiejętność powinna być weryfikowana. Można mieć wątpliwości, jeśli chodzi o nabór na aplikację: na studiach prawniczych nie wykształca się bowiem zdolności retorycznych.Inaczej wygląda sytuacja na szkoleniu aplikantów, którzy mają zajęcia z publicznego prezentowania swoich racji. Wydaje się zatem, że w interesie klientów byłoby, aby na końcu szkolenia przyszli adwokaci byli poddawani weryfikacji pod tym kątem. Na razie jednak ten argument środowiska nie znajduje uznania.
Komentarze (31)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeI gdy tak czytam te "nareszcie!", z których wynika kompletna nieznajomość tego, co się komentuje, to bardziej zrozumiałe staje się stanowisko NRA.
Good luck with that, zwłaszcza w odniesieniu do kpc ;-) Na poziomie podstawowym owszem, ale nieznajomością kpc (i przekładaniem na grunt kpc myślenia z kpa) można klientowi zrobić dużą krzywdę.
Odnośnie wpisów:
"Ewentualnym rozwiązaniem mogłoby być otwarcie korporacji radcowskiej w ten sposób, że mógłby się do niej zapisywać każdy, kto wykonuje przez kilka lat zawód prawnika w firmie albo urzędzie. Czyli do powrót do czasów tego systemu jeszcze bez patologii, przy pozostawieniu adwokatom spraw karnych i rodzinnych. Z możliwością przeniesienia po egzaminie i praktyce do korporacji adwokackiej, po kilku latach praktyki jako radca."
"Dobry model proponował schowana w szufladzie przez bodajże Dorna, ustawa o doradcach prawnych. Tam proponowany był model stopniowego dochodzenia do uprawnień, bez konieczności kontynuowania.
Pierwszy stopień to miało być prawo cywilne - dostępne dla wszystkich magistrów prawa.
Drugi karne i rodzinne - po praktyce i egzaminie.
Trzeci postepowanie prze SN."
post kasacyjne - tu ok. Prawo rodzinne jako wyższy stopień wtajemniczenia? No proszę... Komentarz jw. do cywila, chociaż jak sobie myślę to może i lepiej - będzie więcej zabawy przy "przejeżdżaniu" się" po przeciwniku jak coś skopie z kpc/kc etc.
Zapewne to kucharze powinni się wypowiadać w sprawach adwokatów, ... a w sprawach sędziów drużnicy.
Pierwsze fałszywe założenie takiej edukacji, to że taki patron może mnie cokolwiek nauczyć. Może to bałwan utrzymujący się z pobierania honorariów od przegranych spraw albo przegranych urzędówek? Czy ktoś wyklucza kiepskich adwokatów z palestry?
Drugie fałszywe założenie, że do nauczenia się pisania pism i odzywania w sądzie potrzebna jest obserwacja patrona. Skąd wiadomo, że zachowanie patrona jest najlepszym z możliwych? Skąd wiadomo, że nie robi on błędów, które powielane bardziej szkodzą klientowi niż pomagają?
Trzecie fałszywe założenie - patron dysponuje wiedzą objawioną, wszak nikt go nie uczy w razie pojawiania się nowych instytucji prawnych. Np. cała olbrzymia gałąź - prawo UE - i patroni metodą objawienia zdobyli monopol na reprezentowanie klientów przed organami ETS. Mieli jakąś praktykę? Nie! Zdawali jakiś egzamin? Nie!
Ja wiem, że podpatrywanie to taka pierwotna forma edukacji u naczelnych, ale przecież już chwilę temu zeszlismy z gałęzi i powinniśmy do sprawy podchodzić naukowo, a nie pierwotnie.
Adwokat to nie jest zawód zaufania publicznego. Udawanie, że jest inaczej to jest ściema dla tych, którym nie chce się chwilę pomyśleć. To jest oficjalne łamanie konstytucji, choć nawet dziecko wie, że adwokat nie może być zawodem zaufania publicznego, bo nie działa w interesie publicznym.
STRONNICZOŚĆ jest wpisana w charakter tego zawodu.
Zawody zaufania publicznego to te, dla których cechą wyróżniającą jest OBIEKTYWIZM.
Zawód adwokata (radcy prawnego również) to zawód polegający od zawsze, na reprezentowaniu interesu prywatnego bez oglądania się na interes publiczny.
