Ustawodawca, zapewne przez swoje niedopatrzenie, wzmocnił pozycję prezesów spółdzielni mieszkaniowych oraz podległych mu ludzi. Osłabił zaś lokalnych aktywistów, którzy starają się oddolnie zmienić rzeczywistość w betonowych molochach.
Mowa o ustawie nazywanej powszechnie tarczą antykryzysową. Jej projektodawcy dostrzegli, że spółdzielnie mieszkaniowe są sparaliżowane, gdyż większość z nich w swych statutach wymaga osobistego uczestnictwa w posiedzeniach organów. W efekcie w dobie epidemii – jako że wieloosobowych spotkań się unika – nie mógł się spotykać zarząd, nie mogła rada nadzorcza, nie mogły wreszcie rady osiedli i komitety kolonii. Zmieniono więc przepisy w ten sposób, że członek rady nadzorczej lub członek zarządu mogą żądać zwołania posiedzenia rady nadzorczej albo zarządu, podając proponowany porządek obrad, lub podjęcia określonej uchwały na piśmie albo przy wykorzystaniu środków bezpośredniego porozumiewania się na odległość.
A jeśli przewodniczący rady bądź prezes zarządu nie zwoła posiedzenia, nie zarządzi głosowania na piśmie albo przy wykorzystaniu środków bezpośredniego porozumiewania się na odległość na dzień przypadający w terminie tygodnia od dnia otrzymania żądania, wnioskodawca może samodzielnie zwołać posiedzenie. Oznacza to tyle, że zarządy i rady nadzorcze w spółdzielniach mieszkaniowych będą mogły pracować zdalnie – czy tego sam prezes spółdzielni oraz przewodniczący rady nadzorczej chcą, czy nie.
Kłopot polega na tym, że ustawodawca zapomniał, iż w spółdzielniach mieszkaniowych jest więcej organów niż te wymienione z nazwy w przepisach spółdzielczych. W dużych kooperatywach działają rady osiedli, często mieszkańcy są aktywni w ramach tzw. komitetów kolonii.
Weźmy za przykład jedną z największych spółdzielni mieszkaniowych w Polsce – warszawską „Bródno”. Wybór padł na nią dlatego, że jako jej członek znam sytuację właśnie w niej najlepiej. Mowa o prawdziwym molochu – ok. 30 tys. spółdzielców, łącznie ponad 80 tys. mieszkańców. Zarząd i rada nadzorcza są od dawna w tych samych rękach. W ostatnich miesiącach mieszkańcy zażądali jednak zmian. W wyniku niedawno przeprowadzonych wyborów trzy z czterech rad osiedli zostały obsadzone ludźmi źle oceniającymi działalność władz spółdzielni. Fatalnie zarządzanie kooperatywą oceniają też mieszkańcy udzielający się w kilkudziesięciu komitetach kolonii, które gromadzą najczęściej aktywistów z 2–3 bloków.
W wyłącznych kompetencjach rad osiedli leży m.in. zaopiniowanie sprawozdania finansowego osiedla za 2019 r., ocena pracy dyrektora osiedla czy przygotowanie korekty planu finansowego na 2020 r. Komitety kolonii z kolei zgłaszają usterki występujące w blokach oraz mają możliwość odwoływania swoich przedstawicieli wybranych do rad osiedli. W obecnej sytuacji jednak rady osiedli oraz komitety kolonii nie mogą się spotykać. Nie mogą również pracować zdalnie, gdyż ustawa tych organów nie objęła swą mocą. Co więc mogą? Jedynie nieoficjalnie poprosić radę nadzorczą o zmianę regulaminu prac rad osiedli i komitetów kolonii na modłę modelu występującego już w ustawie. Ale czy rada nadzorcza, która jest na wojnie z radami osiedli, będzie chciała umożliwić pracę osobom, które krytykują jej poczynania? Czy szefostwo spółdzielni nie wykorzysta okazji do tego, by faktycznie pozbawić prerogatyw spółdzielców (np. brak zaopiniowania sprawozdania we wskazanym czasie powoduje, że uznaje się, iż rada osiedli nie miała do niego zastrzeżeń). Tego jeszcze nie wiemy. Bez trudu można sobie jednak wyobrazić, że w wielu spółdzielniach mieszkaniowych tak to może wyglądać: część organów pracuje, a część chce, ale nie może.
Rozwiązanie tej sytuacji jest bardzo proste. Wystarczyłoby w nowelizacji tarczy antykryzysowej, która właśnie jest procedowana, wskazać, że przepisy określające sposób pracy rady nadzorczej stosuje się odpowiednio do pozostałych organów spółdzielni mieszkaniowej. Wówczas w kooperatywach, w których organy są skonfliktowane bądź co najmniej darzą się ograniczonym zaufaniem, nie wystąpiłaby sytuacja, w której część osób może przejąć pełnię władzy nad spółdzielnią, trzymając zarazem w szachu pozostałych działaczy.