Pomysł ograniczenia dostępu do informacji publicznej wrócił niespodziewanie w formie poprawki, którą w środę senatorowie zgłosili do nowelizacji ustawy o dostępie do informacji publicznej. Pozwala ona urzędnikom na nieujawnianie różnych dokumentów – analiz, opinii, instrukcji – ze względu na ochronę ważnego interesu gospodarczego państwa. Posłowie z sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych rekomendowali jej odrzucenie. Ostatecznie Sejm uwzględnił poprawkę senatorów.

Kontrowersyjny pomysł

– Ze zdziwieniem przyjąłem powrót tego kontrowersyjnego pomysłu. Wydawało nam się, że koalicja parlamentarna przyznała rację organizacjom pozarządowym, które od początku krytykowały rozwiązanie proponowane przez rząd. Posłowie dali się przekonać, że takie rozwiązanie nie obroni się przed Trybunałem Konstytucyjnym. Senat nie – ocenia Szymon Osowski, prezes Stowarzyszenie Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich (SLLGO).

Cel nowelizacji

Od początku podstawowym celem nowelizacji było wdrożenie do polskiego prawa zasad ponownego wykorzystania informacji publicznej. Dlatego wielkim zaskoczeniem był proponowany przez rząd przepis, który nie miał żadnego związku z wdrożeniem unijnej dyrektywy, a tak naprawdę otwierał urzędnikom możliwość blokowania obywatelom różnych informacji o władzy. Po fali krytyki posłowie go wykreślili, ale senator Marek Rocki zaproponował jego przywrócenie.
– Ta poprawka pozwoliłaby administracji na dość swobodne ograniczanie obywatelom dostępu do informacji publicznej. Jest ona powtórzeniem pomysłu rządu w nieco zmodyfikowanej i jeszcze bardziej nieprecyzyjnej formie – wskazuje Osowski.
Przez nią zwykły Kowalski nie miałby co liczyć na dostęp do dokumentów związanych z negocjowaniem umów międzynarodowych, opinii prywatyzacyjnych czy ekspertyz związanych ze sprawami z udziałem Polski przed sądami i trybunałami. Informacje związane z działaniami władzy nie byłyby dostępne dla obywateli, gdyby urzędnik uznał, że ich ujawnienie osłabiłoby zdolność negocjacyjną Skarbu Państwa w procesie gospodarowania jego mieniem lub zdolność negocjacyjną przy zawieraniu umów międzynarodowych albo utrudniłoby w sposób istotny ochronę interesów majątkowych.
– To oznacza, że różne dokumenty byłyby niedostępne dla opinii publicznej do bliżej nieokreślonego momentu, kiedy urząd stwierdzi, że nie ma już zagrożenia dla ważnego – wskazuje Osowski.