Działalność mają kontrolować zawodowi lustratorzy. Prezes nie będzie już więc sprawdzał swojego kolegi, innego prezesa. To jedna z kluczowych zmian proponowanych w projekcie ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.
ikona lupy />
Projekt ustawy o spółdzielniach / DGP
Projekt przygotowali posłowie PO. Ma on zastąpić obecną regulację z 1982 r. nowelizowaną już ponad 30 razy. Wczoraj rząd – nie bez zastrzeżeń – poparł prace nad zmianami.
– Cel przyświecający wprowadzeniu nowych regulacji jest jasny: zwiększenie uprawnień członków spółdzielni oraz ich lepsza ochrona. Projekt znacznie wzmacnia pozycję członków spółdzielni wobec jej władz. Zakłada wprowadzenie niezależnej kontroli nad spółdzielniami – przekonują posłowie wnioskodawcy.
Podkreślają, że przepisy projektowanej ustawy o spółdzielniach nie budzą zastrzeżeń z punktu widzenia ich zgodności z konstytucją.

Związki rewizyjne

Kluczowa jest propozycja, zgodnie z którą uprawnienia lustratorom spółdzielni będzie nadawać Komisja Nadzoru Lustracyjnego przy Krajowej Radzie Spółdzielczej. W jej skład wejdzie 21 członków, w tym 6 powoływanych przez Krajową Radę Spółdzielczą oraz po trzech powołanych przez ministrów sprawiedliwości, gospodarki, transportu, budownictwa i gospodarki morskiej oraz finansów. Lustratorów wybierze rada nadzorcza spółdzielni.
Jeśli te zmiany zostaną zaakceptowane przez posłów, znacznie się skurczą uprawnienia związków rewizyjnych (spółdzielczych). Odebranie im prawa dokonywania lustracji to także pozbawienie związków części przychodów.
– Pozostawienie związkom rewizyjnym kompetencji tylko w zakresie prowadzenia działalności instruktażowej, szkoleniowej i reprezentacji czyni z tych organizacji jednostki fasadowe – ocenia Piotr Huzior ze Związku Rewizyjnego Banków Spółdzielczych im. Franciszka Stefczyka.
Kontrolom przeprowadzanym przez związki rewizyjne zarzuca się, że stanowią fikcję, bo prezes jednej spółdzielni kontroluje kolegę z innej. Stąd propozycja posłów, aby kontrole przeprowadzali ludzie z zewnątrz, będący niezależnymi profesjonalistami.
– Jeśli sędzia lub lekarz się pomyli, to nie znaczy, że trzeba od razu likwidować sądownictwo lub służbę zdrowia – mówi Jan Sułowski, prezes Krajowego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych. – Jeśli gdzieś lustracja została źle przeprowadzona, to nie oznacza, że należy likwidować cały system lustracyjny, który od lat się sprawdza – dodaje przeciwnik poselskich propozycji.

Lustracje a fikcja

Związki rewizyjne także bronią obecnego modelu.
– Dziś także mamy niezależnych lustratorów. Każdy uzyskuje uprawnienia od Krajowej Rady Spółdzielczej, a nie od związku rewizyjnego. Nie jest on etatowo, fizycznie czy moralnie związany z żadnym związkiem rewizyjnym. I co najważniejsze, obecnie spółdzielnia nie może wybrać sobie osoby lustratora – podkreśla Jan Sułowski.
Tłumaczy, że teraz spółdzielnia, jeśli nie należy do związku, może wybrać podmiot, który ją skontroluje, ale nie ma wpływu na osobę kontrolującego. Natomiast jeśli do związku należy, to lustratora wyznacza właśnie związek.
– Zgodnie z projektem lustratora miałaby wybierać natomiast rada nadzorcza. A to kompletne nieporozumienie, bo de facto kontrolowany miałby wybierać kontrolującego. Działalność organów korporacyjnych spółdzielni, czyli również rady nadzorczej, jest przecież także objęta zakresem lustracji – wskazuje Sułowski.
Wybór lustratora będzie się więc sprowadzał albo do wyboru wariantu najtańszego, albo najbardziej chętnego do współpracy – przestrzega ekspert.



Spółdzielnie są przeciw

– Nie oszukujmy się. Celem tych wszystkich zmian jest likwidacja spółdzielni mieszkaniowych i przymusowe przekształcenie ich we wspólnoty z chwilą wyodrębnienia własności pierwszego lokalu. Związki rewizyjne będą istnieć, dopóki będą spółdzielnie, które się w nich zrzeszają – przekonuje Sułowski.
Zmiany budzą opór w środowisku spółdzielczym. Tradycyjnie krytykuje je Krajowa Rada Spółdzielcza i związki rewizyjne. Zastrzeżenia mają jednak także banki spółdzielcze, spółdzielnie spożywcze Społem, a nawet Związek Banków Polskich. Niemal wszyscy wytykają autorom projektu ignorowanie głosu środowisk spółdzielczych.
– Ten projekt to kompletna pomyłka. To przejście na sterowanie ręczne w spółdzielniach. Gdyby ktoś chciał ustawowo ingerować w prawa spółek tak, jak w spółdzielnie, to podniosłoby się wielkie larum – ocenia Piotr Huzior.
Według niego nieporozumieniem jest patrzenie na spółdzielnie tylko przez pryzmat spółdzielni mieszkaniowych.
– A oprócz spółdzielni mieszkaniowych jest jeszcze 14 innych branż, w tym spółdzielczość bankowa, która dobrze się ma i nie potrzebuje takich zmian – dodaje Huzior.
– Nadal forsowane są w parlamencie przez znaczną grupę posłów projekty prawne naruszające fundamentalne reguły działalności spółdzielczej oraz stwarzające poważne zagrożenie dla sprawnego i efektywnego działania spółdzielni – potwierdza Piotr Kowalewski, radca prawny z Krajowego Związku Banków Spółdzielczych.
Źle odbierane są także zmiany dotyczące organów spółdzielczych.
– Za dużo jest ingerencji w zagwarantowaną konstytucyjnie autonomię spółdzielczą. Jeśli projekt zostanie zaakceptowany przez posłów, to uważam, że Trybunał Konstytucyjny będzie miał duże pole do popisu – komentuje Jerzy Rybicki, prezes Krajowego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Spożywców Społem.
Jako przykład nadmiernej ingerencji wskazuje pomysł ograniczający możliwość powoływania członków do rady nadzorczej tylko dwa razy. Krytykuje także rozwiązanie przewidujące, że w jej skład nie może wchodzić pracownik spółdzielni. Według niego już dziś trudno jest namówić ludzi do pracy w radzie nadzorczej. A każdy, kto zaczyna tam działalność, potrzebuje co najmniej roku, aby się w ogóle zorientować, o co chodzi.
– Zasada wyłączenia zasiadania w radzie nadzorczej przez pracowników spółdzielni podyktowana została ich oczywistą podległością służbową wobec zarządu. Zarząd natomiast jednocześnie powinien być kontrolowany przez radę nadzorczą, a podlegli służbowo pracownicy byliby jej członkami. To przykład konfliktu interesów – przekonują autorzy projektu.
– Wszystkich członków rady nadzorczej chce się wyrzucać po dwóch kadencjach. A kiedy zostaną wprowadzone analogiczne ograniczenia dla posłów? Niektórzy parlamentarzyści pełnią swoje funkcje od 20 lat. Może też wprowadzimy ograniczenie do dwóch kadencji. I tu, i tu przeprowadzane są przecież wybory. W obu przypadkach wybrani mają mandat od wyborców – postuluje jednak Sułowski.