- Realizuje się właśnie jeden z najbardziej niebezpiecznych scenariuszy ‒ zlikwidowanie sądu jako bezpiecznika, który mógłby orzec nieważność nieprawidłowo przeprowadzonych wyborów - mówi w wywiadzie dla DGP Krystian Markiewicz, sędzia Sądu Okręgowego w Katowicach, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”
Osoby orzekające w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN po dłuższej przerwie wróciły do pracy i rozpatrują sprawy dotyczące wyborów. Jak pan to ocenia?

Odpowiadając w skrócie - tak, żeby miał szansę to zrozumieć także ktoś, kto nie jest prawnikiem: oceniam, że realizuje się właśnie jeden z najbardziej niebezpiecznych scenariuszy, do których dążył rząd: zlikwidowanie sądu, jako bezpiecznika, który mógłby orzec nieważność nieprawidłowo przeprowadzonych wyborów. To daje pole do niekończących się nadużyć i wręcz fałszowania wyborów. Uporządkujmy: o ważności wyborów rozstrzyga Sąd Najwyższy. Który, by móc kontrolować legalność działania władz, musi być niezawisły, niezależny od niej. Po uchwale SN ze stycznia osoby powołane przez neoKRS i prezydenta Dudę do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych powstrzymywały się od orzekania, uznając uchwałę SN. Tuż przed wyborami kilka z nich zaczęło jednak na nowo orzekać. Przypadek? Oprócz tysiąca innych powodów, dla których wybory w czasie pandemii będą nielegalne, kolejnym punktem zapalnym będzie orzeczenie o ważności wyborów przez tę Izbę.

Od początku tego kilkuletniego już sporu ostrzegaliśmy, że politykom SN jest potrzebny m.in. po to, żeby rozstrzygnięcia o ważności wyborów zapadały po ich myśli. Być może niektórzy uważali, że to obawy na wyrost, że to jedynie akademickie rozważania na temat kompetencji SN. Teraz jednak widzimy, że ten rysowany przez nas scenariusz zaczyna się spełniać. Przed nami być może najbardziej kontrowersyjne wybory w nowej historii Polski, organizowane wbrew społeczeństwu, bez liczenia się z ryzykiem zarażenia ogromnej liczby ludzi koronawirusem. Wiele osób albo nie będzie mogło pójść do wyborów, albo będzie musiało ryzykować zarażenie śmiertelnym wirusem. W tym momencie na nowo odżywa Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, powołana w całości przez prezydenta Dudę i daje znak gotowości do orzekania o ważności wyborów.

Skąd jednak przypuszczenie, że osoby zasiadające w IKNiSP nie wykażą się niezależnością i będą orzekać zgodnie z wolą partii rządzącej a nie zgodnie z prawem i własnym sumieniem? Przecież były już przypadki, kiedy orzeczenia przez nie wydawane wcale nie były po myśli rządzących. No i nie należy zapominać, że jednak po uchwale trzech połączonych izb SN sędziowie z IKNiSP powstrzymywali się dłuższy czas od orzekania.

Ale tu nie chodzi o to, żeby ta izba wykonywała pewne gesty nie mające większego znaczenia i w ten sposób wybijała się na niezależność. To oczywiście dobrze, że osoby te wstrzymały się po uchwale od orzekania. Zachowały się poprawnie, choć lepiej gdyby złożyły urząd. Proszę jednak zauważyć, że teraz jesteśmy w zupełnie innym momencie. Przed nami wybory prezydenckie. I co robią te osoby? Gdy w grę wchodzi tak niezwykle istotna dla rządzących sprawa jak prezydenckie wybory to wracają jak gdyby nigdy nic do orzekania, kompletnie ignorując uchwałę trzech połączonych izb. A to oznacza, że zamierzają w przyszłości rozstrzygać o ważności tych wyborów, a wcześniej o tym, w jakiej formule te wybory się odbędą. Działają jak na zawołanie, co potwierdza, że słuszna była ocena dokonana przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w listopadowym orzeczeniu, a także przez SN m.in. w styczniowej uchwale. To dowód na to, że jeżeli mamy określoną ścieżkę wyboru tych osób to na koniec na takie osoby rządzący mogą liczyć w kwestiach, które są dla nich fundamentalne.

Ale przecież już były jedne wybory, do Parlamentu Europejskiego, które oceniała ta izba. I wówczas nie zapadło żadne kontrowersyjne orzeczenie.

Po pierwsze wybory te nie miały takiego znaczenia jak nadchodzące wybory prezydenckie. Po drugie wówczas nie było prawie żadnych wątpliwych kwestii, które SN musiałby rozstrzygnąć. A nawet jeśli, to nie były one na tyle istotne, żeby można było mówić, że osoby wydające orzeczenia w tych sprawach zdały test niezawisłości. To nic nie kosztuje wydać orzeczenie, które prawie nikogo nie obchodzi. Teraz sytuacja jest diametralnie inna. Z powodu coronawirusa i wprowadzonego z powodu pandemii de facto stanu wyjątkowego wiele osób zostanie pozbawionych praw wyborczych. Formalnie oceniać to będzie właśnie IKNiSP SN. Będzie również oceniała wprowadzenie na chybcika, wbrew orzecznictwu Trybunału Konstytucyjnego, rewolucyjnych zmian w kodeksie wyborczym.

Ci, którzy wrócili do orzekania, tłumaczą, że wcześniej tego nie robili, gdyż po uchwale trzech połączonych izb SN potrzebowali czasu na refleksję.

To infantylne tłumaczenie, które nie zaskakuje. Bo niby nad czym tutaj się zastanawiać skoro mamy do czynienia z mającą moc zasady prawnej uchwałą trzech połączonych izb SN, zgodnie z którą wszelkie orzeczenia wydawane przez osoby, które przeszły procedurę konkursową przed obecną Krajową Radą Sądownictwa, są obarczone potężną wadą prawną, skutkującą nieważnością. Tu nie ma się nad czym zastanawiać. Prawdziwa refleksja powinna zresztą doprowadzić do wniosku, że lepiej byłoby, gdyby o tak ważnej kwestii jak ważność wyborów nie orzekały osoby, które nie dają gwarancji niezawisłości.

SN w swojej uchwale tego jednak nie stwierdził.

To prawda i powinien z tego wyciągnąć lekcję. Mogł to jednak naprawić, bo po uchwale pojawiła się nowa okoliczność jaką było opublikowanie list poparcia do KRS. Miał do tego wyborną okazję. Przecież w SN czeka już kilka pozwów, których rozpatrzenie pozwoliłoby na wydanie orzeczeń stwierdzających, że te osoby nie są sędziami. Tymczasem SN odłożył je na półkę i czeka. Czeka na rozstrzygniecie spraw przez TSUE. Tym samym SN bierze również odpowiedzialność za potencjalny chaos prawny, który będzie związany z orzeczeniami wydawanymi przez takie osoby, a więc także orzeczeniami dotyczącymi ważności wyborów.

I może Pan już teraz, z pełną odpowiedzialnością, powiedzieć, że wie Pan, że osoby orzekające w IKNiSP będą podejmować decyzje w kwestiach wyborczych zgodnie z wolą rządzących?

Mogę mieć uzasadnione obawy co do tego, że te osoby nie są osobami niezależnymi. Wydając w zeszłym tygodniu orzeczenia dotyczące wyborów same sobie wystawiły świadectwo, że nie są osobami niezależnymi, a wręcz są wysłannikami władzy politycznej. I nie mam najmniejszych powodów, aby przyjąć, że w przypadku IKNiSP mamy do czynienia z sądem niezależnym. Zarówno sposób powołania tych osób, jak i decyzje przez nich podejmowane tylko potwierdzają tę tezę.

