Choć sprawy nie powinny trafiać do Izby Dyscyplinarnej, nadal część z nich tam ląduje. Powód? Bałagan w sądzie.
Co orzekły połączone izby SN
/
DGP
Pierwsza prezes SN uważa, że sędziowie Izby Dyscyplinarnej są sędziami SN. Zarazem jednak sama izba nie spełnia przymiotów sądu, więc nie może orzekać. Mimo to w kilku sprawach prof. Małgorzata Gersdorf przekazała sprawy Izbie Dyscyplinarnej. I to już po słynnej uchwale połączonych trzech izb (patrz: grafika).
To, że Izba Dyscyplinarna nie może być uznana za
sąd, I prezes SN podkreślała kilkukrotnie. W tym m.in. jako przewodnicząca składu, który wydał głośną uchwałę trzech izb z 23 stycznia 2020 r.
Teraz okazuje się jednak, że to spostrzeżenie nie przeszkodziło prof. Gersdorf w przekazywaniu spraw Izbie Dyscyplinarnej. Stało się tak m.in. w przypadku krakowskich sędziów, którzy chcieli, by orzekała w ich postępowaniu Izba Karna. Podobnie było w sprawie immunitetowej sędziego z Łodzi. Tamtejszy sąd po uchwale SN nabrał wątpliwości, czy Izba Dyscyplinarna jest właściwa do orzekania. Postanowił o to spytać I prezes. Ta zaś wskazała, że odpowiedzi na pytanie, czy Izba Dyscyplinarna jest sądem, powinna udzielić... sama Izba Dyscyplinarna. Tak też się stało. Bez zaskoczenia, Konrad Wytrykowski w odpowiedzi udzielonej łódzkiemu sądowi wskazał, że oczywiście zakwestionowany w uchwale twór spełnia wymóg niezawisłości.
– Cieszę się, że podejmowane przez niektórych prawników próby podważenia ustawowej właściwości Izby Dyscyplinarnej spotykają się z odpowiednią reakcją ze strony I prezes SN – komentuje Piotr Falkowski, kierownik zespołu prasowego Izby Dyscyplinarnej.
Michał Laskowski, rzecznik SN, przyznaje zaś, że mogło się zdarzyć, iż kilka spraw już po uchwale trzech połączonych izb zamiast do Izby Karnej trafiło do Dyscyplinarnej. Jak jednak zaznacza, stanowisko I prezes jest jasne: Izba Dyscyplinarna nie jest sądem, który może działać i podejmować czynności orzecznicze. Dlatego sprawy co do zasady trafiają już do Izby Karnej.
Wielu ekspertów, którzy popierali Małgorzatę Gersdorf w jej potyczkach z politykami, nie kryje zawodu jej obecnym zachowaniem. Mieszane odczucia mają też niektórzy „starzy” sędziowie SN.
– Nie da się wyjaśnić zachowania I prezes. Nie wolno jednego mówić, a drugiego robić – mówi DGP jeden z sędziów Izby Cywilnej.
– Zgodnie z art. 45 ust. 1 konstytucji każdy ma
prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd. Jeżeli sprawa, jaka trafia do Sądu Najwyższego, dotyczy wymierzenia sprawiedliwości obywatelowi, musi się nią zająć sąd. Konstytucja gwarantuje obywatelowi, że jego sprawę rozpatrzy sąd. Dotyczy to także postępowań dyscyplinarnych. Izba Dyscyplinarna nie jest sądem, dlatego nigdy nie powinna do niej trafić taka właśnie sprawa – uważa dr Mikołaj Małecki z WPiA UJ.
I tłumaczy, że wynika to również z innego powodu. Otóż zdaniem prawnika – na co zresztą zwrócił uwagę sam SN w uchwale – ustrój i organizacja pracy Izby Dyscyplinarnej sprawiają, że nie tylko nie jest ona sądem, ale też nie jest ona w ogóle częścią Sądu Najwyższego. Strukturalnie, a także pod względem budżetu, jest to sąd specjalny, wyodrębniony z SN.
– Jest to specjalny sąd na czas wojny, który nie ma obecnie
prawa działać zgodnie z konstytucją. Również dlatego przekazywanie jakichkolwiek spraw temu organowi prowadzi do unicestwienia prawa obywatela do niezależnego sądu, gdyż Izba Dyscyplinarna nie może wydawać orzeczeń jako sąd w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej – zauważa Mikołaj Małecki.
