Dla wszystkich rozsądnie myślących to od początku było jasne. Wprowadzony tzw. ustawą kagańcową słynny już art. 88a prawa oustroju sądów powszechnych to klasyczny przykład pisanego na kolanie prawnego bubla. Szybki przegląd opublikowanych jak dotąd sędziowskich oświadczeń jest na to dobitnym dowodem.
Cel zmiany był dla jej twórców jasny – móc szybko sprawdzić, czy sędzia, który ma czelność nie zgadzać się z planami rządzących, nie należy przypadkiem do jednego ze stowarzyszeń sędziowskich. Bo przecież jeżeli tak jest, to jego argumenty można łatwo zdezawuować, zarzucając mu np. brak samodzielnego myślenia czy upolitycznienie. Autorzy projektu jednak nieco się zapędzili i stworzyli prawniczego potworka, który każe sędziom spowiadać się publicznie z takich kwestii, które nikogo obchodzić nie powinny.
Wczoraj w DGP opisywaliśmy przykłady opublikowanych już oświadczeń sędziów orzekających w apelacji szczecińskiej. Dowiedzieliśmy się z nich np., że jedna sędzia mogła w przeszłości należeć do Związku Harcerstwa Polskiego, bo miała mundur i była na obozie. Nie jest jednak tego pewna, bo nie chodziła na zbiórki. Tę deklarację pani sędzi odbieram oczywiście jako swego rodzaju happening mający nam w sposób dobitny pokazać, jak głupie mamy prawo. Z niecierpliwością czekam więc na publikację kolejnych oświadczeń. Coś mi bowiem mówi, że tego typu perełek może być więcej. A sprawdzić to będzie można już dziś, bowiem to właśnie dziś mija termin wyznaczony prezesom sądów apelacyjnych przez resort sprawiedliwości na publikację sędziowskich oświadczeń. Może więc już niedługo dowiemy się, że jeden sędzia hoduje rododendrony, a inny gustuje w psach rasy nagi peruwiańczyk? I ten, kto nie był żądny takiej wiedzy, niech pierwszy rzuci kamieniem!
Żarty jednak na bok. Należy dostrzec, że pewne korzyści dla nas wszystkich z nałożonego na sędziów obowiązku jednak wynikają. Obywatele mają przecież prawo wiedzieć, że sędzia np. należał w przeszłości do PZPR. Albo że jest członkiem koła łowieckiego. Ta wiedza może się przydać, gdy staniemy się stroną postępowania, w którym tego typu informacje mogą rodzić wątpliwości co do bezstronności sędziego. Ale niby po co obywatelom wiedza o tym, że sędzia gra np. w brydża? Albo że należy do Stowarzyszenia Amazonek?
Jaki z tego morał? Ano taki jak zwykle. Że prawa nie można pisać w pośpiechu, patrząc wąsko, skupiając się tylko na jednym celu. To powtarzany w kółko wyświechtany slogan. Szkoda że ciągle bagatelizowany przez rządzących. Te przepisy przecież można było napisać dobrze. Dobrze, czyli tak, aby z jednej strony wynikała z nich korzyść dla obywateli oraz dla transparentności życia publicznego, a z drugiej, żeby nie niosły one za sobą nadmiernie negatywnych skutków dla sędziów. Do tego jednak potrzeba chwili namysłu, umiejętności przewidywania konsekwencji wprowadzanych zmian. A to wciąż w polskim parlamencie towary deficytowe.