Jeżeli orzekający w IKNiSP rzeczywiście będą rozstrzygać problemy prawne, jakie pojawią się w zbliżających się wyborach prezydenckich, to jakie tego będą konsekwencje?

Będzie ich kilka. Jeżeli rzeczywiście wola polityczna będzie taka, żeby w tych sprawach decydowała IKNiSP to i orzeczenia będą takie, jak będą chcieli tego politycy. Po drugie będziemy mieli do czynienia z ogromnym galimatiasem, jeżeli chodzi o funkcjonowanie samego SN. Po trzecie musimy mieć świadomość, że napięcie wokół wyborów prezydenckich, a tym samym wokół SN będzie w najbliższym czasie rosło. Jeżeli te wybory rzeczywiście się odbędą to, patrząc na nastroje społeczne, jasne jest, że Polska będzie wrzała. Dlatego też obawiam się, że orzeczenie o ważności wyborów, które nie powinny się odbywać gdy epidemia zabija ludzi, a państwo ledwo funkcjonuje, wydane w składzie budzącym poważne wątpliwości doprowadzi do jeszcze większego napięcia społecznego w naszym kraju. To będzie kolejna zadra, kolejny przyczynek do podziałów społecznych na długie lata. I odpowiedzialność za to spadnie na te osoby, które mimo tych wszystkich wątpliwości, będą jednak orzekać w sprawach wyborczych. Ale nie tylko na nie. Odpowiedzialność spadnie również na tych, którzy doprowadzili do tego stanu w SN i na tych, którzy mieli w ręku wszelkie narzędzia, aby zaradzić tej sytuacji. Mam tu na myśli niestety także SN.

Jakie konkretnie działania ma Pan na myśli?

W SN, o czym była już mowa, czekają na rozstrzygnięcie pozwy dotyczące przesądzenia statusu takich osób. Wystarczy tylko chcieć je rozpatrzyć. Poza tym jest także rzecznik dyscyplinarny SN. Jest, a jakby go nie było! Przecież te osoby, wykonując działalność orzeczniczą, w sposób oczywisty naruszają uchwałę trzech połączonych izb SN. Powinny one, tak jak to jest w przypadku sędziów sądów powszechnych dopuszczających się istotnych deliktów dyscyplinarnych, zostać zawieszone w czynnościach sędziowskich do momentu rozpoznania sprawy dyscyplinarnej. Tymczasem wobec tych osób nie podjęto żadnych działań dyscyplinujących. A przecież nawet my, „Iustitia”, informowaliśmy rzecznika dyscyplinarnego o tego typu przypadkach. Nasze pisma pozostały jednak bez odpowiedzi. Jednak nawet gdyby tego typu zawiadomień nie było to przecież nie może być tak, żeby rzecznik nie wiedział o tym, że w SN, którego jest sędzią, wydawane są orzeczenia łamiące mającą moc zasady prawnej uchwałę SN. To jest niepoważne. Tak samo jak niepoważna i nieodpowiedzialna jest odmowa odpowiedzi przez SN co do wskazania osób, które orzekały wbrew uchwale SN. Trzeba sobie powiedzieć jasno, że nic nie robienie w tych sprawach to jest chowanie głowy w piasek, co przyniesie bardzo złe skutki.

Czy inne organy SN mogłyby podjąć jakieś działania, aby nie dopuścić do tego chaosu, który może nas czekać?

