Przepisy zbyt słabo chronią adresy internetowe przedsiębiorców. Ten, kto pierwszy zarejestruje nieużywaną domenę, ma na nią wyłączność.

Łupem fałszerzy padają dzisiaj nie tylko markowa odzież, sprzęt elektroniczny czy kosmetyki. Coraz poważniejszym problemem staje się podrabianie adresów internetowych. Dotyka on przede wszystkim duże cieszące się renomą firmy.

– W sieci pojawiło się wiele adresów zawierających w sobie zastrzeżoną przez nas nazwę Enea. Są one wykorzystywane zarówno przez podmioty działające w branży energetycznej, jak i przez internautów, którzy liczą na zysk z ich odsprzedaży – mówi Paweł Oboda, dyrektor departamentu komunikacji korporacyjnej Enea SA.

Taka sytuacja jest możliwa dlatego, że żadna firma nie ma dzisiaj wpływu na rejestrację nazwy domeny internetowej. To proces czysto techniczny opierający się na zasadzie – kto pierwszy zarejestruje nieużywaną dotąd nazwę, ten staje się jej abonentem.

Nielegalny cyberbiznes

Najpopularniejsze praktyki związane z nielegalnym zarabianiem na podrabianiu cudzych domen internetowych to cybersquatting i typosquatting.

Pierwszy proceder polega na rejestracji domeny zawierającej cudzy znak towarowy (np. polishbmw.pl) w celu jej odsprzedania z zyskiem. Drugie zjawisko polega na rejestracji domen z nazwami zawierającymi błędy w pisowni. Typosquatterzy wykorzystują wysokie prawdopodobieństwo, że internauci wpiszą nazwę popularnej domeny, przypadkowo zmieniając kolejność liter lub w pośpiechu zapominając o wpisaniu jednej z nich przed naciśnięciem klawisza enter (np. nikom.com, cocacoa.com).

Pieniądze i szantaż

Szkodliwość cyber- i typosquattingu polega na tym, że właściciele podrabianych adresów zarabiają kosztem innej firmy. Wprowadzają internautów w błąd w sprawie powiązań z dużą korporacją. Strony opatrzone takimi adresami przynoszą zyski.

– Mogą one zostać osiągnięte dzięki umieszczaniu na nich reklam PPC (pay-per-click). Zyski wynoszą kilkanaście euro miesięcznie – wyjaśnia Daniel Lisowski, starszy menedżer produktu z Nazwa.pl, firmy, która zajmuje się rejestracją domen.

Większe pieniądze może dostać nieuczciwy internauta, który spróbuje odsprzedawać podrobioną domenę firmie, która jest właścicielem znaku towarowego.

– Przystawanie na takie propozycje odsprzedaży tworzy zamknięte koło. Jeżeli nawet wykupimy tysiąc domen, to zawsze powstaną kolejne – ostrzega Paweł Oboda.

Podrabianie nazw domen może mieć również na celu zniszczenie marki. Zdarza się, że przybiera formę szantażu, który ma zmusić firmę do szybkiego odkupienia adresu. Zdarzały się przypadki, że cybersquatterzy rejestrowali chronione nazwy, dodawali do nich litery „xxx” i zamieszczali na stronie treści pornograficzne.

Pozew do sądu

Brak możliwości skontrolowania legalności rejestrowanej nazwy domeny nie przekreśla ścigania pirata domenowego na drodze prawnej.

– Przedsiębiorcy, którzy zauważą domeny zawierające nazwy podobne do tych, którymi się posługują i które podlegają ochronie prawnej, mogą dochodzić zaprzestania tego typu naruszeń – wyjaśnia Artur Piechocki, radca prawny i kierownik działu domen NASK.

Dodaje, że w zależności od okoliczności mogą wykorzystać do tego przepisy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji lub prawa własności przemysłowej, a nawet kodeksu cywilnego o ochronie dóbr osobistych.

Przed przypadkami piractwa można uchronić się jeszcze przed rejestracją prawidłowej nazwy domeny.

– Przedsiębiorca, który chce uniknąć typosquattingu, może zarejestrować najbardziej oczywiste domeny, które mogą powstać po błędnym wpisaniu nazwy firmy – podkreśla Artur Piechocki.

Nazwę domeny można też zarejestrować w całości w urzędzie patentowym.

– W charakterze znaku towarowego zostało zarejestrowanych 139 nazw domen internetowych. Ich liczba nie wzrasta – mówi Adam Taukert z Urzędu Patentowego.

Zdaniem Pawła Obody obowiązujące w Polsce regulacje w zbyt małym zakresie chronią firmy przed naruszeniem praw do domen. W jego ocenie w naszym kraju mógłby powstać specjalny system informatyczny, np. sprzężony z rejestrami Urzędu Patentowego, który uniemożliwi rejestrację domen zawierających chroniony znak towarowy, albo nowa procedura, która w błyskawiczny sposób pozwoli na rozwiązywanie sporów na tym tle.

Rekordowa kara za cybersquatting w USA

W grudniu 2008 roku sąd federalny Kalifornii ukarał firmę OnlineNIC grzywną w wysokości 33,15 mln dolarów. Uznał, że dopuściła się ona cybersquattingu, rejestrując blisko 700 domen podobnych do adresów posiadanych przez firmę Verizon. Surowy wyrok miał być przestrogą dla osób, którzy zamierzają wprowadzać internautów w błąd co do rzeczywistych właścicieli odwiedzanych stron internetowych.