I dodaje, że nie ma zatem żadnego powodu, aby I prezes SN przekazywała jakiekolwiek sprawy wniesione do sądu organowi, który nie mieści się w konstytucyjnie rozumianych strukturach SN. Zdaniem dr. Małeckiego po uchwale wykluczenie Izby Dyscyplinarnej z udziału w „życiu” procesowym Sądu Najwyższego jest uzasadnione nie tylko konstytucją i prawem unijnym, lecz także uchwałą wiążącą wszystkie składy orzekające Sądu Najwyższego.
Kwestia rutyny
Dlaczego więc niektóre sprawy trafiły do Izby Dyscyplinarnej?
– Być może
urzędnicy nie są wprowadzeni we wszystkie niuanse i zdarza się, że rutynowo kierują sprawy dyscyplinarne do tej izby – zastanawia się Michał Laskowski, rzecznik prasowy SN.
Beata Morawiec, prezes Stowarzyszenia Sędziów „Themis”, nie ma wątpliwości, że tym sytuacjom można było zapobiec.
– Pierwsza prezes SN powinna była wydać już dawno zarządzenie, w którym jasno byłoby wskazane, do której izby powinny być kierowane – po uchwale trzech izb SN – sprawy dyscyplinarne. To przecież leży w kompetencjach I prezesa SN – twierdzi krakowska sędzia. Jej zdaniem rozwiązałoby to wiele problemów i usprawniłoby pracę SN.
– Mam świadomość, że kierownictwo SN nie jest w stanie zajmować się każdą wpływającą sprawą z osobna, a pracownicy obsługi administracyjnej są często przeciążeni pracą, co zwiększa ryzyko pomyłki. Mimo to jest nam po prostu przykro, że nie pilnuje się tej kwestii, bo jest ona dla nas naprawdę niezwykle ważna – kwituje prezes „Themis”.
Michał Laskowski nie był w stanie na gorąco odpowiedzieć na pytanie, czy prof. Małgorzata Gersdorf wydała jakiekolwiek zarządzenie dotyczące tego, do której z izb powinny trafiać sprawy dyscyplinarne, oraz czy zamierza to zrobić w najbliższym czasie.
– Uważam, że wydanie takiego zarządzenia byłoby dobrym rozwiązaniem – mówi Laskowski.
Dwuwładza w sądzie
Panujący w SN bałagan na własnej skórze odczuła poznańska sędzia Monika Frąckowiak. Jak zaznacza, miało to miejsce jeszcze przed wydaniem uchwały trzech połączonych izb, ale już po wydaniu grudniowego wyroku przez Izbę Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, w którym to po raz pierwszy stwierdzono, że Izba Dyscyplinarna nie jest sądem.
– Swoje odwołanie od orzeczenia wrocławskiego sądu dyscyplinarnego wysłałam bezpośrednio do SN, kierując je do Izby Karnej. Mój pełnomocnik, postępując lege artis, zrobił to za pośrednictwem sądu dyscyplinarnego, również adresując je do izby karnej. Oba zostały jednak w jakiś sposób przechwycone i przekazane do Izby Dyscyplinarnej – opowiada sędzia Frąckowiak.
Jednocześnie dziwi się, że w SN dochodzi do sytuacji, kiedy to de facto pracownicy biura podawczego decydują o właściwości poszczególnych izb SN.
– To zupełnie inaczej niż w sądach powszechnych, gdzie na wstępnym etapie o tym, do jakiego wydziału trafi pismo, decyduje jego autor. Dopiero w kolejnym etapie, kiedy okazuje się, że coś jest nie tak, podejmowane są odpowiednie decyzje. Jednak nigdy nie rozstrzygają o tym pracownicy administracyjni sądu – zaznacza Monika Frąckowiak.
Z naszych informacji wynika, że Małgorzata Gersdorf w jednej ze spraw poprosiła o sporządzenie opracowania Biuro Studiów i Analiz SN. Niezależnie od tego – jak informuje nas Michał Laskowski – już teraz zasadą jest, że sprawy dyscyplinarne są kierowane do Izby Karnej. Niemal każdy sędzia orzekający w tej izbie ma przydzieloną taką sprawę. Jednocześnie w niektórych przypadkach sędziowie nie mają dostępu do akt, gdyż znajdują się one w Izbie Dyscyplinarnej, a ta odmawia ich przekazania do Izby Karnej.