Nawet słowo "mecenas" to kolejny dowód na to, że nie ten zawód nie ma nic wspólnego z obiektywizmem czy zaufaniem społecznym. Źródłem słowa mecenas jest łaciński wyraz oznaczający najemnika - czyli człowieka wynajmującego się za pieniądze.
Zawody te stawiają sie w opozycji do społeczeństwa. Złoczyńca reprezentowany przez adwokata nie musi się obawiać, że adwokat zadziała w interesie społeczeństwa i wskaże, że jednak jego klient to bydle, które powinno być izolowane na zawsze. Wręcz przeciwnie, za pieniądze, będzie udowadniał, że jest wręcz przeciwnie, nawet mając pełną świadomość że powinno być inaczej. Jak w takim przypadku można mówić o zaufaniu publicznym??? Jak społeczeństwo ma ufać komuś, dla kogo etyka zawodowa może polegać na, łagodnie mówiąc, mijaniu się z prawdą.
Kolejna sprawa to fakt, że w sprawach cywilnych adwokat (radca prawny) reprezentuje interes strony przeciwnej, bez zważania na interes drugiej strony. Gdyby było inaczej, to druga strona nie potrzebowałaby wynajmować swojego pełnomocnika, ani nawet nie potrzeba byłoby sędziego. Skoro jakiś zawód cieszy się zaufaniem publicznym to przecież wszyscy powinni mu ufać, więc nie ma potrzeby utrzymywac sędziów.
Monopol tych zawodów jest ordynarnym łamaniem art. 17 konstytucji.
Art. 17.
1. W drodze ustawy można tworzyć samorządy zawodowe, reprezentujące osoby wykonujące zawody zaufania publicznego i sprawujące pieczę nad należytym wykonywaniem tych zawodów w granicach interesu publicznego i dla jego ochrony.
2. W drodze ustawy można tworzyć również inne rodzaje samorządu. Samorządy te nie mogą naruszać wolności wykonywania zawodu ani ograniczać wolności podejmowania działalności gospodarczej.
Ust. 2 wyraźnie zakazuje podejmowania lobbingu przeciwko ludziom chcącym wykonywać zawód prawnika. A co sie dzieje w sprawie uwalniania zawodów prawniczych?.Ale przecież bezprawie w tym kraju nikogo już nie razi, nawet prawników.
Pamiętać jednak trzeba,że wpis na listę adwokatów,radców czy notariuszy ma charakter nadal uznaniowy bo izby prawnicze biorą pod uwagę nie tylko formalne kryteria,ale też takie jak nieskazitelny charakter czy rękojmia do zawodu prawniczego.Wyrok TK niczego w tej materii nie zmienił.
To ciągła przepychanka między światem praktyków, TK (tzw.doktryną) w aspekcie dopuszczenia do profesji osób z tytułem dr hab nauk czy dr, TK ma pozycję" iudex suspectus",bronił i nadal broni interesów swojego środowiska.a prawdą znaną od wieków jest to,że zawody prawnicze albo są dla osób z rodzin prawniczych albo dla osób uzdolnionych,czyli takich,które maja wrodzoną biegłość w nabywaniu praktycznych,a nie teoretycznych zazwyczaj umiejętności prawniczych,rzadko będąc dobrymi czy naukowo usposobionymi np.studentami.Są to dwa środowiska ,które się wzajemnie wykluczają.Jeśli chodzi o realia polskie,to dobrze byłoby aby osoby z tytułami naukowymi,ale bez zdolności prawniczych,tzn.te,które potrzebują dr czy profesury do zdania egzaminów zawodowych,nie miały wpływu na losy studentów czy absolwentów,gdyż im zwyczajnie szkodzą.Gdy ktoś potrzebuje 5 lat studiów,4 lat doktoratu i 10 lat habilitacji, by w zacnym gronie prawników dobić do ich poziomu,trudno raczej mu będzie nie marnować potencjału kogoś zdolniejszego od siebie,nawet gdy na pierwszy rzut oka, na kogoś takiego on nie wygląda...
Zgonie z nimi korporacja fryzjerek powinna decydować o ilości fryzjeró i zakładó faryzjerskich w mieście. To samo tyczy : szewców, grabarzy, kwiacierek, ksiegarni , sklepów spożywczych , mięsnych czy z art. przemysłowymi. Drodzy państwa taka strowana gospodarkę przeżyliśmy już w latach 1945 do 1989 i zakończyła się upadkiem. Wiec nie powtarzajmy już raz robionej bzdury tylko zlikwidujmy wszelkie koropracje czy koncesje.
