Rok po śmiertelnym potrąceniu starszej kobiety na pasach przez zastępcę dyrektora generalnego Służby Więziennej prokuratura nadal ani nie postawiła zarzutów, ani nie umorzyła postępowania.
DGP
Do tragicznego wypadku doszło 4 listopada 2019 r. w Kozienicach na Mazowszu. Ofiara została odwieziona do szpitala, gdzie po kilku dniach zmarła. W związku z tym, że śmierć nie nastąpiła od razu, na miejscu wypadku nie było prokuratora, a czynności prowadziła policja. Badanie trzeźwości kierowcy wykazało, że był trzeźwy. 8 listopada prokuratura formalnie wszczęła śledztwo. W styczniu Onet.pl poinformował, że autem kierował płk Artur Dziadosz, zastępca dyrektora generalnego Służby Więziennej.

Zabezpieczono dowody

‒ W toku śledztwa zebrano już kompletny materiał dowodowy, w tym zabezpieczono monitoring z miejsca zdarzenia i powołano biegłego celem przeprowadzenia sądowej sekcji zwłok. Ponadto zabezpieczono billingi prowadzącego pojazd mechaniczny, zabezpieczono odzież ofiary, przesłuchano wszystkich świadków zdarzenia (tj. osiem osób) i uzyskano opinię Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dra Jana Sehna w Krakowie. Śledztwo znajduje się w fazie in rem – referował 22 lipca br. w Sejmie Sebastian Chmielewski, zastępca dyrektora departamentu postępowania przygotowawczego w Prokuraturze Krajowej. Jak dodawał, już wówczas opinia z instytutu Sehna przez prokuratorów badana była „pod kątem jej kompletności, jasności i pełności w celu stwierdzenia, czy nie zachodzi w niej sprzeczność”.
‒ Dlatego postępowanie to toczy się od siedmiu i pół miesiąca. Tak jak powiedziałem, zgromadzono kompletny materiał dowodowy, który jest poddawany ocenie i po jej dokonaniu będą podejmowane decyzje. Chciałbym podkreślić, że dla dotychczasowego, jak i dalszego biegu postępowania nie ma znaczenia, jaką funkcję pełni kierujący – dodawał Sebastian Chmielewski.

W inne ręce

Postępowanie prowadziła Prokuratura Rejonowa w Kozienicach pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Radomiu. Jesienią okręgówka zdecydowała jednak o przejęciu go. Czy śledczy z Kozienic nie radzili sobie?
‒ Absolutnie nie. Prokuratura okręgowa jest uprawniona do przejęcia każdej sprawy ze swojej właściwości terytorialnej. W tym przypadku powodem takiej decyzji był choćby fakt, że sprawa ma skomplikowany stan faktyczny oraz zawiły charakter, co wymagało m.in. zasięgnięcia kolejnej specjalistycznej opinii. Dotychczasowa ekspertyza była niepełna. Nie wszystkie kwestie zostały w niej rozstrzygnięte. A z uwagi na to, że sprawa dotyczy funkcjonariusza publicznego, musi być dokładnie i rzetelnie wyjaśniona ‒ mówi prokurator Beata Galas, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Radomiu. – Termin zakończenia postępowania został przedłużony do 4 lutego, co oczywiście nie oznacza, że decyzja merytoryczna w sprawie nie może zapaść wcześniej. Przedłużenie było spowodowane koniecznością uzyskania przez nas kolejnej opinii biegłych oraz potrzebą wykonania kolejnych czynności niezbędnych do wyjaśnienia wszystkich okoliczności zdarzenia – dodaje prokurator Galas.
– Praktyka jest taka, że okręgi niechętnie odciążają jednostki rejonowe, odmawiając przejęcia spraw, do których prowadzenia są zobligowani, aczkolwiek akurat Radom raczej chętnie uwzględniał prośby o przejęcie. Być może w sprawie nie ma żadnego drugiego dna. Ale mogło też być i tak, że prokuraturze nadzorującej sprawę albo wręcz kierownictwu prokuratury nie podobał się kierunek, w jakim szedł prokurator z rejonu – mówi jeden z doświadczonych śledczych z regionu. – Zamówiono przecież ekspertyzę w instytucie Sehna, najlepszej tego typu jednostce w Polsce. Oni zajmują się tylko najtrudniejszymi sprawami i prokuratorzy traktują instytut jak takiego superarbitra, kiedy mamy do czynienia np. z dwoma wykluczającymi się opiniami. Poza tym wszystkie najważniejsze dowody zebrano już wiele miesięcy temu, więc biorąc pod uwagę to, kogo dotyczy sprawa, być może na siłę szuka się powodu do umorzenia postępowania – spekuluje prokurator. Podobne wątpliwości ma inna prokurator, z którą rozmawialiśmy.

Zawieszenia i tak nie będzie

‒ Postępowanie jest już na ukończeniu. Właśnie dlatego tak długo trwa, że musimy wyjaśnić wszystko drobiazgowo z każdej strony, tak by nikt nam później nie mógł zarzucić jakiegoś zamiatania sprawy pod dywan. Nie ma mowy o żadnych naciskach, postępowanie jest prowadzone bezstronnie, rzetelnie, zgodnie ze sztuką i wszelkie takie insynuacje są niczym nieuprawnione i absolutnie nie mają odzwierciedlenia w tej konkretnej sprawie – zapewnia prokurator Galas. Podkreślając, że tego typu zarzuty są krzywdzące dla prokuratorów, którzy po prostu rzetelnie wykonują swoją pracę.
Sam płk Dziadosz nie został zawieszony w pełnieniu obowiązków, bo skoro nie ma on statusu podejrzanego, nie ma ku temu podstaw. Pytanie, jakie będą decyzje jego zwierzchników, jeśli okazałoby się, że radomska prokuratura zamierza jednak postawić mu zarzuty. Zgodnie z ustawą o Służbie Więziennej (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 848 ze zm.) zawieszenie funkcjonariusza jest konieczne tylko w przypadku zastosowania wobec niego tymczasowego aresztowania. Postawienie zarzutów może skutkować zawieszeniem, ale dotyczy to tylko przestępstw umyślnych. Tymczasem w tej sprawie nawet jeśli wiceszef Służby Więziennej usłyszy zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, to z uwagi na to, że czyn nie był popełniony pod wpływem alkoholu, nie może być traktowany jako przestępstwo umyślne.
SW nie odpowiedziała na nasze pytania.