Senackie komisje zaczynają dziś prace nad ustawą o wyborach mieszanych. Gdyby wszystko poszło bezproblemowo, dokument wróciłby do Sejmu w przyszłym tygodniu. Ale już widać, że rozbieżności mogą być spore.
Senackie komisje zaczynają dziś prace nad ustawą o wyborach mieszanych. Gdyby wszystko poszło bezproblemowo, dokument wróciłby do Sejmu w przyszłym tygodniu. Ale już widać, że rozbieżności mogą być spore.
Nad ustawą wraz z senatorami mają się pochylić m.in. szef Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak, rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar oraz prezes Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego Joanna Lemańska. To ta izba SN będzie orzekać o ważności wyborów. Prace komisji mają się zakończyć najpóźniej w poniedziałek. Zapewne w środę ustawą zajmie się Senat. Marszałek Tomasz Grodzki w rozmowie z DGP nie wykluczył, że ustawa mogłaby wyjść z izby wyższej 27–28 maja.
To znaczne przyspieszenie kalendarza w porównaniu z poprzednimi przepisami o głosowaniu korespondencyjnym, które czekały miesiąc na decyzję Senatu. Taki scenariusz uprawdopodabnia wybory 28 czerwca, jak zaproponował PiS.
Tym razem senatorowie nie zamierzają odrzucać ustawy wyborczej, tylko dokonać w niej sporych korekt. – Ważną kwestią jest podanie orientacyjnych terminów na poszczególne czynności wyborcze. Takie sugestie znalazły się w opinii NSA do ustawy i zgłoszę w tej sprawie poprawkę do Kodeksu wyborczego – podkreśla senator niezależny Krzysztof Kwiatkowski, szef komisji ustawodawczej. Chodzi o zapis w ustawie, który uchyla obecne terminy dotyczące czynności wyborczych i daje marszałkowi Sejmu dowolność w ich ustalaniu. Zdaniem sędziów NSA nawet w takiej epizodycznej ustawie dotyczącej skróconej kampanii powinny zostać zawarte wskazówki dla marszałka.
Inne obszary, w których można spodziewać się zmian, dotyczą głosowania za pośrednictwem poczty i szczególnych uprawnień ministra do zarządzania na terenie danej gminy wyłącznie takiej formy głosowania. Zdaniem Krzysztofa Kwiatkowskiego w tym przypadku istnieje kolizja przepisów. Jeśli minister zdrowia ogłosi swoją decyzję po 12. dniu przez wyborami, gdy upływa termin zgłoszenia chęci głosowania korespondencyjnego, to ci, którzy tego nie zrobili, nie będą mogli zagłosować. – Nie może być tak, że dowolna gmina może być wyłączona z głosowania tradycyjnego, zanim miną terminy do zgłaszania się do korespondencyjnego. W ten sposób można odebrać możliwość głosowania dużej części wyborców. Wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby minister wyłączył Warszawę – podkreśla Kwiatkowski i zapowiada zgłoszenie korekty ustawy w tej sprawie.
Poprawki opozycji mają dotyczyć także limitów finansowych w kampanii.
Choć sytuacja nie jest tak napięta jak przy okazji ustawy o głosowaniu korespondencyjnym, to PiS nie zaakceptuje wszystkich poprawek opozycji. – Na pewno nie zgodzimy się na to, by wszyscy kandydaci zbierali podpisy od początku. I nie chodzi o naszego kandydata, on miałby najmniejsze problemy – mówi polityk PiS o postulacie, jaki w wywiadzie z DGP postawił marszałek Senatu Tomasz Grodzki. PiS nie podoba się także pomysł, by limit wydatków na nową kampanię wyniósł 100 proc., a nie 50, jak jest zapisane w ustawie. – Dlaczego limit ma być identyczny, skoro kampania jest o połowę krótsza? – pyta polityk PiS.
To gdzie jest pole do dyskusji? Senator PiS Jan Maria Jackowski twierdzi, że podczas wtorkowego okrągłego stołu ws. wyborów, na którym pojawili się przedstawiciele wszystkich ugrupowań sejmowych i prezydium Senatu, „jedynym środowiskiem, które było merytorycznie przygotowane, była Lewica”. – Zgłoszone przez nią poprawki są w tej chwili przez nas analizowane, dotyczą raczej pewnych aspektów organizacyjnych. Ale które z poprawek wypracowanych w Senacie zostaną przyjęte potem przez Sejm, trudno dzisiaj przewidzieć – przyznaje senator.
Wskazuje jednak, że problemem w dojściu do ponadpolitycznego kompromisu może być postawa polityków PO. Chodzi np. o czas na zbieranie podpisów przez komitety nowych kandydatów, w tym Rafała Trzaskowskiego. Marszałek Senatu Tomasz Grodzki powiedział wczoraj w DGP, że powinien on wynosić minimum 10–14 dni. – Niestety w tej chwili marszałek Grodzki stawia warunki brzegowe, które są nie do spełnienia. Jeżeli wybory miałyby być 28 czerwca, to w odpowiedniej proporcji dostosowany musi być okres na zbieranie podpisów pod ewentualnymi nowymi kandydaturami. Nie wiem, jaki to będzie czas, jego długość będzie zależeć od tempa prac Senatu, bo wejście ustawy w życie zdeterminuje cały kalendarz wyborczy. Priorytetem jest wybranie głowy państwa przed końcem kadencji obecnego prezydenta. Jeśli ten proces wyborczy się nie zakończy, mielibyśmy ogromny chaos prawny i kryzys, bo żadne przepisy prawa nie regulują takiej sytuacji – twierdzi senator Jackowski.
Pojawiły się już pierwsze zewnętrzne opinie na temat ustawy. Część z nich jest krytyczna, jeśli chodzi o poszczególne przepisy, ale generalnie ustawa oceniana jest lepiej niż ta zakładająca powszechne głosowanie korespondencyjne. We wtorek jako pierwsi informowaliśmy o krytycznej opinii NSA, który zwracał uwagę m.in. na brak odpowiednich gwarancji nadawania i odbierania pakietów wyborczych czy zbyt duże kompetencje marszałka Sejmu w zakresie możliwości żonglowania terminami wyborczymi.
Duże wątpliwości ma konstytucjonalista Ryszard Piotrowski. Jego zdaniem ustawa jest m.in. w całości niezgodna z aż dziewięcioma artykułami polskiej konstytucji. Z kolei prof. Władysław Czapliński z PAN zauważa, że „nie jest oczywiste zapewnienie jednakowego dostępu kandydatów do środków masowego przekazu wymagane przez standardy europejskie”. – Wreszcie wyznaczenie operatora wyborczego w postaci Poczty Polskiej (która już wykazała swoją niekompetencję przy działaniach w związku z wyborami, które nie odbyły się 10 maja 2020 r.) nie daje gwarancji dochowania wymogu tajności wyborów – dodaje profesor.
Są także opinie pod kątem medycznym. Generalnie pozytywna jest opinia krajowego konsultanta ds. epidemiologii prof. Iwony Paradowskiej-Stankiewicz o wyborach mieszanych, które jej zdaniem na obecnym etapie choroby i stopniowego lockdownu jest dobrym rozwiązaniem.
Z kolei przedstawiciele Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty mają obawy natury logistycznej. Pocztowcy obawiają się, że w wielu przypadkach na dostarczenie pakietów będą mieli raptem cztery dni robocze.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama