Wygląda na to, że brakuje woli politycznej, by wysłuchanie stało się realnym narzędziem debaty w kwestiach najbardziej dyskusyjnych, takich jak choćby refundacja in vitro, związki partnerskie czy wydłużenie wieku emerytalnego.
Wysłuchanie publiczne w liczbach / DGP
– Instytucja wysłuchania sprawdziła się częściowo. Nieliczne wysłuchania, które się odbyły, dały obywatelom dodatkowe narzędzie nacisku oraz przekazywania swojej wiedzy i potrzeb władzy. Ale skuteczność wysłuchania jest ograniczona z racji kilku wad naszej regulacji – ocenia Paweł Dobrowolski, prezes Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju, inicjator wprowadzenia tej instytucji.
– Wysłuchanie publiczne zostało uregulowane w ustawie o działalności lobbingowej w procesie stanowienia prawa. A to kompletne nieporozumienie. Wysłuchanie publiczne nie jest jednym z instrumentów prowadzenia lobbingu. To sposób realizacji prawa do petycji. Według mnie instytucja ta powinna być opisana w regulaminach Sejmu i Senatu – uważa dr Grzegorz Makowski, szef Programu Społeczeństwa Obywatelskiego z Instytutu Spraw Publicznych.

Zamiast wysłuchań

W tej kadencji odbyły się dopiero trzy wysłuchania – w sprawie ustawy o nasiennictwie, nowelizacji ustawy o ochronie przyrody i prawa o zgromadzeniach. To kropla w morzu potrzeb, biorąc pod uwagę ogólną liczbę 300 projektów, nad którymi toczą się prace w Sejmie.
– Sama idea wysłuchania publicznego jest szczytna. Chodzi o to, aby różne strony społeczne przedstawiły swoje stanowiska, tak aby politycy mogli podjąć właściwe decyzje. Niestety najczęściej w praktyce wysłuchanie zostaje zdominowane przez jedną stronę. Zamiast argumentów merytorycznych mamy typową debatę polityczną. Stąd są opory przed organizacją wysłuchań – przyznaje posłanka Małgorzata Kidawa-Błońska (PO).
– Ale były wysłuchania, które wniosły wiele, np. wysłuchanie o edukacji czy o mediach. Trudno jednak, aby do każdej ustawy robić wysłuchanie publiczne, bo całkowicie sparaliżowałoby to prace Sejmu – uważa posłanka.
Jej zdaniem lepiej sprawdza się w praktyce mechanizm zapraszania gości i ekspertów na komisje sejmowe.
– Na komisje można zapraszać przedstawicieli różnych środowisk i w rzeczywistości takie rozwiązanie się sprawdza. Członkowie komisji zapraszają ekspertów, partnerów społecznych, którzy prezentują swe poglądy na forum komisji. Nie jest tak, że nie można dostać się na posiedzenia komisji – dodaje Kidawa-Błońska.
Tego optymizmu nie podzielają przedstawiciele organizacji pozarządowych. Narzekają na problemy z dostaniem się przed oblicza parlamentarzystów.
– Nam odmówiono wstępu na komisję w ubiegłej kadencji podczas prac nad nowelizacją ustawy o dostępie do informacji publicznej – przypomina Szymon Osowski, prezes Stowarzyszenia Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich.
I zapewnia, że to nie był odosobniony przypadek. Podkreśla też, że o udziale przedstawicieli organizacji w posiedzeniu komisji czy podkomisji decyduje w praktyce jedna osoba, czyli jej przewodniczący, a to kłóci się z ideą demokratycznego państwa prawa.
– Ale z wysłuchaniem publicznym też mamy złe doświadczenia. Podczas prac nad ostatnią nowelizacją ustawy o dostępie do informacji publicznej komisja odrzuciła ten pomysł, mimo, że ze wszystkich stron wskazywano na taką potrzebę. W kwestiach wrażliwych nie ma co liczyć, że politycy zgodzą się na wysłuchanie – dodaje Osowski.



