Zmiany w sądownictwie po raz kolejny wywołały gorącą dyskusję na temat tego, czy Konstytucja RP ma prymat nad prawem unijnym. Spróbujmy się zastanowić, jak należy rozumieć zasadę pierwszeństwa prawa UE i dlaczego obowiązuje ona w krajowym porządku prawnym.

„Nie będą nam tutaj w obcych językach narzucali, jaki ustrój mamy mieć w Polsce i jak mają być prowadzone polskie sprawy” – tak powiedział Andrzej Duda pod koniec stycznia br. W lutym prezydent podpisał ustawę dyscyplinującą sędziów, która m.in. umożliwia usuwanie z zawodu sędziów, jeżeli wykonają oni listopadowy wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. >>> Wyrok TSUE ws. KRS i SN<<<

Dzień przed wejściem w życie ustawy kagańcowej wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik powiedział, że dołączając się do grona państw unijnych nie umawialiśmy się na ingerencję w wymiar sprawiedliwości. Odnosząc się do słów Christiana Wiganda, rzecznika Komisji Europejskiej, który powiedział, że ustawa dyscyplinująca sędziów jest potrójnie niezgodna z prawem unijnym, Wójcik stwierdził, że Wigand nie jest Polakiem i dlatego nie może zrozumieć polskiej konstytucji: „Polacy wiedzą, że konstytucja to jest kręgosłup wszystkiego dla nas”.

„Nie umawialiśmy się…”

Każde państwo, które najpierw zaczyna rozmowy akcesyjne, a później staje się częścią Unii Europejskiej musi w pełni i bez zastrzeżeń zaakceptować acquis communautaire, tj. dorobek prawny Unii Europejskiej. Innymi słowy, państwo godzi się na to, aby przestrzegać prawa unijnego oraz konsekwencji prawnych które z niego wynikają.

Jedną z podstawowych zasad prawa UE jest zasada pierwszeństwa prawa unijnego nad prawem krajowym państw członkowskich. Reguła ta jest efektem ewolucji orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości.

TS ustanowił zasadę pierwszeństwa w 1964 roku, wydając wyrok w sprawie Costa przeciwko E.N.E.L.. Włoski sąd skierował do Trybunału Sprawiedliwości pytanie prejudycjalne w związku z postępowaniem krajowym, które dotyczyło zapłaty faktury za dostawę energii elektrycznej.

Wydając wyrok w tej sprawie TS wprowadził zasadę, która mówi o tym, że prawo wywodzące się z Traktatu nie może być podważone przez ustawy krajowe. Ponadto Trybunał dodał, że „[…] moc prawa wspólnotowego [unijnego] nie może różnić się w poszczególnych państwach członkowskich, w zależności od ich systemów […]”.

Polska jest w Unii Europejskiej. Dołączając się do grona państw Wspólnoty, zaakceptowała dorobek prawny UE, co znaczy, że jest związana z prawem unijnym. Zobowiązana jest więc stasować się do porządku prawnego Unii Europejskiej, którym są traktaty założycielskie, prawo ustawione przez instytucje unijne oraz wykładnia prawa dokonywana przez TSUE. Idąc tropem tej logiki, trudno jest powiedzieć, że „nie umawialiśmy się …”.

Wyższość prawa kontra pierwszeństwo

Politycy często powołują się na art. 8 (1) Konstytucji RP, który mówi o tym, że „konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej”.

Nikt tego nie kwestionuje. Co więcej, to właśnie konstytucja była tym aktem prawnym, dzięki któremu Polska dołączyła do grona państw unijnych. Akceptując jednak dorobek prawny UE, zgodziliśmy się na to, aby przestrzegać przepisów unijnych, co z kolei oznacza, że traktaty i prawo wspólnotowe obowiązują w Polsce.

Zasada pierwszeństwa prawa unijnego nie ogranicza suwerenności państwa. Została ona wprowadzona po to, aby zagwarantować jednolitą ochronę prawną obywateli na całym terytorium Unii Europejskiej.

Zasada ta mówi, że po pierwsze państwo członkowskie musi zapewnić skuteczność prawa unijnego. Po drugie państwo nie może wprowadzać przepisów w swoim ustawodawstwie, które są sprzeczne z unijnym porządkiem prawnym. Po trzecie – co jest rzeczą naturalnie wynikającą z dwóch poprzednich kwestii – w razie sprzeczności przepisów prawa krajowego i unijnego, pierwszeństwo ma prawo UE. I tutaj trzeba zrozumieć, że wyższość prawa polskiego nad prawem unijnym nie oznacza, że ma ono pierwszeństwo, jeżeli dochodzi do kolizji dwóch porządków prawnych.

Czy Unia Europejska nami rządzi?

Polska jest częścią dużej wspólnoty państw demokratycznych. Wspólnota ta ma swoje prawa i przepisy, które kształtowały się i ewoluowały przez dziesięciolecia. W tym czasie TSUE stało się gwarantem przestrzegania prawa unijnego.

Powiedzieć, że Unia Europejska nami rządzi, będzie pewnie dokładnie tak samo trudno, jak zgodzić się ze słowami wiceministra Wójcika, że „dołączając się do grona państw unijnych nie umawialiśmy się na ingerencję w wymiar sprawiedliwości”. Nie umawialiśmy się pod jednym warunkiem: przepisy krajowe nie będą sprzeczne z porządkiem prawnym UE.

Małgorzata Gersdorf, I prezes SN w oświadczeniu w sprawie zmian w sądownictwie napisała: Prawo polskie i europejskie płyną tym samym nurtem; dla nas, sędziów polskich i europejskich, bo i takimi jesteśmy, nie ma sprzeczności między Konstytucją a Traktatem. Na sądy nie da się nałożyć kagańca w postaci wyroków Trybunału Konstytucyjnego, które ograniczą instytucję pytań prejudycjalnych, bo jego rozstrzygnięcia nigdy nie mogą sądom państw członkowskich zamykać drogi do Trybunału Sprawiedliwości”.

Pytaniem pozostaje, dlaczego państwo członkowskie można karać krajowych sędziów za stawanie wyroku TSUE, instytucji, która jest gwarantem przestrzegania prawa unijnego?