Minister sprawiedliwości nadał sobie nowe kompetencje w ramach nadzoru administracyjnego nad sądami. Sędziowie nie kryją oburzenia i alarmują, że godzi to w ich niezawisłość.
Historia przepisu w pigułce / DGP
Od 1 lutego Jarosław Gowin będzie mógł żądać od prezesów sądów apelacyjnych akt każdej sprawy sądowej. Taką możliwość minister przyznał sobie sam w nowym rozporządzeniu z 20 grudnia 2012 r. w sprawie nadzoru administracyjnego nad działalnością administracyjną sądów powszechnych (Dz.U. z 17 stycznia 2013 r., poz. 69).
– Obawiam się, że to przejaw tendencji lawinowego zwiększania kompetencji ministra sprawiedliwości nad sądami. Tendencji, którą należy powstrzymać – komentuje Stanisław Dąbrowski, pierwszy prezes Sądu Najwyższego.
Przypomina, że prezes sądu jest organem władzy sądowniczej, a minister sprawiedliwości – władzy wykonawczej.
– Wszelkie uzależnienia prezesa sądu od ministra sprawiedliwości powinny być przynajmniej ustawowo uregulowane. I raczej należy zmierzać do ich ograniczania, a nie rozszerzania. Nie może być tak, że prezesi sądów staną się ministerialnymi urzędnikami – dodaje Stanisław Dąbrowski.

Niezawisłość fikcją

Swego oburzenia nie kryją sędziowie, którzy ostro krytykują rozporządzenie. Zarzucają, że minister wykroczył poza upoważnienie ustawowe, że narusza niezawisłość sędziów oraz elementarne prawa obywatelskie. Wielu sędziów wprost zapowiada, że nie będzie wydawać akt spraw.
– Minister w oczywisty sposób wyszedł poza swoje uprawnienia. Rozporządzenie w tym zakresie zostało wydane bez podstawy prawnej. Żadna ustawa nie daje bowiem ministrowi prawa żądania akt sprawy sądowej – ocenia Maciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Wtóruje mu Monika Krywow z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Asystentów Sędziów.
– Ten przepis jest nie do przyjęcia w demokratycznym państwie. Godzi bowiem równocześnie w zasadę niezawisłości sędziowskiej i zasadę, że w rozporządzeniu nie może być więcej, niż zezwala na to przepis ustawowy – wskazuje.
Według niej żądanie akt sprawy sądowej przez ministra sprawiedliwości jest niczym innym jak możliwością ingerencji w każdym stadium postępowania w to, co robi sąd. A to narusza prawo do niezawisłego sądu. Przepis łamie także zakaz wkraczania w działalność orzeczniczą sędziów.
– Bez wątpienia nie może on być uznany za „uszczegółowienie trybu sprawowania nadzoru”, bo kompetencja wynikająca z jego treści nie została przewidziana w żadnym przepisie ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych – dodaje Krywow.

Uzasadnione przypadki

Rozporządzenie nie jest precyzyjne. Z nowej furtki minister będzie miał prawo skorzystać w „uzasadnionych przypadkach”. Kto to oceni? Sam minister. Zgodnie bowiem z par. 20 rozporządzenia szef resortu w ramach kontroli nadzoru sprawowanego przez prezesów sądów apelacyjnych będzie mógł żądać od nich przedstawienia informacji lub dokumentów dotyczących wykonywania tych obowiązków, a w uzasadnionych przypadkach – także akt spraw sądowych.
– O tym, że pan minister może żądać wglądu do akt spraw, zdecydował sam pan minister. O tym, kiedy zajdą szczególne okoliczności uzasadniające taki wgląd do akt, też zdecyduje pan minister. Wszystko proste i oczywiste – ironizuje sędzia Maciej Strączyński.
– Minister Jarosław Gowin mówił, że dla niego ważny jest „duch prawa”, a nie jego litera. A czym jest duch prawa? Już wiemy. To jest to, co uważa pan minister – dodaje sędzia.