Stawki za urzędówki są żenujące, pojawia się szereg utrudnień przy bieżącej pracy w sądzie, gdzie adwokat nie ma żadnych ulepszeń ani uprawnień (BOI, czytelnie, sekretariaty), a tymczasem ORA służy tylko swoim "funkcyjnym" starszym adwokatom, reszta owieczek musi ich utrzymywać i ciągle się spowiadać wymyślanym sprawozdaniom, wizytacjom, rzecznikom, sekretarzom.
Najgorsze, że nie ma już miejsca na szacunek, nie ma też autorytetów, a wielu zapomina o etyce.
Może kiedyś, jak zawód był zamknięty było inaczej?
Teraz każdy może zostać adwokatem, nawet ten co kodeksu etyki nie miał w ręce, co z daleka widać, słychać i czuć. Żal.
Upadek systemu pomocy prawnej to zasługa korporacji prawniczych. Liczy się tylko chwilowe nachapanie i przepędzenie konkurencji przy pomocy aparatu opresyjnego państwa.
Każdy kto pracuje w zawodzie wie jak wiele wysiłku wymaga utrzymanie wiedzy z jednej dziedziny na przyzwoitym poziomie. Tymczasem adwokaci z radcami preferują model omnibusa. A jest wiadome, że jak się ktoś zna na wszystkim, to sie nie zna na niczym.
Dobry model proponował schowana w szufladzie przez bodajże Dorna, ustawa o doradcach prawnych. Tam proponowany był model stopniowego dochodzenia do uprawnień, bez konieczności kontynuowania.
Pierwszy stopień to miało być prawo cywilne - dostępne dla wszystkich magistrów prawa.
Drugi karne i rodzinne - po praktyce i egzaminie.
Trzeci postepowanie prze SN.
Choć pewnie jeszcze lepszym rozwiązaniem byłoby całkowite postawienie na specjalizacje. Każdy zajmuje się tym co sobie wybierze, a klient wybierze sobie takiego specjalistę jakiego mu potrzeba.
Kolejnym absurdem jest preferowanie prawa procesowego przed materialnym. To tak jak w naszym kraju. Preferencja dla kodeksu drogowego przed drogami i samochodami. Tylko że samym kodeksem się nie jeździ.
Procedura to droga dochodzenia do prawdy materialnej w prawie materialnym. Klientom potrzeba specjalistów od prawa materialnego. A wszystkim potrzeba ludzi, którzy będa potrafili argumentować w prawie materialnym, a nie przeciągać procesy z powodu jakichś kruczków prawnych, które istnieją z powodu nieudolności lub "lobbowalności" ustawodawcy.
Preferowanie prawa procesowego to droga do patologii, którą nie powinno się pogłębiać monopolami.
Jednostkowe, wybiórcze doświadczenia, przyprawione zazdrością to materiał na dobrą literaturę, a nie do merytorycznej debaty.
Dlaczego zatem magister prawa wykonujący zawód prawnika - nie może zapisać się bez egzaminu do korporacji radcowskiej. Tego nie da się wyjaśnić racjonalnie.
Tak samo jak się nie da wyjaśnić, czemu radcom przyznaje się kolejnie uprawnienia bez żadnych egzaminów i praktyki i jakoś radcowie prawnie w stosunku do siebie nie nie wrzeszczą, że nie mogą dostać spraw karnych i rodzinnych, skoro 4 lat nie praktykowali u patrona i nie zdali dodatkowego egzaminu.
Wystarczy posłuchać sobie tych "oratorskich popisów" :))))))), żeby nabrać całkowitej pewności, że do wykonywania zawodu adwokata potrzebna jest zdolność wysławiania na poziomie podstawówki.
Gdyby był egzamin ustny to by wróciły problemy w rodzaju: a jaki pomnik stoi w pipidówce górnej, albo jaki był wynik meczu drużyn dynamo kozia wola kontra spartak wilkowyje. I oczywiście jedynymi zdolnymi byliby nasiąknięci - czyli dzieci obecnych mecenasów.