Ciśnienie polityczne

Rzeczywiście, bez woli politycznej nie ma dziś możliwości przeprowadzenia wysłuchania publicznego.
– Prawda jest taka, że obecna regulacja nie daje szans obywatelom. Wniosek o przeprowadzenie wysłuchania może składać tylko poseł. Decyzję podejmuje komisja sejmowa – potwierdza dr Grzegorz Makowski z Instytutu Spraw Publicznych.
Zwraca uwagę, że oczywiście nie może być też tak, iż obywatele zmuszają posłów do wysłuchań.
– Ale może należałoby rozważyć wprowadzenie możliwości zgłaszania przez grupę obywateli wniosków o przeprowadzenie wysłuchania bezpośrednio do organów Sejmu czy Senatu. Byłbym zwolennikiem wprowadzenia takiego mechanizmu – dodaje Makowski.
– Odpowiedzialność za zwołanie lub odmowę zwołania powinna być jasno określona. Dzisiejszy sposób podejmowania decyzji poprzez głosowanie całej komisji sejmowej rozmywa tę odpowiedzialność – ocenia Paweł Dobrowolski, prezes FOR.
W praktyce decyduje rządząca większość stosunkowo anonimowych posłów. Dlatego Dobrowolski postuluje, aby decyzje o zwołaniu wysłuchania podejmował jednoosobowo przewodniczący komisji sejmowej, a pod jego nieobecność prowadzący obrady komisji.
– W ten sposób wyborcy przynajmniej będą dokładnie wiedzieć, kto im umożliwił lub uniemożliwił wysłuchanie publiczne na interesujący ich temat – podkreśla Paweł Dobrowolski.
Ale padają też kluczowe pytania o to, kiedy powinny być organizowane wysłuchania i czy przy niektórych projektach, np. poselskich (nie zawierają oceny skutków regulacji i nie przechodzą konsultacji społecznych), nie powinny być obowiązkowe.
– To nierealne, aby wysłuchanie publiczne dotyczyło każdej ustawy. Nie ma się co oszukiwać. Mamy kilkaset projektów w każdej kadencji – uważa Grzegorz Makowski.
– Jeśli coś miałoby poprawić jakość projektów poselskich, to uważam, że mógłby to być tylko obowiązek załączania oceny skutków regulacji – dodaje.
O tym, że nie da się precyzyjnie określić, kiedy wysłuchanie jest niezbędne, przekonany jest też prezes FOR.
– Siła wysłuchania publicznego tkwi w możliwości skoncentrowania opinii publicznej na ważnym temacie. Dlatego decyzja o zwołaniu wysłuchania jest decyzją par excellence polityczną.
Nie mają sensu ani normy administracyjne (wysłuchanie z przymusu dla wszystkich lub wielu ustaw), ani limitowanie do wyłącznie najważniejszych ustaw.
Gdy politycy czują, że ciśnienie obywateli jest wysokie, i poddają się temu ciśnieniu, to jest właściwy moment na podjęcie decyzji o wysłuchaniu – przekonuje Dobrowolski.



Rezultaty

Kolejną bolączką jest to, że nie ma określonego sposobu opracowania rezultatów wysłuchania publicznego. Spisywany jest z niego stenogram, który liczy nawet kilkaset stron. I praktycznie nikt go nie czyta.
– Polskie wysłuchanie publiczne zostało pozbawione kilku podstawowych zabezpieczeń. Na przykład zamiast krótkiego podsumowania wniosków z wysłuchania – co służyło by wykrystalizowaniu argumentów za i przeciw – dostajemy wiele tygodni po wysłuchaniu stenogram, dosłowny zapis, często po kilkaset stron tekstu – punktuje Dobrowolski.
I proponuje, aby obowiązkiem przewodniczącego komisji, który zwoła wysłuchanie, było sporządzenie krótkiego streszczenia oraz przedstawienie własnego stanowiska. Potem członkowie komisji powinni mieć możliwość krótko (na 1–2 strony) skomentować streszczenie przewodniczącego.
– Krótki dokument składający się z podsumowania przewodniczącego i uwag członków komisji powinien powstać najdalej dwa dni po wysłuchaniu – mówi prezes FOR.
Doktor Makowski wciąż jednak wierzy, że wysłuchanie ma szansę odegrać ważną rolę w procesie podejmowania decyzji przez posłów.
– Wysłuchanie działa na zasadzie burzy mózgów. Chodzi o to, aby zebrać jak najwięcej opinii w danej sprawie. Do polemik i dyskusji są regularne posiedzenia komisji czy konsultacje. Stanowiska i opinie gromadzone w trakcie wysłuchania powinny być nie tylko spisane, ale opracowane w postaci syntetycznego raportu.
Tylko wtedy będą pomocne – uważa dr Makowski.
– Uczestniczyłem w różnych wysłuchaniach. Większość była fatalnie zorganizowana – dodaje.
Ale zdarzały się i takie, które wiele wnosiły do tematu, choćby wysłuchanie w sprawie nowelizacji ustawy o działalności pożytku publicznego i wolontariatu, przeprowadzone w 2007 roku.
Oprócz stenogramu opracowano z niego zgłoszone stanowiska i opinie. Później m.in. na tej podstawie przygotowano nowy rządowy projekt nowelizacji. Ale to niestety odosobniony przypadek.

Podstawa prawna
Ustawa o działalności lobbingowej w procesie stanowienia prawa (Dz.U. z 2005 r. nr 169, poz. 1414 z późn. zm.).