Z Karoliną Pilawską, adwokat, wspólnik w TPZ Kancelaria Adwokatów i Radców Prawnych rozmawia Patryk Słowik.
DGP
W ostatnim Magazynie DGP napisaliśmy, że sądy znacznie chętniej wzywają świadków do składania zeznań na piśmie, zamiast wzywać ich na przesłuchania. To dobry pomysł?
We wprowadzonej w listopadzie 2019 r. regulacji, umożliwiającej składanie zeznań na piśmie, martwi mnie przede wszystkim jedna kwestia – pełna dowolność sądu, jeśli chodzi o korzystanie z tego trybu. Ten przepis aż prosi się o dodanie jakichś wyjątkowych okoliczności, których brak uniemożliwiałby zastosowanie takiej formy. Nie uważam oczywiście, że należy różnicować zeznania świadków ze względu na ich doniosłość na rozstrzygnięcie sprawy. Niemniej jednak praktyka pokazuje, że część takich środków dowodowych zgłaszanych jest na bardzo poboczne czy wręcz oczywiste okoliczności. Trudno natomiast, aby świadek, o którego opiera się rozpoznanie istoty sprawy, składał zeznania na piśmie. Odbiera to stronom lub ich pełnomocnikom możliwość konfrontacji i bieżącego reagowania na treść zeznań, a tym samym prawo do skutecznego dochodzenia roszczeń.
Ustawodawca, wprowadzając tę możliwość, powoływał się na potrzebę przyśpieszenia rozpoznawania spraw.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że zeznania świadków to obecnie największa bolączka, jeśli chodzi o ekonomikę procesu, i to właśnie one najbardziej przedłużają postępowania. Świadkowie przecież wyjeżdżają na wakacje, chorują czy mają ważne przedsięwzięcia zawodowe – a to z kolei powoduje konieczność odraczania terminu rozpraw. Na kolejną – szczególnie w Warszawie – trzeba czekać często kilka miesięcy, albo i ponad rok. Nie jest to oczywiście wina sędziów, których referaty pękają w szwach, a raczej zbyt małej liczby sędziowskich i asystenckich etatów.
Pamiętajmy, że kodeks postępowania cywilnego nie przewiduje wprost możliwości ponownego zwracania się o doprecyzowanie odpowiedzi – na przykład na żądanie którejś ze stron. Dopiero praktyka pokaże, czy sędziowie będą się o to zwracać. I tu powstaje kolejny problem. Jeśli bowiem takie zobowiązania będą wysyłane wielokrotnie, to być może wezwanie świadka na termin i przesłuchanie w sądzie byłoby o wiele szybszym wyjściem niż kilkukrotne zwracanie się do świadków o doprecyzowanie odpowiedzi na pytania lub odpowiedzi na kolejne pytania, które wynikną dopiero na skutek złożenia uprzednich zeznań.
Ponadto należyte rozpoznanie sprawy nie powinno pozostawać w tyle za szybkością postępowania. Moim zdaniem oddanie pełnej władzy w tym zakresie sądowi poprzez użycie sformułowania „jeżeli sąd tak postanowi” może uniemożliwić skuteczne skarżenie takiej decyzji sądu przy wnoszeniu apelacji. Skoro bowiem sąd ma tu pełną dowolność i może tego rodzaju zeznania dopuszczać nawet przy najważniejszych świadkach, to nie sposób czynić mu z tego powodu zarzutu.
A co z samodzielnością składania zeznań? W przypadku tych na piśmie wydaje się, że trudno ją zagwarantować.
I to jest kolejny powód, dla którego najistotniejsi dla sprawy świadkowie nie powinni zeznawać w ten sposób. W sytuacji, kiedy świadek staje bezpośrednio przed sądem, mamy jasność sytuacji. Wiemy, że świadek zeznaje samodzielnie. W przypadku gdy ktoś zeznaje w domowym zaciszu, poprzez napisanie odpowiedzi na nadesłane pytania, nie mamy żadnej gwarancji, że zeznania są złożone samodzielnie.