Trwające w Polsce spory o tzw. konwencję stambulską wzmagają w Brukseli oczekiwania, by wprowadzić ten dokument do europejskiego prawa bez oglądania się na kraje, które są mu niechętne.
Trwające w Polsce spory o tzw. konwencję stambulską wzmagają w Brukseli oczekiwania, by wprowadzić ten dokument do europejskiego prawa bez oglądania się na kraje, które są mu niechętne.
Pakt o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, zwany konwencją stambulską, jest dokumentem opracowanym przez Radę Europy, organizację niezależną od Unii Europejskiej. Bruksela podejmuje jednak wysiłki, by wprowadzić dokument do porządku prawnego UE.
Konwencja mogłaby się stać dokumentem UE dopiero po ratyfikowaniu przez wszystkie kraje członkowskie. To w praktyce nakładałoby na nie większe obowiązki niż obecnie, bo Rada Europy nie ma możliwości sankcjonowania krajów działających niezgodnie z konwencją. Unia Europejska może natomiast m.in. uruchamiać procedury naruszeniowe i kierować przeciwko opornym państwom skargi do Trybunału Sprawiedliwości UE.
Nadal jednak sześć krajów członkowskich (Bułgaria, Czechy, Węgry, Litwa, Łotwa, Słowacja) nie ratyfikowało paktu, a debata w Polsce postawiła jego przyszłość w UE pod jeszcze większym znakiem zapytania. Dlatego w Brukseli trwają poszukiwania innego rozwiązania.
Evelyn Regner, eurodeputowana socjalistów, kierująca komisją praw kobiet i równości płci, uważa, że wyjście z impasu wokół konwencji stambulskiej umożliwi przyjęcie dyrektywy antyprzemocowej zawierającej jej zapisy. Europosłanka liczy, że projekt nowego prawa będzie jednym z elementów „pakietu równościowego” zapowiadanego do końca roku przez Komisję Europejską. Dyrektywa unijna w odróżnieniu od porozumienia międzynarodowego nie wymaga jednomyślnej zgody wszystkich krajów członkowskich, lecz jest przyjmowana większością kwalifikowaną. – To pozwoli na harmonizację prawodawstwa na szczeblu UE jedynie kwalifikowaną większością głosów w Radzie UE. Dzięki temu najbardziej rozpowszechniona i jedna z najbardziej śmiercionośnych zbrodni przeciwko ludziom, czyli przemoc wobec kobiet, zostanie nie tylko uznana za taką, lecz także będzie zwalczana – mówi nam Evelyn Regner. Większość kwalifikowana oznacza, że nawet gdyby do sześciu krajów dołączyła Polska, nie udałoby się postawić tamy nowemu prawu.
– Nie jest to pierwszy raz, kiedy Komisja Europejska angażuje się w polskie spory polityczne i podejmuje działania nie do końca leżące w jej mandacie – komentuje wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński. – Na razie jednak te wysiłki mają większe znaczenie publicystyczne niż legalne. Nie wiem, co miałoby się znaleźć w tej dyrektywie, bo ustrój małżeństwa i inne kwestie z tego obszaru nie są w ogóle objęte kompetencjami UE. Mogę sobie wyobrazić rezolucję Parlamentu Europejskiego, ale w zakresie twardego zobowiązania prawnego nie ma do tego podstawy traktatowej – podkreśla.
Wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski przypomina, że już sam pomysł wprowadzenia konwencji stambulskiej do prawa UE wzbudził wątpliwości. Dlatego Parlament Europejski w październiku zeszłego roku zapytał Trybunał Sprawiedliwości UE o podstawę prawną. – Do momentu wydania opinii przez TSUE na temat ewentualnej podstawy prawnej kwestia możliwości przystąpienia UE do konwencji nie jest przesądzona – mówi DGP polityk Solidarnej Polski. Jak przyznaje, taki krok mógłby zmienić model związania się Polski konwencją, bo jej zapisy stałyby się częścią unijnego dorobku prawnego. – Polska wtedy zostałaby związana jej zapisami. Nadal mogłaby wypowiedzieć konwencję, ale jej zapisy zostałyby wprowadzone drugimi drzwiami i bylibyśmy nimi związani – podkreśla wiceminister sprawiedliwości.
Po nieprzyznaniu pieniędzy w ramach programu „Europa dla obywateli” sześciu miastom, które przyjęły uchwały o strefach „wolnych od LGBT”, otwarta pozostaje kwestia dostępu do innych funduszy. Zapytaliśmy KE o to, czy można spodziewać się zawieszenia pieniędzy europejskich z innych programów, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Do tego nawołuje kierująca komisją praw kobiet Evelyn Regner. Jak mówi, KE zrobiła ważny i symboliczny krok, nie przyznając pieniędzy polskim miastom „wolnym od LGBT” i teraz powinna to kontynuować. – Fundamentem UE są wspólne wartości takie jak demokracja, praworządność i prawa człowieka. Jeśli jakieś państwo członkowskie nie szanuje tych podstawowych wartości, UE nie może stać z boku i po prostu patrzeć, gdy to się dzieje. Dlatego wzywamy Komisję do stosowania tych samych kryteriów do obrony praw osób LGBT przy ocenie innych programów i funduszy UE dla Polski – podkreśla.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama