Chociaż twarze osób uwiecznionych na zdjęciach Google Street View są automatycznie zamazywane, to niektórzy mogą się jednak na nich rozpoznać. Firma zapewnia, że natychmiast po zgłoszeniu naprawia błąd.
– Od kilku dni także w Polsce można korzystać z popularnej na całym świecie
usługi Google Street View. Dzięki niej możliwe jest wirtualne zwiedzanie różnych zakątków naszego kraju.
Przestrzeń publiczna...
– Zdjęcia są robione tylko w miejscach publicznych, a więc widnieje na nich tylko to, co zobaczyć może każdy przechodzień. Stosujemy przy tym zaawansowane algorytmy, które zamazują twarze i tablice rejestracyjne
samochodów – wyjaśnia Marta Jóźwiak, rzecznik prasowy Google Polska.
Zabezpieczenia te nie są jednak doskonałe.
– Już w kilka godzin po uruchomieniu usługi zgłosiła się do nas pierwsza osoba, która odnalazła swój
samochód z widoczną tablicą. Później były kolejne, które rozpoznawały się na zdjęciach – mówi Barbara Gubernat z Fundacji Panoptykon.
Czy oznacza to naruszenie
prawa do prywatności?
– Porównałbym to do klasycznego albumu ze zdjęciami. Niedawno powiadomiłem kolegę z zagranicy, że w jednym z
albumów Gdańska z lat dziewięćdziesiątych odkryłem zdjęcie, na którym występuje jako główny bohater – mówi dr Wojciech Wiewiórowski, generalny inspektor ochrony danych osobowych.
– Nie sądzę, by GIODO miał być cenzorem zdjęć robionych w przestrzeni publicznej – dodaje.
Wizerunek podlega ochronie prawa autorskiego. Tyle że w art. 81 ust. 2 pkt 2 przewiduje ono istotne wyłączenie – nie wymaga zezwolenia zdjęcie osoby stanowiącej jedynie szczegół całości takiej jak m.in. krajobraz.
– Bez wątpienia mamy do czynienia z przetwarzaniem danych osobowych, ale moim zdaniem w sposób, który jest zgodny z przepisami.
Google dopełnił wszystkich formalności, zdjęcia są robione z wysokości odpowiadającej tej, na jakiej siedzi kierowca samochodu ciężarowego, a więc jeśli komuś zależy na prywatności i stawia wysoki płot, to jest ona zachowana – ocenia Wiewiórowski.
Każdy, kto nie chce, by zdjęcie z nim widniało w Google Street View, może zażądać zamazania jego fragmentu.
Pozwala na to widoczny na zdjęciu w lewym dolnym rogu przycisk „Zgłoś problem”. Po kliknięciu na niego otwiera się krótki formularz, który należy wypełnić, podając przyczynę zgłoszenia.
Google umożliwia zamazanie nie tylko twarzy, ale też całej osoby, samochodu czy nawet domu. Przedstawiciele firmy twierdzą, że reagują na takie zgłoszenia na bieżąco.
Google przyznaje, że na niektórych zdjęciach osoby mogą być rozpoznawalne.
– Każdy może jednak wówczas zgłosić nam taką sytuację i zażądać zamazania. Przez całą dobę działa zespół, który reaguje na takie zgłoszenia – zapewnia Jóźwiak.
– Co z tego jednak, że można żądać zamazania wizerunku po fakcie, skoro już doszło do naruszenia prawa do prywatności. Podam przykład: pewien Francuz został sfotografowany przez Google'a, gdy oddawał mocz we własnym ogródku. Chociaż usunięto jego zdjęcie, to do tego czasu stał się już pośmiewiskiem w wiosce, w której mieszka – mówi Gubernat.
...kontra dobra osobiste
Osoba, której dobre imię czy godność zostaną naruszone poprzez publikację zdjęcia, może dochodzić roszczeń (np. odszkodowania) przed sądem.
– Potrafię sobie wyobrazić sytuację, gdy taka publikacja narusza czyjeś dobra osobiste. W Wielkiej Brytanii był chociażby przypadek sfotografowania nagiego dziecka. Pozew o ochronę dóbr osobistych wchodzi więc jak najbardziej w grę – przyznaje Andrzej Michałowski, adwokat z kancelarii Michałowski Stefański.
– Wygranie takiej sprawy, w tym o odszkodowanie, nie byłoby jednak łatwe. Oceniając naruszenie, sąd może skonfrontować je z działaniem w interesie publicznym, za jakie uznałbym udostępnianie usługi Google Street View. Jest to bowiem narzędzie, które w założeniu ma służyć społeczeństwu – zaznacza.