Nie lenie, tylko racjonaliści. Jest całkowitym absurdem uczenie się tego z czego nie będzie się korzystać. Biorąc pod uwagę ulotność pamięci i zmienność prawa, wkuwanie na aplikacji przedmiotów, z których nie mamy zamiaru korzystać, jest czystą stratą czasu. Jeżeli nie zajmujemy się dla przykładu prawem cywilnym, tylko karnym, to po co tracić czas na wkuwanie cywilnego. Nie siedziąc stale w tym prawie i tak będziemy z niego tak ciency, że albo zrobimy krzywdę klientowi swoją niewiedzą, albo zrobimy mu krzywdę rachunkiem, wystawiając go za czas, który poświęcamy na naukę tego, co specjalista wie od razu.
Sam specjalizuje się w jednej dziedzini i często przychodzą do mnie klienci adwokatów opowiadając co tez im poradzono w kancelarii adwokackiej. Muszę powiedzieć, że w większości przypadków są to kompletne farmazony wynikajace z zupełnej nieznajomości przepisów. Więc łatwo wyciągnąć wniosek, że te kilka godzin, które mieli na aplikacji z tego przedmiotu, nie dało im nawet minimum wiedzy pozwalającej udzielać klientom pomocy prawnej. Nie jest to nawet wina tych adwokatów tylko absurdalnego systemu korporacyjnego, który wtrłacza im do głowy kłamstwa, że oto są wielkimi adwokatami, którzy mogą udzielać dowolnej pomocy prawnej klientom.
Tymczasem prawda jest taka, że potrzebni są specjaliści, którzy nie tracą czasu na edukację korporacyjną.
Podobnie w innych dziedzinach. Np. w medycynie ludzie nie chcą chodzić do lekarza ogólnego, jeżeli mają bardziej skomplikowany problem. Jeśli mają nadciśnienie to chcą do kardiologa, jezeli mają problemy z homrmonami do do endokrynologa itp. Gdyby np. w medycynie stosować system korporacyjno-prawny, to by był lekarz jeszcze bardziej ogólny, który miałby wiedzę większą od ogólnego z poszczególnych dziecin, o kilka do kilkunastu godzin zajęć.
---
Do 9
Kłopoty korporacji adwokackiej zaczęły sie od zamknięcia radców prawnych w korporacji. Rynek potrzebuje prawników obsługujących firmy i urzędy. Tymczasem radcowie zamykając się w korporacji, które automatycznie uzyskałą monopol na obsługę urzedów i firm, odcięli młodych magistrów prawa od możliwości uprawiania zawodu. Jednocześnie pokazali ludziom, że brak stałej obsługi prawnej nie wpływa destrukcyjnie na firmy, który zaczęły sobie radzić bez radców prawnych powierzając zadania księgowym i kadrowym. Dzięki pazerności, upadł cały rynek. Nie pierwszy to przypadke w histori, gdzie chciwość jest źródłem destrukcji.
---
Zawód prawnika powinen być uwolniony całkowicie. Uprawnienie do wykonywania zawodu powinien dawać dyplom studiów.
Demoniowanie procedur jest śmieszne. Procedura administracyjna (KPA) jest niewiele mniej skomplikowana niż cywilna czy karna, a pełnomocnikiem może być każdy. I jakoś sie nic nie zawaliło do tej pory, a sama procedura należy do najczęściej wykorzystywanych.
Pozwy i inne pisma procesowy piszą sobie ludzie bez wykształcenia, i często piszą je dobrze. W sprawach występują ludzie bez wykształcenia prawniczego i często wygrywają. Więc tym bardziej wystąpienie magistra prawa, siłą rzeczy nie przyniosłoby więcej problemów niż wystąpienie osoby bez wykształcenia prawniczego.
---
Ewentualnym rozwiązaniem mogłoby być otwarcie korporacji radcowskiej w ten sposób, że mógłby się do niej zapisywać każdy, kto wykonuje przez kilka lat zawód prawnika w firmie albo urzędzie. Czyli do powrót do czasów tego systemu jeszcze bez patologii, przy pozostawieniu adwokatom spraw karnych i rodzinnych. Z możliwością przeniesienia po egzaminie i praktyce do korporacji adwokackiej, po kilku latach praktyki jako radca.
Choć osobiście skłaniam się do całkowitego uwolnienia wyboru klienta, który powinien sam decydować kto go ma zastępować w sądzie. Czy "złotousty ślusarz" czy np. jakiś bełkotliwy mecenas. Wedle woli.