Kierowcy przekraczający prędkość mają być karani w trybie administracyjnym, w którym odpowiedzialność jest automatycznie przenoszona na właściciela pojazdu, lub – w przypadku aut leasingowanych – jego posiadacza
Różnice między wykroczeniem a deliktem administracyjnym
/
DGP
Sankcja jest wtedy skuteczna, kiedy jest nieuchronna. Taka m.in. myśl przyświecała twórcom założeń do ustawy o szczególnej odpowiedzialności za niektóre wykroczenia drogowe, który rewolucjonizuje system karania
kierowców za przekroczenia prędkości rejestrowane przez fotoradary.
Według danych Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego dziś 40 proc. kierowców wezwanych do zapłacenia mandatu w pierwszej kolejności wskazuje jako prowadzącego
pojazd inną osobę. Ta wskazuje następną albo kogoś mieszkającego za granicą, i tak w kółko.
Przez to postępowania toczą się przez 8–10 miesięcy, a fotoradarów – a więc i wykrytych wykroczeń – przybywa. „Bez zmiany w systemie odpowiedzialności, z końcem przyszłego roku liczba spraw skierowanych na drogę sądową może w praktyce sparaliżować wymiar sprawiedliwości” – napisali autorzy projektu, twierdząc, że do
sądów trafia już ponad siedem tysięcy takich spraw dziennie.
Wskaż albo płać
● nie przyznają się do wykroczenia,
● wskażą inną osobę, ale nie załączą podpisanego przez nią oświadczenia,
● albo po prostu zignorują pismo z inspekcji,
unikną co prawda punktów karnych, ale zostaną ukarani. Już nie w trybie wykroczeniowym, lecz administracyjnym, bo odpowiedzialność zostanie automatycznie przeniesiona na właściciela pojazdu, lub – w przypadku
aut leasingowanych – jego posiadacza.
Tego typu rozwiązania funkcjonują m.in. we Włoszech, w Austrii, Francji, Holandii czy na Wyspach Brytyjskich. Zdaniem GITD, który od lat postulował zmianę trybu ścigania naruszeń z trybu wykroczeniowego na administracyjny, taki system jest zdecydowanie szybszy, bardziej przejrzysty i czytelny dla obywateli.
Pozwoli m.in. ścigać sprawców naruszeń na terenie całej UE i radykalnie zmniejszy wydatki Skarbu Państwa z tytułu obsługi procesowej.
Tryb wykroczeniowy nadal będzie stosowany tylko w stosunku do kierowców, którzy sami się przyznali, lub złapanych podczas kontroli drogowej. Jedynie oni będą więc mogli odmówić przyjęcia mandatu i bronić się przed sądem.
Zgodnie z zasadą winy za czyn powinien odpowiadać jego sprawca
– Obecnie zgodnie z zasadą winy za czyn odpowiada sprawca. Według propozycji, na podstawie zasady ryzyka, ma odpowiadać właściciel pojazdu. Trudno mówić, że proponowany tryb będzie bardziej przejrzysty i czytelny dla obywateli, skoro odpowiedzialność za wykroczenie ma ponosić nie jego faktyczny sprawca.
Dlatego stanowczo opowiadam się przeciwko propozycji automatycznego nakładania kary na właściciela pojazdu, zamiast egzekwowania odpowiedzialności od sprawcy czynu – mówi dr Karolina Wojciechowska z Katedry Postępowania Administracyjnego Uniwersytetu Warszawskiego, adwokat prowadząca własną działalność w stolicy.
Kara niezależna od winy
Zwłaszcza że zdaniem prof. Ryszarda Stefańskiego z Uczelni Łazarskiego sięganie po ścieżkę odpowiedzialności administracyjnej jest zasadne wtedy, gdy prawo wykroczeń okazuje się nieadekwatne do zabronionych zachowań.