Amber Gold

Sędziowie wiążą nowe rozporządzenie z zamieszaniem wokół udostępnienia ministrowi akt w sprawie afery Amber Gold.
– Ten przepis jest niczym innym jak odpowiedzią na brak regulacji upoważniającej do żądania akt – mówi Monika Krywow.
I przypomina, że w zeszłym roku przez okres kilku miesięcy Ministerstwo Sprawiedliwości szukało podstawy prawnej do żądania akt w sprawie prezesa Amber Gold. Tymczasem wszyscy prawnicy wypowiadali się, że działanie takie nie miało umocowania w prawie.
– Nadarzyła się okazja, to minister sprawiedliwości wpisał sobie takie uprawnienie – dodaje Monika Krywow.
Podobnie ocenia to prezes Iustitii.
– Sprawa Amber Gold pokazała, że minister nie ma ustawowej podstawy do żądania akt sprawy. Okazało się to problemem, chyba dlatego ujęto to w nowym rozporządzeniu. Ale przecież znów nie jest to akt rangi ustawowej – dziwi się sędzia Strączyński.
Wyjaśnia także, że obecnie minister sprawiedliwości ma tylko jedno uprawnienie, które wiąże z aktami sprawy. Dotyczy to możliwości występowania w charakterze strony w postępowaniu dyscyplinarnym, które toczy się przeciwko sędziemu. Tylko w tym przypadku ma ustawowe prawo wglądu do akt sprawy, jeśli są one dowodem w sprawie dyscyplinarnej. Przewiduje to jednak ustawa – Prawo o ustroju sądów powszechnych (Dz.U. z 2001 r. nr 98, poz. 1070 z późn. zm.) w połączeniu z kodeksem postępowania karnego. W pozostałym zakresie minister nie ma takiego prawa.



Sędziowskie odmowy

Sędziowie pytani przez nas, czy będą udostępniać akta na żądanie ministra, już dziś zapowiadają, że będą odmawiać. Mimo rozporządzenia. Ich sprzeciw może się jednak nie liczyć, bo dużo będzie tak naprawdę zależało od prezesów sądów.
– Gdyby minister zażądał ode mnie akt sprawy, musiałbym odmówić. Takie prawo ma każdy sędzia. Sędziowie są związani konstytucją i ustawami. Nie są związani rozporządzeniami, zwłaszcza gdy te mogą okazać się niezgodne z ustawami – mówi sędzia Waldemar Żurek, członek Krajowej Rady Sądownictwa.
– Wszystko będzie zależało od tego, na jakiego sędziego to trafi – stwierdza sędzia Maciej Strączyński.
Według niego jeśli sędzia będzie naprawdę niezawisły, to postąpi zgodnie z ustawą i odmówi.
Ale odmowa wydania akt to nie jest orzeczenie.
– W takich sprawach ponad sędzią stoi powołany przez ministra prezes, który może decyzję sędziego zmienić, traktując to, co napisze minister, jako „polecenie przełożonego”. Wszystko będzie zależało od kręgosłupa sędziego – dodaje prezes Iustitii.
Jego zdaniem wystarczy odpowiednio dobierać prezesów i akta sądowe będą wędrowały do gabinetu ministra na każde życzenie.
– A może i jakiś dziennikarz zadzwoni z takim żądaniem, jak w ubiegłym roku do Gdańska – ironizuje sędzia.

Trybunał Konstytucyjny

Przyszłość przepisu stoi pod wielkim znakiem zapytania. Niewykluczone, że zostanie on zaskarżony do Trybunału Konstytucyjnego.
– Krajowa Rada Sądownictwa cztery razy negatywnie zaopiniowała kolejne wersje projektu tego rozporządzenia – informuje sędzia Jarema Sawiński, rzecznik prasowy Krajowej Rady Sądownictwa.
I przypomina, że KRS zaskarżyła nowelizację ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych rozszerzającą kompetencje nadzorcze ministra, do Trybunału Konstytucyjnego.
– Jeśli trybunał uzna przepisy ustawy za niekonstytucyjne, to oczywiście straci także moc rozporządzenie wydane na tej podstawie prawnej – dodaje Sowiński.

