Według szefa resortu sprawiedliwości w najbliższych latach przygotowane zostaną projekty nowych ustaw dotyczących procesu legislacyjnego, funkcjonowania prokuratury bądź prawa cywilnego. Zanim to jednak nastąpi konieczne są zmiany, które usprawnią wymiar sprawiedliwości i usuną bariery blokujące aktywność społeczeństwa, a jednocześnie zwiększą jego faktyczną kontrolę na przykład nad prokuraturą.
Panie ministrze, od wielu lat nie ma miesiąca bez zapowiedzi zmian legislacyjnych, jednak procedura stanowienia prawa w naszym kraju nie spotyka się z przychylnymi ocenami. Co dziś jest złe w tym procesie i co należy zmienić?
Jarosław Gowin: W odniesieniu do całego wymiaru sprawiedliwości - nie tylko do prokuratury - niezbędne jest stworzenie pewnej strategicznej wizji pożądanego kształtu wymiaru sprawiedliwości. To jest zadanie, którym nie może zajmować się samo ministerstwo. Powinno je wypracować możliwie jak najszersze porozumienie środowisk prawniczych, naukowych, pozarządowych i politycznych.
Na czym konkretnie miałyby polegać te strategiczne zmiany?
J.G.: Będę proponował premierowi i rządowi zainicjowanie prac nad ustawą, która systemowo zdereguluje polskie prawo i gospodarkę. Chodzi mi o wprowadzenie w same procedury stanowienia prawa pewnych mechanizmów autoderegulujących. Nie wyważam tutaj otwartych drzwi ani nie odkrywam prochu - patrzę na to, co dzieje się w innych krajach, zwłaszcza tych anglosaskich, gdzie wolność gospodarcza jest największa. Tam, np. w Wielkiej Brytanii, próbuje się wprowadzać zasadę "one in - one out" - czyli jeśli chce się wprowadzać nową regulację, to co najmniej jedna stara, o podobnym zakresie, musi zostać uchylona. W ten sposób zatrzymuje się przyrost liczby przepisów i regulacji. Ale zahamowanie wzrostu liczby regulacji nie wystarczy - my mamy ich setki razy więcej niż Brytyjczycy. Trzeba więc iść ich śladem i wprowadzać rozwiązanie, że każda regulacja dotycząca działalności gospodarczej obowiązuje przez ściśle określony ustawowo czas.
To pomaga?
J.G.: W tym czasie rząd, związki zawodowe, pracodawcy i organizacje pozarządowe, analizują przydatność tej regulacji. Jeżeli dochodzą do wniosku, że jest zbyteczna, albo wręcz szkodliwa, to po prostu nie przedłużają czasu trwania takiego prawa i ono zanika samoistnie, bez długiego i skomplikowanego procesu legislacyjnego, często kończącego się zgniłymi kompromisami.
W takich dziedzinach jak działalność gospodarcza być może byłby to dobry pomysł, ale na przykład w odniesieniu do kodeksów - wręcz przeciwnie, bo one powinny cechować się stałością.
J.G.: To prawda. Ustaliliśmy w resorcie sprawiedliwości, że przygotujemy szerokie nowelizacje kodeksów cywilnego i karnego. Ta ostatnia ma być gotowa na koniec tego roku. A po ich uchwaleniu będziemy się starali przekonać poszczególne ugrupowania polityczne do wprowadzenia dobrej praktyki, aby kodeksy nowelizowano nie częściej niż raz do roku. Można też wprowadzić zasadę znaną już z innych państw, że np. zmiany przepisów gospodarczych dokonują się w ściśle określonych porach roku - np. w czasie wakacji. Tak, aby nie zaskakiwać przedsiębiorców nowymi przepisami.
Być może lepiej napisać jednak od nowa całą ustawę - choćby ustawę o prokuraturze albo nowy Kodeks cywilny - niż przeprowadzać wiele obszernych nowelizacji?
J.G.: Prace nad całkiem nowym Kodeksem cywilnym trwają, ale ich zakończenie to kwestia dobrych paru lat. Komisja kodyfikacyjna poinformowała mnie, że jest gotowa przygotować taki kodeks na koniec swej kadencji, która upływa w 2015 r. Uważam, że przedsiębiorcy i reszta obywateli nie mogą czekać tak długo z pozbyciem się przepisów najbardziej anachronicznych lub uciążliwych. Zanim więc powstanie nowy Kodeks cywilny, musimy zmodyfikować ten istniejący.
