Kiedyś mówiło się prawo powielaczowe. Tak określano niedostępne powszechnie, wewnętrzne urzędowe wytyczne, które decydowały, jak działało państwo i jak stosowano prawo.
Rafał Dębowski, adwokat, sekretarz Naczelnej Rady Adwokackiej
Dziś prawa powielaczowego już nie ma. W dobie internetu, mediów społecznościowych i informacji rozchodzącej się z szybkością 5G zrodziło się nowe „prawo komunikatowe”. Prawo stanowione na konferencjach prasowych. Prawo pojawiające się na stronach internetowych. Prawo będące znakiem czasu. Czasu totalnej inflacji prawa. Gdzie konsultacje społeczne to listek figowy, a na stronach temu służących coraz częściej pierwszy wpis informuje o zakończeniu tego etapu procesu legislacyjnego. Gdzie prawo do udziału w pracach legislacyjnych, nie mówię zwykłych śmiertelników, ale podmiotów ustawowo do tego uprawnionych, sprowadza się do: „nie ma miejsca”. Gdzie dłuższe niż trzyminutowe merytoryczne wystąpienie eksperta przeszkadza prowadzącemu w szybkim obradowaniu. Gdzie w ciągu jednego dnia prawo potrafi zmienić się diametralnie. Gdzie nie ma znaczenia jak i co, lecz kto i z czyjego polecenia.
Powiedzą „przesada”. Ale nie kwiaciarki, które na 1 listopada zostały z zapasem chryzantem. Nie restauratorzy, którym zamknięto lokale. Nie pracownicy Ikei. Oni najpierw usłyszeli komunikat. Przepis pojawił się w Dzienniku Ustaw późną porą, by nie napisać nocą.
Dla mnie najjaskrawszym przykładem prawa komunikatowego jest ostatni komunikat Ministerstwa Sprawiedliwości w sprawie zasad działania sądów w czasie epidemii. To sama esencja. W komunikacie nie tylko przypomina się, że rozporządzeniem Rady Ministrów upoważniono kierowników urzędów administracji do niewykonywania ustawowych obowiązków. Przypomnienie o tyle ważne, bo tym kulawym trybem faktycznie nie zwolniono sądów z obowiązku działania.
Rekomendacje zawarte w komunikacie resortu sprawiedliwości nakazują sądom przejście z dnia na dzień na dwuzmianowy system pracy. W trosce o bezpieczeństwo epidemiczne zaleca się, by sądy działały na dwie zmiany od 7 rano do 20.30. Bez wyobraźni, co to znaczy choćby dla stron i ich pełnomocników, którzy w skrajnych przypadkach zostaną w ten sposób zmuszeni do pracy ponad 13 godzin dziennie. Bez wyobrażenia co to znaczy dla pracowników sądów, którzy kończąc pracę o 20.30, nie będą mieli jak wrócić do domów. Bez świadomości, że już dziś często nie ma kim obsadzić zwykłych godzin urzędowania. Bez wyobrażenia, że sądy nie działają w próżni, że ich praca musi być dostosowana do pracy innych jednostek: poczty, służb wsparcia technicznego, a przede wszystkim kancelarii adwokackich. Bo sądy nie są dla sędziów i sądów. Mają służyć obywatelom, także (a może nawet przede wszystkim) w czasach zarazy. Po ogromnej fali krytyki czekam z utęsknieniem na nowy komunikat odwołujący poprzedni. Nie jest błędem przyznać się do błędu; błędem byłoby tkwienie w nim.
Na koniec samokrytyka. Ja też uległem nowemu prawu. Jestem współautorem „wspólnego komunikatu” Ministerstwa Sprawiedliwości i Naczelnej Rady Adwokackiej z początku września w sprawie organizacji zgromadzeń izb adwokackich i Krajowego Zjazdu Adwokatury. W komunikacie ministerstwo przekazało nam informację, że projekt przepisów w związku z kierowanymi w ostatnich dniach postulatami został opracowany i zostanie przez resort zaproponowany do dalszych prac legislacyjnych, aby procedury wyborcze w reżimie sanitarnym mogły zostać uruchomione w możliwie najkrótszym czasie. Podkreślono przy tym, że od początku wystąpienia stanu epidemii resort sprawiedliwości wspierał samorząd adwokacki poprzez proponowanie regulacji ułatwiających funkcjonowanie w nowych okolicznościach.
Czas powiedzieć „sprawdzam”. W połowie listopada już wiemy, że to był zwykły blef, a proces legislacyjny nawet się nie rozpoczął. Opracowane przepisy nie zostały przyjęte przez rząd do wykazu prac legislacyjnych. Formalnie ich więc nie ma. A przepisy pozwalające na zdalne podejmowanie uchwał przez organy samorządów zawodowych w tej samej ustawie są dwa (art. 14h i art. 14hb), na szczęście dokładnie w tej samej treści i chyba już nikt nie wie, który z nich bardziej obowiązuje.
I tylko tak mi się marzy, by doczekać normalności. Nic więcej – zwykłej legislacyjnej normalności.