Są dwa takie organy: I prezes SN oraz Kolegium SN. I I prezes SN ma przecież kompetencje do tego, żeby przenosić sędziów z izby do izby. I tak przecież się działo tuż po uchwale trzech połączonych izb – tzw. starzy sędziowie byli kierowani do IKNiSP i dzięki temu zabiegowi w izbie rozstrzygane były sprawy niecierpiące zwłoki, w tym jeden z protestów wyborczych. To prawidłowe działanie. Pytanie, co robić jeśli decyzje I Prezesa SN są ostentacyjnie łamane. To pytanie powinien sobie zadać przede wszystkim RD SN. Jeżeli zaś chodzi o Kolegium SN to oczekiwałbym, żeby co najmniej zajęło jasne stanowisko w tej sprawie. Tymczasem dochodzi do wydania orzeczenia w trybie wyborczym w składzie sprzecznym wobec uchwały trzech połączonych izb SN, co jest rzeczą bezprecedensową, a SN milczy. Jeśli SSP Iustitia udało się w kilka dni zorganizować zebranie delegatów online na prawie 200 osób, to nie widzę przeszkód, by w taki sposób mogło procedować kilkuosobwe kolegium SN.

Czyli pana zdaniem SN chowa głowę w piasek?

Ja nie tylko jako sędzia, ale przede wszystkim jako obywatel chcę wiedzieć, czy w tej trudnej sytuacji, w jakiej znajduję się obecnie Polska, jaką rolę będzie pełnił SN, czy te wszystkie zdania, jakie zgodnie z konstytucją i kodeksem wyborczym są powierzone SN, będą wykonywane rzeczywiście przez SN czy przez organ, który sądem nie jest.

Jeżeli jednak o ważności wyborów prezydenckich będzie rozstrzygać IKNiSP w składzie z osobami, których status jest wątpliwy, to jakie to może mieć znaczenie dla tychże wyborów?

Może mieć ogromny. Pod względem prawnym możemy się z tym problemem borykać później jeszcze przez wiele lat, tak jak ma to miejsce z powoływaniem sędziów, których wskazała obecna KRS. Zapewne orzeczenia wydawane w takim wątpliwym składzie będą kontestowane. Za chwilę więc może się okazać, że te osoby nie są sędziami. Nawet jeśli SN nadal będzie unikał rozstrzygnięcia w tej sprawie, zapewne za kilka miesięcy zrobi to TSUE. Skoro zaś skład jest trefny, to i uchwała o ważności wyborów podjęta w takim składzie jest nieważna. SN w niebudzącym wątpliwości składzie będzie więc musiał wydać nową uchwałę. I teraz proszę sobie wyobrazić, że wydając tę nową uchwałę SN stwierdzi, że wybory były jednak nieważne. Zanim jednak to się stanie osoba wybrana w takiej nieważnej procedurze zacznie już pełnić funkcję prezydenta.

I co wówczas?

Część społeczeństwa będzie uznawała taką osobę za prezydenta, część będzie podważać jego legitymację. Tak więc będziemy mieli kolejny, niezwykle ważny organ władzy państwowej, po Trybunale Konstytucyjnym, Krajowej Radzie Sądownictwa i częściowo SN, którego legitymacja będzie podważana. I to jest galimatias, który jest efektem tego, że nie chce się podejmować trudnych decyzji jak jest jeszcze moment do tego, żeby je podjąć. To obecnie jest realny scenariusz upadku demokratycznego państwa. Nie dodaję już prawa. Niedługo z demokratycznego państwa prawa, zostanie tylko państwo.

Czy jest jeszcze szansa, aby zatrzymać ten proces?

Tak. Uważam, że mimo tej trudnej sytuacji, teraz właśnie jest czas, aby podjąć pewne decyzje. Te decyzje po pierwsze powinny być podjęte w Polsce. Trzeb umieć brać odpowiedzialność za to co się robi, mówię tu tak o politykach reprezentujących władze ustawodawczą i wykonawczą, jak i o sędziach będących trzecią władzą. Nikt nikogo nie zmusza do sprawowania władzy. Jeśli jednak, ktoś się na to zgodził to my, jako społeczeństwo, ale przede wszystkim on ma obowiązek od siebie wymagać. I za to powinien być rozliczany. Dość utyskiwania i zrzucania wszystkiego na los i na kogoś innego. Zacznijmy wszyscy wymagać najpierw od siebie!