Natomiast w przypadku prokuratury istnieje bardzo pilna potrzeba zmian w ustawie. Niemal codziennie w prasie i internecie znajduję niepokojące informacje dotyczące funkcjonowania prokuratury. Dlatego projekt nowelizacji ustawy o prokuraturze przedstawię rządowi w maju. Prace są już bardzo zaawansowane.
W zeszłym roku prace nad nową wizją prokuratury podjął prokurator generalny. Powołał specjalny zespół, który miał opracować nową ustawę, ale zawiesił jego prace po pańskich zapowiedziach o nowelizacji. Jak dziś układa się współpraca z Andrzejem Seremetem?
J.G: Decyzja prokuratora generalnego o zawieszeniu prac zespołu była słuszna. Nie dlatego, że w ministerstwie rozpoczęliśmy prace nad nowelizacją ustawy, ale dlatego, że kierunek prac tamtego zespołu był dokładnie odwrotny niż nasz. Prokuratura generalna dążyła do zwiększenia autonomii prokuratury, która zresztą i tak należy do posuniętych najdalej na świecie. Przeprowadziliśmy w ministerstwie analizy ustrojowego usytuowania prokuratury nie tylko w krajach UE, ale też w wielu państwach pozaeuropejskich. Okazało się, że poza Włochami autonomia prokuratury nigdzie nie jest posunięta tak daleko jak w Polsce.
Rozdzielenie urzędu ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego uważam za słuszne i musi być ono utrzymane. Natomiast ponad dwa lata doświadczeń pokazało, że ta autonomia poszła w Polsce za daleko i że prokuratura nie potrafiła odpowiednio skorzystać z szansy, jaką ta autonomia jej dała. Dlatego dziś za konieczne uważam zwiększenie demokratycznej kontroli nad prokuraturą.
Zgodnie z zapowiedziami demokratyczna kontrola nad prokuraturą polegać ma, według pana, na obserwacji przez parlament. Na czym w szczegółach polega koncepcja resortu?
J.G.: To rząd będzie wyznaczał priorytety polityki karnej, które będą obowiązywać prokuraturę. Rząd mógłby na przykład zwrócić się do prokuratury, żeby w danym roku uwrażliwiła się na zagrożenie terroryzmem, albo na zagrożenie plagą narkomanii. Te priorytety mają wynikać z analizy sytuacji i mają zwracać uwagę prokuratorów na to, że są obszary w których skala zagrożenia przestępczością jest niepokojąco duża. Prokurator generalny, tak jak obecnie, będzie składał sprawozdanie z rocznej działalności, ale będzie musiał w nim uwzględnić te priorytety i pokazać w jakim stopniu zrealizował oczekiwania rządu.
Uważam, że debata nad tym sprawozdaniem powinna odbywać się w Sejmie na podobnych zasadach jak np. debata nad sprawozdaniem prezesa NIK, czyli bez głosowania. Prokurator generalny powinien być ponadto expressis verbis zobowiązany do udziału w posiedzeniach sejmowych komisji. Nie chodzi tu o jakąś specjalną komisję zajmującą się prokuraturą, ale stałe komisje - sprawiedliwości, czy też ds. służb specjalnych. Nie może być sytuacji, że na przykład komisja do spraw służb specjalnych debatuje nad problemem skali stosowanych podsłuchów, a prokurator nie bierze w tej dyskusji udziału. To jest lekceważenie nie komisji i posłów, tylko narodu, który jest suwerenem zarówno w stosunku do posłów jak i prokuratury. Zapewniam jednocześnie, że w żadnym przypadku prokurator generalny nie mógłby być zobowiązany do informowania któregokolwiek z polityków o przebiegu konkretnego śledztwa. To granica, której przekroczyć nie wolno.
Parlament jednak składa się z polityków, więc jak daleko mogą sięgać ich kompetencje?
