Sprawa trafiła do Trybunału na skutek odwołania prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE) i polskiego rządu od postanowienia sądu, będącego odrębnym organem sądowniczym unijnego Trybunału.
Początek całej sprawie dała jednak inna skarga prezesa UKE, w której nie zgadzał się on z decyzją Komisji Europejskiej (KE) z 3 marca 2010 r. nakazującą mu wycofanie dwóch projektów. Oba dotyczyły hurtowego rynku wymiany ruchu IP w Polsce z siecią Telekomunikacji Polskiej S.A. (TP) - jeden odnosił się do modelu IP typu peering, a drugi do IP typu tranzyt.
Prezes UKE wniósł skargę do unijnego sądu. Podpisały ją dwie radczynie prawne zatrudnione w UKE na podstawie umowy o pracę. Unijny sąd uznał, że z tego powodu radczynie nie mogły być tak niezależne, jak pełnomocnicy z odrębnie działającej kancelarii. Dlatego sąd odrzucił skargę jako niedopuszczalną. Unijny sąd podkreślił, że radca prawny występujący przed unijnym wymiarem sprawiedliwości musi być niezależny, a to oznacza, że nie może pozostawać w jakimkolwiek stosunku pracy z reprezentowaną przez niego instytucją.
Prezes UKE i polski rząd wnieśli do Trybunału Sprawiedliwości odwołanie od postanowienia sądu. Podkreślali, że podstawą wykonywania zawodu radcy prawnego jest jego niezależność. Ponadto prezes urzędu argumentował, że stanowiska radców prawnych są w grupie stanowisk samodzielnych, podległych bezpośrednio dyrektorowi generalnemu UKE i to on zatrudniał radczynie, a nie prezes UKE. Prezes odwołał się także do przepisów ustawy o radcach prawnych, zgodnie z którymi radca prawny, wykonujący zawód w ramach stosunku pracy, zajmuje samodzielne stanowisko podległe bezpośrednio kierownikowi jednostki organizacyjnej - w tym wypadku dyrektorowi generalnemu UKE. Poza tym skoro radca prawny może reprezentować swego pracodawcę przed sądami krajowymi, to powinien mieć taką samą możliwość przed sądami Unii - argumentował prezes UKE.
W wyroku z 6 września 2012 r. (w połączonych sprawach o sygn. C-422/11 P i C-423/ 11 P) Trybunał oddalił oba odwołania. Orzekł, że z samego faktu, iż radczynie były zatrudnione w UKE wynika, że nie mogły być niezależne, a jest to warunek konieczny, by mogły one występować przed sądami unijnymi. I nie zmienia tego fakt, że zatrudniał je dyrektor generalny UKE, a nie prezes tego urzędu. "Istnieje bowiem ryzyko, że środowisko zawodowe tych radczyń wywiera, przynajmniej w pewnym stopniu, wpływ na wyrażaną przez nie opinię" - podkreślił Trybunał. ETS dodał, że niezależność oznacza, iż radca prawny nie może być związany z reprezentowaną przez niego stroną jakimkolwiek stosunkiem pracy.