Przy każdym przetargu firmy muszą składać segregatory wypełnione tymi samymi dokumentami. Zamiast mnożenia dokumentów, firma mogłaby składać jeden certyfikat potwierdzający zdolność udziału w przetargu. Dokumenty przekazywane instytucji certyfikującej musiałyby być aktualizowane przynajmniej co sześć miesięcy.
Zamiast setki dokumentów, firmy mogłyby składać jeden certyfikat potwierdzający spełnianie warunków udziału w przetargu publicznym. System certyfikacji byłby fakultatywny. To znaczy, że firma mogłaby składać dokumenty w tradycyjnej formie lub powołać się na posiadany certyfikat.
– Takie rozwiązanie zmniejszy radykalnie liczbę dokumentów przygotowywanych do każdego postępowania, uprości procedury przetargowe oraz obniży koszty po stronie przedsiębiorców – przekonuje dr inż. Aleksander Krupa z Izby Projektowania Budowlanego, która przygotowała i popiera takie rozwiązania.
Urząd Zamówień Publicznych rozważał wprowadzenie instytucji urzędowego wykazu zatwierdzonych wykonawców przy okazji obecnie prowadzonych prac nad nowelizacją prawa zamówień publicznych.
– Zdecydowaliśmy jednak, aby jeszcze w tej chwili wstrzymać się z wprowadzaniem takiego rozwiązania. Staraliśmy się skoncentrować na prawidłowej implementacji nowych europejskich regulacji w zakresie środków odwoławczych. Nie oznacza to oczywiście, że całkowicie odstąpiliśmy od wprowadzenia tego systemu. Z pewnością powrócimy do tego zagadnienia w przyszłości – tłumaczy Dariusz Piasta, wiceprezes Urzędu Zamówień Publicznych.

Wiele dokumentów

Teraz w każdym przetargu firmy muszą składać pełne segregatory tych samych dokumentów. To duży nakład pracy i dodatkowe koszty dla firm. Mimo to trzeba zdawać sobie jednak sprawę, że na bieżąco firma musi potwierdzać np. niezaleganie z podatkami, brak skazania za przestępstwo, wpis w KRS, uprawniania do wykonywania działalności, doświadczenie, potencjał finansowy lub techniczny.
– Przeciętnie wygrywa się co dziesiąty przetarg. Ale za każdym razem trzeba potwierdzić spełnianie tych samych warunków, np. uprawnienia do wykonywania określonej działalności gospodarczej, doświadczenie, potencjał kadrowy, techniczny i finansowy. Gdyby powstał system certyfikacji wykonawców, instytucja certyfikująca mogłaby potwierdzić jednym dokumentem, że wykonawca spełnia kryteria ubiegania się o zamówienia publiczne – wskazuje dr inż. Aleksander Krupa.
Certyfikację dopuszczają dyrektywy unijne. Funkcjonuje ona w wielu krajach: na Węgrzech, Słowacji, w Czechach, Estonii, Wielkiej Brytanii, Austrii, Francji, Niemczech, Hiszpanii i Belgii.
Wprowadzenie certyfikacji wykonawców z pewnością ułatwiłoby inwestorom ubieganie się o zamówienia publiczne. Jeden dokument zastąpiłby uciążliwą biurokrację związaną z przygotowaniem wielu tych samych dokumentów u wykonawców.



Jeden certyfikat

Według Izby Projektowania Budowlanego certyfikaty mogłaby wystawiać Krajowa Izba Gospodarcza we współdziałaniu z regionalnymi izbami branżowymi, związki pracodawców oraz inne jednostki certyfikujące akredytowane przez Polskie Centrum Akredytacji.
– Izba dokonywałaby oceny merytorycznej spełniania kryteriów, określałaby zakres zdolności wykonawcy do wykonania zamówienia. Regulaminy jednostek certyfikujących powinien zatwierdzać prezes Urzędu Zamówień Publicznych – uważa dr inż. Aleksander Krupa.
Certyfikat byłby ważny przez dwa lata. Aby go otrzymać, trzeba byłoby złożyć wniosek i komplet dokumentów.
– Funkcjonowanie systemu byłoby monitorowane przez instytucje certyfikujące. Po zakończeniu każdego roku obrachunkowego w firmach wykonawca miałby obowiązek złożyć jednostce certyfikującej dane i dokumenty potwierdzające lub korygujące dane z certyfikatu. Przed upływem ważności certyfikatu wykonawca składałby wniosek o jego przedłużenie, załączając komplet dokumentów i danych. Dane byłyby weryfikowane u wykonawcy – wyjaśnia dr inż. Aleksander Krupa.
Zdaniem Urzędu Zamówień Publicznych certyfikat nie mógłby zastąpić wszystkich dokumentów potwierdzających spełnianie warunków udziału w przetargu.
– Należy pamiętać, że nie wszystkie warunki udziału w postępowaniu przetargowym mogłyby być weryfikowane przez instytucję certyfikującą, zatem nie wszystkie informacje o wykonawcach mogłyby być objęte tym systemem – podkreśla wiceprezes Dariusz Piasta.

Plusy i minusy pomysłu

– Jestem zwolennikiem wprowadzania rozwiązań, które rzeczywiście przyspieszą i usprawnią procedury. Tymczasem wprowadzenie urzędowej certyfikacji wykonawców lub urzędowego wykazu zatwierdzonych wykonawców wcale nie musi przynieść aż tak daleko idących korzyści – uważa Dariusz Piasta.
Wskazuje, że wykonawcy zainteresowani otrzymaniem certyfikatu byliby i tak zobowiązani do przekazania instytucji certyfikującej takich samych dokumentów, jakie mają obowiązek obecnie przekazywać zamawiającym.
– Aby certyfikat rzeczywiście potwierdzał spełnianie tych warunków, dokumenty przekazywane instytucji certyfikującej musiałyby być aktualizowane przynajmniej raz w ciągu trzech lub sześciu miesięcy, a więc co trzy miesiące wykonawcy musieliby uzyskiwać oryginały tych dokumentów – uważa Dariusz Piasta.
Zgodnie z rozporządzeniem prezesa Rady Ministrów z 2006 roku w sprawie rodzajów dokumentów, jakich może żądać zamawiający, dokumenty są składane w formie oryginału lub kopii poświadczonej przez wykonawcę za zgodność z oryginałem. Tym samym wykonawca, który uzyskał oryginalny dokument, może korzystać z niego przez cały okres ważności – wystarczy, aby w postępowaniach przedkładał tylko jego kopię.