Dzieci do 15. roku życia będą musiały jeździć na nartach w kaskach – postanowił Sejm, uchwalając nowelizację ustawy o kulturze fizycznej. Teraz zmianami zajmie się Senat.
Początkowo proponowano, by obowiązek jazdy w kaskach dotyczył osób do 18. roku życia. – Nie chcemy zbyt restrykcyjnie traktować narciarzy i po konsultacjach z TOPR-em obniżyliśmy tę granicę – mówi Ireneusz Raś (PO) z komisji sportu.
Teraz to rodzice, instruktorzy bądź inni opiekunowie będą musieli dopilnować, by dzieci miały kask. Jeżeli nie dopełnią obowiązku, grozi im grzywna. Naczelnik TOPR Jan Krzysztof zaznacza, że kask nie gwarantuje pełnego bezpieczeństwa, ale daje jednak większe szanse na uniknięcie obrażeń głowy.

Skorzystają producenci

Na zmianie przepisów zyskają producenci narciarskich akcesoriów. Sprzedaż kasków i tak z roku na rok rośnie. Według Mariusza Bosia ze sklepu Sort-Rent od trzech lat ok. o 50 proc. rocznie. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że wiele osób kupi tanie kaski, bez atestów.
Wiele wskazuje na to, że w ślad za zwiększeniem bezpieczeństwa dzięki kaskom nie pójdą przepisy zakazujące jazdy na nartach po ogólnodostępnych stokach osobom będącym pod wpływem alkoholu. Resort zdrowia, który pracuje nad nowelizacją ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, wycofał je ze swoich propozycji. Pijani narciarze mieli być karani grzywną w wysokości 2,5 tys. zł. Jak się dowiedzieliśmy, z pomysłu zrezygnowano z uwagi na trudności w egzekwowaniu.
Te obawy potwierdza Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji. Przyznaje, że funkcjonariusze mieliby trudności ze sprawdzaniem stanu trzeźwości osób na stokach. – Nie na każdym stoku jest funkcjonariusz. Dlatego zaproponowaliśmy, aby organizatorzy tras narciarskich, podobnie jak organizatorzy imprez masowych, mogli kontrolować trzeźwość osób korzystających z tras narciarskich – mówi. Jeżeli pijany narciarz odmówiłby opuszczenia stoku, to wówczas właściciel wyciągu mógłby wezwać policję.
– Kontrole trzeźwości to chyba nierealne działania przy tak dużych obszarach narciarskich – ocenia Krzysztof Zięba, ze Stowarzyszenia Instruktorów i Trenerów Narciarstwa. Dodaje, że zagrożeniem nie jest alkohol, lecz braki w umiejętnościach i niedostosowanie prędkości do swoich możliwości.

Główny problem to brawura

Podobnego zdania są instruktorzy. Beata Dendys z Carving Sport zaznacza, że sprawa alkoholu na stokach jest kontrowersyjna. Jej zdaniem pijani narciarze są zagrożeniem, choć częstszą przyczyną wypadków są np. źle przygotowane trasy lub brak umiejętności. – Według naszej oceny wypadki spowodowane jazdą pod wpływem alkoholu stanowią nieznaczny procent wszystkich incydentów. Największym zagrożeniem jest brak wyobraźni, brawura, nieprzestrzeganie zasad kodeksu narciarskiego i regulaminów bezpiecznego korzystania ze stoków narciarskich – stwierdza Jacek Dębicki, naczelnik GOPR.