– Na przykład gdy kara 5 tys. zł nałożona na szefa dużej firmy nie stanowi dla niego istotnej sankcji. Natomiast tutaj mamy do czynienia ze zdarzeniami dotyczącymi szerokiej rzeszy zwykłych kierowców. Poza tym zasadą jest, że w przypadku oskarżenia o popełnienie czynu zabronionego (wykroczenia lub przestępstwa) trzeba udowodnić człowiekowi winę. Ona jest podstawą odpowiedzialności, a tymczasem chce się wprowadzić odpowiedzialność represyjną – mówi prawnik, który specjalizuje się w prawnych aspektach ruchu drogowego.
Prof. Stefański zauważa, że naruszenie polegające na przekroczeniu prędkości będzie tak samo opisane jak wykroczenie, lecz zamiast tej nazwy stanie się deliktem administracyjnym. – Dzięki zmianie tego określenia rezygnuje się całkowicie z dowiedzenia obywatelowi winy.
Więcej, zrzuca się na niego obowiązek znalezienia winnego, jeśli on sam nie przekroczył prędkości. W państwie prawa nie można robić takich rzeczy – dodaje prof. Stefański.
Zdaniem eksperta zmiana trybu jest podyktowana trudnościami, jakie ma inspekcja, by przed sądem udowodnić kierowcy winę. Tylko że to samo mogłaby powiedzieć prokuratura w sprawach karnych.
– I co, oskarżonych o przestępstwo też mamy karać, rezygnując z ustalania winy? – pyta prof. Stefański.
Porównując obydwa tryby, dr Wojciechowska zwraca też uwagę, że inny jest układ podmiotowy.
– W trybie wykroczeniowym jego strony (obwiniony i oskarżyciel) są równorzędne, a postępowanie jest kontradyktoryjne.
Cechą zaś trybu administracyjnego jest nierównorzędność jego stron (strony i organu) i brak kontradyktoryjności. W przypadku wykroczeń, o których mowa, wydaje się, że tryb wykroczeniowy jest korzystniejszy od administracyjnego – wskazuje dr Wojciechowska.
Taniej? Szybciej? Wątpliwe
Według wyliczeń autorów projektu przy okazji jednego postępowania w trybie wykroczeniowym koszt korespondencji wynosi średnio 16,8 zł (trzy przesyłki polecone) co rocznie urośnie do 71 mln zł, natomiast w trybie administracyjnym koszty korespondencji wyniosą 11,2 zł. I będzie to kwota stała, ponieważ – jak wynika z uzasadnienia projektu – organ napisze do kierowców najwyżej dwukrotnie. Raz – pismo o wszczęciu postępowania administracyjnego, i drugi raz – wysyłając decyzję administracyjną. Rocznie będzie to kosztować 47 mln zł.
Ustawodawca liczy jednak, że będzie potrzebna tylko jedna przesyłka: zawiadomienie o ujawnieniu naruszenia, po którym nastąpi dobrowolne poddanie się karze. Zwłaszcza że za taką postawę obywatela został przewidziany bonus w postaci 20 proc. zmniejszenia kary.
– W poprawnie prowadzonym postępowaniu administracyjnym organ w każdej z dwóch instancji powinien doręczyć stronie trzy pisma: zawiadomienie o wszczęciu postępowania, zawiadomienie o zebraniu całości materiału dowodowego w sprawie i o możliwości wypowiedzenia się co do niego oraz decyzję – przypomina dr Wojciechowska.
– Zmniejszenie wydatków ponoszonych przez Skarb Państwa z tytułu obsługi procesowej wydaje się być iluzoryczne. Sprawa i tak trafi do sądu – w klasycznym modelu do sądu administracyjnego, a w szczególnym – do sądu powszechnego, i trzeba będzie ponieść te wydatki – dodaje adwokat.
Prof. Stefański jest sceptyczny, jeśli chodzi o możliwość odwołania się od kary za przekroczenie prędkości nałożonej w trybie administracyjnym. Zwykle najpierw trzeba zapłacić karę, by się odwołać.
– Możliwość uchylenia takiej decyzji będzie prawie żadna. To oszukiwanie obywateli, że niby się daje prawo odwołania do sądu, a ten będzie badał tylko legalność wydanej decyzji, a nie winę, bo w tym trybie nie będzie takiej potrzeby – konkluduje prof. Stefański.