Jeden z priorytetów programu wyborczego Platformy Obywatelskiej głosi: polscy kierowcy już wkrótce nie będą musieli pamiętać o prawie jazdy, a także dowodzie rejestracyjnym. Niekoniecznie.
Politycy PO, którzy zdecydowali się złożyć tę obietnicę na piśmie, najwyraźniej zapomnieli, że projekt podobnej ustawy niedawno storpedowali sami rządowi ministrowie, m.in. Jacek Rostowski, Cezary Grabarczyk i szef służb specjalnych Krzysztof Bondaryk.
Krytycznych uwag pod adresem projektu było tak wiele, że rząd zdecydował o jego odesłaniu do autora, czyli szefa MSWiA. Według generała Bondaryka zmiany są kryminogenne. Podobnie jak minister infrastruktury ostrzega, że rozszczelnienie centralnego systemu wydawania dokumentów może przywrócić falę przestępczości samochodowej, która nękała Polskę do 2004 r.
Według projektu, którego założenia PO lansuje w swoim programie wyborczym, nie będzie już jednego punktu, w którym produkowane są dokumenty. To powrót do sytuacji sprzed roku 2004, gdy rocznie ginęło około 100 tys. blankietów, na których później rejestrowano kradzione auta. Dziś aut ginie wielokrotnie mniej, rozbierane są „na części”.
Z kolei minister finansów wytknął resortowi spraw wewnętrznych poważne błędy przy szacowaniu kosztów wprowadzenia nowych przepisów. Oficjalnie oceniając projekt, zauważył, że w samym uzasadnieniu do projektu ustawy pada kilka różnych sum dotyczących kosztów jego wdrożenia: na str. 46 to 50 mln zł, stronę dalej to już 62 mln, a na kolejnej – 75 mln.– Ministrowie zgodnie wytknęli błędy od drobnych po fundamentalne. Teraz okazuje się, że obiecujemy coś wyborcom wbrew całemu rządowi – mówi anonimowo jeden z ważnych polityków PO.