Wyrok ten kończy sprawę o ochronę dóbr osobistych, jaką Marian J. wytoczył wydawcy dziennika "Super Express" - Media Express sp. z o.o. - oraz redaktorowi naczelnemu. Chodzi o serię artykułów zamieszczonych w "SE", a dotyczących afery pedofilskiej wykrytej w wyniku dziennikarskiego śledztwa.
O działalności przestępczej osób ze skłonnościami pedofilskimi świadczyło kilkadziesiąt kaset z pornografią dziecięcą oraz kilkaset zdjęć pornograficznych z dziećmi, do których dotarła dziennikarka "Super Expressu". Materiały te pochodziły z mieszkania wynajmowanego przez Mariana J. Dziennikarze złożyli zawiadomienie o przestępstwie w prokuraturze. Postępowanie karane zostało wszczęte, ale według nich prowadzący je wykazywali niewielką inicjatywę, dopuścili się wielu uchybień. Prowadzone wcześniej postępowanie w sprawie o czyny pedofilskie zostało umorzone.
Dziennik zdecydował się na opublikowanie w okresie od kwietnia 2003 do maja 2004 r. serii artykułów dotyczących tej sprawy. Jako sprawców wskazano w nich Mariana J. oraz jego brata. Opublikowano ich imiona, nazwiska i wizerunki. Jednak zarzut popełnienia przestępstwa organy ścigania postawiły tylko bratu Mariana J. Na nagraniach zidentyfikowano tylko jego głos. Prokurator nie znalazł podstaw do przestawienia zarzutów także Marianowi J., a samo posiadanie materiałów pornograficznych z udziałem małoletnich nie było wówczas przestępstwem.
Marian J. wytoczył autorce artykułów sprawę karną z oskarżenia prywatnego o tzw. dziennikarskie zniesławienie medialne. Chodzi o czyn przewidziany w art. 212 par.2 kodeksu karnego: pomówienie - w środkach masowego przekazu - o właściwości, które mogą poniżyć pomówionego w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności. W 2007 r. zapadł wyrok skazujący. Dziennikarka bowiem nie zdołała wykazać, że Marian J. dopuścił się czynu, który mu przypisała.
Marian J. wystąpił przeciwko wydawcy gazety i jego redaktorowi naczelnemu o naruszenie dóbr osobistych: czci, dobrego imienia i godności, nazwiska i wizerunku. Domagał się przeprosin na łamach gazety, ale potem z tego żądania zrezygnował. Poprzestał na żądaniu 1 mln zł, jako zadośćuczynienia za wyrządzoną mu krzywdę. Przegrał w I i II instancji. Sądy przyznały, że w serii kwestionowanych artykułów doszło do naruszenia jego dóbr osobistych, ale działanie pozwanych nie było bezprawne. Zważywszy społeczną szkodliwość czynów, których dotyczyły publikacje, pozwani i dziennikarka działali w uzasadnionym interesie publicznym. W ocenie sądów nie można im też przypisać nierzetelności ani braku weryfikacji danych.
W skardze kasacyjnej Marian J. zarzucił przede wszystkim naruszenie dwu przepisów: art. 11 kodeksu postępowania cywilnego, zgodnie z którym ustalenia wydanego w postępowaniu karnym prawomocnego wyroku skazującego co do popełnienia przestępstwa wiążą sąd w sprawie cywilnej, oraz art. 12 ust. 1 prawa prasowego, zobowiązującego dziennikarza do zachowania szczególnej rzetelności przy zbieraniu materiałów prasowych, zwłaszcza do sprawdzania zgodności z prawdą uzyskanych wiadomości lub podawania ich źródła.
Sąd Najwyższy wyrokiem z 29 marca 2012 r. (sygn. I CSK 370/11) zaakceptował wyrok II instancji i oddalił skargę kasacyjną. Sędzia Mirosław Bączyk zaznaczył, że w sprawie tej mamy do czynienia z pewnym paradoksem: można być skazanym w sprawie karnej, ale za ten sam czyn nie ponosić odpowiedzialności cywilnej. Są to jednak dwa różne reżimy prawne. Sędzia stwierdził m.in., że rzetelność dziennikarska nie polega na przedstawieniu dowodu prawdy, lecz na rzetelności w zbieraniu materiałów - w dochodzeniu do prawdy. Także w ocenie SN weryfikacja materiałów w tej sprawie była rzetelna. Nie tylko pozwani, lecz także dziennikarka, działali w sensie cywilistycznym rzetelnie i w interesie publicznym. Chcieli także zmusić organy ścigania do większej aktywności.