Gdy sąd powszechny oparł wyrok na wykładni Trybunału Konstytucyjnego, Sąd Najwyższy i tak go uchyli, jeżeli ma odmienną linię orzecznictwa.
Sądy mają dziś kłopot, interpretację którego z najwyższych organów zastosować przy wyrokowaniu, a
prawnicy – którą interpretacją się sugerować, żeby wygrać sprawę dla klienta.
– Kwestia skutków orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego (TK) już dawno przestała się jawić jako oczywista i bezdyskusyjna – stwierdzał prof. Marek Safjan na jednym z wystąpień w 2003 r., będąc wówczas prezesem TK.
Zamieszanie wprowadzają tzw. orzeczenia interpretacyjne TK, a także uzasadnienia wyroków. To bowiem w nich sędziowie często zawierają wskazówki, jak rozumieć i stosować konkretne
przepisy.
– Wykładnia TK nie jest jednak wiążąca dla
sądów – wskazuje adwokat Zbigniew Krüger.
Oznacza to, że zarówno
sądy powszechne, jak i Sąd Najwyższy (SN) i tak orzekają zgodnie z własnym rozumieniem przepisów.
Spór gigantów
Prawnicy przyznają, że konflikt o to, czyje orzeczenia są ważniejsze, obserwują od wielu lat i jest on – ich zdaniem – nie do rozstrzygnięcia.
– Jeżeli w ramach jednego
sądu mogą się pojawić rozbieżności w orzecznictwie, to trudno sobie wyobrazić, że nigdy nie pojawią się one w orzecznictwie dwóch sądów i to obojętnie, czy w Polsce, czy w innym kraju – zauważa Andrzej Rzepliński, prezes Trybunału Konstytucyjnego.
– Trybunał, badając zgodność aktu normatywnego z konstytucją, powinien brać pod uwagę interpretację nadaną przez orzecznictwo SN, aczkolwiek nie jest nim związany – przyznaje z kolei Stanisław Dąbrowski, pierwszy prezes Sądu Najwyższego.
Dodaje, że takie podejście uchroniłoby obie instytucje przed sytuacjami konfliktowymi.
Jednak zdaniem prezesa TK nie zawsze jest taka możliwość, np. w sytuacji gdy orzecznictwo SN nie jest w danej kwestii jednolite. Wtedy TK musi zdecydować, jakie nadać rozumienie niejasnemu czy nieprecyzyjnemu przepisowi, jeżeli nie jest konieczne jego usunięcie z porządku prawnego jako niekonstytucyjnego.
Wzajemne ocenianie orzeczeń nie zagraża porządkowi prawnemu
– Jest to przyrodzony problem każdego systemu prawnego, w którym sąd konstytucyjny jest odrębnym sądem – ocenia Andrzej Rzepliński.
Według niego konfliktu nie ma tylko w tych systemach, w których jest jeden sąd, będący zarazem sądem najwyższym i konstytucyjnym, np. w państwach skandynawskich.
W konsekwencji rywalizacja rozgrywa się na kilku płaszczyznach. Dotyczy m.in. wykładni prawa dokonywanej przez TK, bezpośredniego stosowania przepisów ustawy zasadniczej, skutków orzeczeń trybunału, a zwłaszcza ich mocy wstecznej, jak również samej możliwości wzajemnego oceniania swoich orzeczeń.
Działanie prawa wstecz
„Jest problem intertemporalnego działania wyroków TK i jest rozbieżność w tej kwestii pomiędzy TK a SN. Trybunał przychyla się bowiem do działania swoich orzeczeń na przyszłość, a w orzecznictwie SN w większości uznaje się działanie wyroków TK z mocą wsteczną” – wynika np. z zapadłego 9 sierpnia orzeczenia SN (sygn. V CSK 402/11).
Jeden z najpoważniejszych konfliktów między instytucjami miał miejsce, gdy TK zakwestionował uchwałę SN. Stwierdzała ona, że sędziowie w latach 80. XX w. musieli stosować dekret o stanie wojennym i wymierzać kary zgodnie z nim z powodu braku możliwości oceny konstytucyjności ustaw (sygn. I KZP 37/07).
TK orzekł jednak, że interpretacja uchwały, zgodnie z którą wnioski Instytutu Pamięci Narodowej w sprawie uchylania immunitetów tych sędziów były „oczywiście bezzasadne”, jest niezgodna z ustawą zasadniczą. Stwierdził wtedy, że SN dokonał błędnej wykładni pojęcia „oczywista bezzasadność” i tym samym wkroczył w rolę ustawodawcy.