Wielu sędziów wprost zapowiada, że nie będzie wydawać akt sprawy

Niewykluczone, że KRS zdecyduje się posłać do Trybunału Konstytucyjnego także rozporządzenie.
– Jedyne, co możemy zrobić, to apelować o pomoc ze strony rzecznika praw obywatelskich lub Krajowej Rady Sądownictwa. To nie jest przecież tylko problem sędziów i ich niezawisłości, to też pytanie o prawa obywatelskie stron postępowania. Szeroki wgląd do akt sprawy może naruszać ich interes – przekonuje sędzia Maciej Strączyński, który uważa, że przepis powinien trafić do TK.

Rządowi legislatorzy

Zastrzeżenia do ministerialnego projektu miało także Rządowe Centrum Legislacji (RCL). Dwa razy negatywnie zaopiniowało wprowadzenie możliwości żądania akt sprawy przez ministra sprawiedliwości. Skrytykowało zarówno pierwszą wersję rozporządzenia, jak i trzecią (zob. ramka). Wytknęło, że projekt nie zawiera stanowiska do opinii Krajowej Rady Sądownictwa (negatywnej).
– „Ze względu na zakres upoważnienia ustawowego przepis może być uznany za wykraczający poza delegację (...) ustawy upoważniającej, ponieważ żądanie akt spraw sądowych nie wchodzi w zakres szczegółowego trybu nadzoru administracyjnego nad działalnością sądów, o którym mowa w ustawie, oraz za co najmniej budzący wątpliwości co do zgodności z zasadą niezawisłości sędziowskiej” – sygnalizował Maciej Berek, prezes RCL w piśmie z 9 marca 2012 r. (zob. ramka 1 wersja rozporządzenia).
– „Proponuję rozważyć rezygnację z tej regulacji” – kończył swe pismo prezes RCL.
Podobne zastrzeżenia formułował wiceprezes RCL w opinii z 21 listopada (zob. ramka wersja 3 rozporządzenia). Tym razem RCL uznało, że żądanie akt w sprawach związanych z reprezentowaniem Polski w Strasburgu „nie powinno budzić wątpliwości”.
– Jednakże żądanie akt sądowych, o których mowa w art. 20 (rozporządzenia – red.) nie wynika w sposób jednoznaczny z ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych. Jeżeli jednak – w ocenie projektodawcy – propozycja ta zasługuje na uwzględnienie, kwestia ta powinna zostać dokładnie oraz w należyty sposób przedstawiona w uzasadnieniu projektu – kończy wiceszef RCL.

Ministerialnym okiem

Resort się broni. Twierdzi, że podstawę ustawową rozporządzenia stanowi art. 37g par. 1 pkt 3 ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych.
– Przepis rangi ustawowej przyznaje ministrowi sprawiedliwości kompetencję do wykonywania działań nadzorczych względem prezesów sądów apelacyjnych w zakresie wykonywania przez nich obowiązków nadzorczych – stwierdza Patrycja Loose, rzecznik prasowy ministra aprawiedliwości.
Zdaniem ministerstwa przepis rozporządzenia mieści się w ramach upoważnienia ustawowego, zgodnie z którym minister określa m.in. szczegółowy tryb sprawowania nadzoru administracyjnego nad działalnością sądów.
– Natomiast pojęcie „uzasadnione przypadki”, o którym mowa w rozporządzeniu, wskazuje, iż możliwość żądania akt ma charakter subsydiarny względem kompetencji żądania przez ministra sprawiedliwości informacji lub dokumentów dotyczących wykonywania obowiązków nadzorczych – twierdzi rzeczniczka.
Podkreśla, że przepis posługuje się uniwersalną formułą powszechnie przyjętą w prawodawstwie.
Resort stwierdza także, że uwaga RCL odnosiła się do jednej z poprzednich wersji projektu i nie miała charakteru bezwzględnego.
– Ostateczna wersja przepisu uzyskała akceptację RCL, w tym poprzez zwolnienie projektu z obowiązku rozpatrzenia go przez Komisję Prawniczą – przekonuje rzeczniczka.