J.G.: Oczywiście, ale to nie byłaby kontrola ze strony władzy wykonawczej. W parlamencie są reprezentowane wszystkie liczące się ugrupowania polityczne, a więc wszystkie liczące się grupy obywateli. Niezależnie jak oceniamy jakość polskiego parlamentaryzmu, to właśnie posłowie i senatorowie są reprezentantami narodu. Dlatego prokurator generalny powinien czuć się w większym stopniu, niż w ostatnim czasie odpowiedzialny przed narodem, którego emanacją jest parlament. Jednocześnie uważam, że prokurator generalny powinien mieć większe kompetencje niż do tej pory, jeśli chodzi o zarządzanie wewnętrzne prokuraturą. Dzisiaj w wielu sprawach ma związane ręce.
Każdy z kandydujących dwa lata temu na stanowisko prokuratora generalnego - łącznie z Andrzejem Seremetem - opowiadał się jednoznacznie za wpisaniem prokuratury do konstytucji.
J.G.: Jestem temu zdecydowanie przeciwny i w tej kadencji rząd nie planuje takiego rozwiązania. Czym innym jest umieszczenie w konstytucji sądów, które są trzecią władzą, a czym innym oparcie regulacji funkcjonowania prokuratury w ustawie zasadniczej. Takie oczekiwanie jest bezzasadne.
Jakie są inne wyzwania - poza regulacjami dotyczącymi prokuratury - jeśli chodzi o zmiany w prawie?
J.G: Istotne nadzieje w sprawie usprawnienia sądownictwa wiążę z rewolucyjną nowelizacją Kodeksu postępowania karnego. Jednym z wąskich gardeł polskiego sądownictwa jest jednak brak biegłych, m.in. na skutek niskich stawek za ich pracę. Oszacowaliśmy, że podniesienie tych stawek do poziomu akceptowalnego dla lekarzy, czy psychologów kosztowałaby budżet państwa rocznie blisko 200 mln zł. Niestety nie będziemy mieli prawdopodobnie na to zgody rządu.
Swego czasu rozważano napisanie specjalnej oddzielnej ustawy dotyczącej sądowych biegłych.
J.G.: Pracujemy nad różnymi rozwiązaniami legislacyjnymi, ale mamy świadomość, że nie będą one neutralne z punktu widzenia budżetu państwa. Jak tylko będą założenia poproszę o rozmowę premiera i ministra finansów. Mam jednak świadomość, że zwiększenie nakładów na sądownictwo w najbliższych latach jest mało prawdopodobne.
Pański poprzednik, Krzysztof Kwiatkowski, wspominał też o przygotowaniu założeń zmian przepisów prawa cywilnego odnoszących się do sytuacji zmiany płci.
J.G.: Uważam, że taka nowelizacja powinna być dokonana, a postulat ministra Kwiatkowskiego był zasadny. Jednak ze względu na zadania, które postawił mi premier, na początek zająłem się sprawami dotykającymi milionów Polaków, a nie tymi które dotyczą kilkunastu osób w skali roku.
Jakie jest stanowisko resortu w sprawie ścigania z urzędu przestępstwa gwałtu? Na problem ten ostatnio zwróciła uwagę w liście do pana grupa posłanek PO.
J.G.: Postulat ten uważam za zasadny. Z drugiej strony za równie ważną uważam ochronę ofiar tego drastycznego przestępstwa. Dlatego planujemy rozwiązanie polegające na odwróceniu dotychczasowego porządku. Sprawa wszczynana byłaby z urzędu, ale ofiara mogłaby odmówić zeznań, co automatycznie skutkowałoby umorzeniem sprawy. Chodzi o to, żeby respektować poczucie godności tych ofiar gwałtu, które nie chcą, aby sprawa była prowadzona. Wydaje mi się, że nasza propozycja w sposób najlepszy wyważa te racje.
Po 1989 r., poprzez szereg nieskoordynowanych działań zbudowaliśmy model państwa z jednej strony wszechobecnego, które wpycha się w każdą wolną przestrzeń, ograniczając wolność jednostek, rodzin czy stowarzyszeń, a z drugiej strony jest to państwo rozlazłe, które nie umie poradzić sobie nawet z prostymi problemami, kibolami czy przestępcami w białych kołnierzykach. Powinniśmy zmierzać od modelu państwa wszechobecnego i rozlazłego do państwa silnego, ale pozostawiającego obywatelom dużą przestrzeń wolności.
Państwo, gdy trzeba, musi być silne i stanowcze. Musi mieć odważną dyplomację, która staje na straży interesu narodowego, sprawną policję i służby, a zwłaszcza - sprawny wymiar sprawiedliwości.