Sprawa miała także drugie dno, dotyczące samej możliwości oceniania przez TK orzeczeń naczelnego organu władzy sądowniczej. Kilku sędziów TK podkreśliło, że trybunał nie jest sądem nadrzędnym nad SN i nie ma prawa oceniania jego uchwał. Są one bowiem aktem stosowania prawa, a nie przepisem.
Inne podejście mogłoby ich zdaniem doprowadzić do zaskarżania kolejnych uchwał SN, a w efekcie do zaostrzenia sporu.
– Sędziowie SN nie powinni krytycznie wyrażać się o wykładni konstytucyjnej TK, zaś TK przy dokonywaniu wykładni nie powinien oceniać rozumienia przepisu, wypracowanego przez utrwalone orzecznictwo SN, jako nieprawidłowego – przyznaje sędzia Stanisław Dąbrowski.
– Wzajemne ocenianie swoich orzeczeń nie zagraża porządkowi prawnemu, pod warunkiem że zachowane będą odpowiednia forma tego dialogu sądów i odpowiedni poziom dyskursu – przekonuje Jerzy Stępień, były prezes TK.
Prawo do interpretacji
Między instytucjami toczy się także spór o ustalanie rozumienia przepisów.
– Należy jednak pamiętać, że TK wraz z wejściem w życie konstytucji w 1997 r. utracił prawo do ustalania powszechnie obowiązującej wykładni ustaw – przypomina prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Chodzi głównie o tzw. orzeczenia interpretacyjne, które wydaje TK. Polegają na tym, że w sentencji wyroku, poza uznaniem konstytucyjności przepisu, jednocześnie sędziowie wskazują, jak ma być on stosowany. Tak było np., gdy TK badał przepis ustawy o podatkach i opłatach lokalnych i orzekł, że przepis ten, rozumiany jako nieodnoszący się do podziemnych wyrobisk górniczych, jest zgodny z konstytucją (sygn. P 33/09).
Rozstrzygnął tym samym o jego wykładni: taka, która0 odnosiłaby przepis do wyrobisk podziemnych, byłaby niekonstytucyjna, choć żaden przepis nie mówi o tym wprost.
W opinii TK wyrok stwierdzający niekonstytucyjność nie samego przepisu, lecz jego dotychczasowej wykładni mógł być podstawą wznowienia postępowania sądowego. SN był jednak innego zdania i uznał, że skoro trybunał nie eliminuje przepisu z porządku prawnego, to nie powinien dawać możliwości wniesienia skargi o wznowienie postępowania (uchwała wpisana do księgi zasad prawnych, sygn. III PZP 2/09).
– TK nie może narzucić swojej wykładni przepisów. Dlatego nawet jeżeli się nie zgadza z wykładnią sądową, to powinien brać ją pod uwagę. Jeżeli bowiem chodzi o interpretację ustaw zwykłych, to sądy powszechne i SN mają przemożny wpływ na ich rozumienie – podkreśla sędzia Stanisław Dąbrowski.
– Obecnie więc praktyczne zastosowanie orzeczeń interpretacyjnych jest takie, że mają znaczenie na przyszłość, wskazują sposób stosowania przepisów – precyzuje dr Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Zdarza się także, że sędziowie trybunału przedstawiają prawidłowy sposób rozumienia przepisu tylko w treści uzasadnienia, a nie w sentencji wyroku. I to jest często źródłem problemów.
– Uzasadnienia są czasami bardzo skomplikowane i często pojawia się w nich nowa linia orzecznicza, odmienna od poprzednich wyroków i uzasadnień trybunału – zaznacza prof. Marek Chmaj.
Po ratunek do SN
W efekcie na rozbieżności stanowisk TK i SN można skorzystać. Jeżeli bowiem TK stwierdza, że dany przepis jest zgodny z konstytucją, to jego interpretacja należy już do sądu, który rozpoznaje sprawę. Jeżeli zatem sąd oparł swój wyrok na interpretacji określonej przez TK, warto sprawdzić, czy SN popiera takie rozumienie prawa. Jeżeli SN ma odmienną linię orzeczniczą w tym zakresie, opłaca się złożyć na tej podstawie odwołanie.
Analogicznie jest ze skargą kasacyjną. Można bowiem ją oprzeć także na naruszeniu prawa przez błędną jego wykładnię (art. 3983 kodeksu postępowania cywilnego) – choćby nawet była to wykładnia proponowana przez TK.
– Myślę, że są duże szanse na powodzenie skargi kasacyjnej w takiej sytuacji – przyznaje sędzia Stanisław Dąbrowski.
Dodaje, że jest to nie tylko podstawa kasacyjna, ale także problem prawny, który wymaga rozważenia.