W piątek lepiej nie załatwiać spraw w sądach. Ich pracę może sparaliżować ogólnopolska akcja protestacyjna.
– Protestują pracownicy sądów, a my sędziowie solidaryzujemy się z nimi, bo popieramy ich słuszne skądinąd postulaty – wyjaśnia w rozmowie z DGP sędzia Rafał Puchalski, wiceprezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Protestujący domagają się większych pieniędzy za swoją pracę. Przypominają, że od pięciu lat nie dostali podwyżek, a na cztery lata zamrożono waloryzację inflacyjną ich uposażeń. Sprzeciwiają się również wydanemu niedawno rozporządzeniu ministra sprawiedliwości w sprawie likwidacji 79 sądów rejonowych w całym kraju. – Urzędnicy zatrudnieni w sądach wykonują ciężką pracę, podczas gdy ich wynagrodzenie pozostaje nieadekwatne do pełnionych obowiązków – tłumaczy Puchalski.
Dlatego w Warszawie ma się odbyć manifestacja, a organizatorzy zachęcają do protestu w innych miastach Polski. W piątek w sądach może się pojawić mniej urzędników i sędziów. Mogą skorzystać z urlopu na żądanie lub honorowego oddawania krwi.
– Mamy nadzieję, że w pracy nie stawi się ok. 80-90 proc. spośród zatrudnionych urzędników sądowych w jednostkach wszystkich szczebli – mówi sędzia Puchalski.
Mogą zatem nie odbyć się niektóre rozprawy, nie załatwimy również innych formalności. Normalnie powinny pracować za to biura podawcze. Dzisiejsze działania pracowników to drugi spośród siedmiu planowanych etapów akcji protestacyjnej, zainicjowanej i organizowanej przez związki zawodowe. Na spełnienie ich postulatów raczej nie ma jednak szans.
– Na podwyżki nie ma pieniędzy. Jeśli uda się coś wygospodarować, będzie można pomyśleć o przeznaczeniu części z nich na ten cel – mówi nam Patrycja Loose, rzecznik resortu sprawiedliwości.