Izba Dyscyplinarna działająca przy Sądzie Najwyższym nie jest sądem. Po raz pierwszy zostało to stwierdzone w wyroku SN z 5 grudnia 2019 r. (sygn. akt III PO 7/18), który zapadł w wykonaniu orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE z 19 listopada 2019 r.
Tym samym sędziowie ID, którzy 4 lutego wydali orzeczenie zawieszające sędziego Juszczyszyna w czynnościach służbowych, rażąco złamali prawo, nie stosując się do uchwały mającej moc zasady prawnej. / shutterstock
W uzasadnieniu wyroku SN wyłuszczono argumentację przemawiającą za tym, że Izba Dyscyplinarna (ID) nie ma niezbędnych atrybutów niezależnego sądu tak na obszarze prawa unijnego (brak cechy niezawisłości w rozumieniu art. 47 Karty Praw Podstawowych oraz art. 6 ust. 1 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka), jak i krajowego (m.in. naruszenie art. 45 ust. 1 Konstytucji).
Co szczególnie istotne, dowiedziono również, że ID miała charakter sądu wyjątkowego w rozumieniu art 175 ust. 2 Konstytucji RP. A ten rodzaj sądu ustawa zasadnicza przewiduje wyłącznie na czas stanu wojennego. W uchwale połączonych izb SN z 23 stycznia 2020 r. (sygn. akt BSa I-4110-1/20) opisaną wyżej ocenę ID podtrzymano w szczególnej formie zasady prawnej.

Zawieszenie sędziego Juszczyszyna

Jednak wydarzenia ostatnich dni każą zadać pytanie, jak traktować dotychczasowe orzecznictwo ID i czy uchwała połączonych izb SN formułuje w tym względzie jakieś wskazówki. Pytanie to jest o tyle palące, że przedmiotowa izba dalej orzeka i ogłasza kolejne brzemienne w skutki orzeczenia. Najgłośniejszym jest uchwała podjęta 4 lutego 2020 r. o zawieszeniu na czas trwania postępowania dyscyplinarnego w czynnościach służbowych sędziego Pawła Juszczyszyna domagającego się konsekwentnie przedstawienia sądowi list poparcia do Krajowej Rady Sądownictwa (KRS). Zawieszenie połączono z obniżeniem uposażenia sędziowskiego o 40 proc.
Skoro Izba Dyscyplinarna sądem nie jest, to czy jej orzeczenia podlegają wykonaniu? W przypadku sędziego Juszczyszyna postawione pytanie zdaje się być dzisiaj raczej teoretyczne, bo prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie Maciej Nawacki, działając jako organ wykonawczy, uchwałę ID z 4 lutego 2020 r. wykonał i odsunął sędziego od orzekania, zabierając mu akta prowadzonych spraw i odcinając od systemu informatycznego. Zrobił to o tyle skwapliwie, że sam osobiście jest zainteresowany w zablokowaniu kontynuowania przez sędziego Juszczyszyna czynności zmierzających do ujawnienia list KRS. DGP pisała już wielokrotnie o swoistym konflikcie interesów po stronie Macieja Nawackiego wobec formułowanych powszechnie wątpliwości co do prawidłowości jego listy zgłoszeniowej do rady.

Uchwała, której być nie powinno

Zacząć należy od tego, że uchwała zawieszająca w czynnościach służbowych sędziego Juszczyszyna nigdy nie powinna była zapaść. Wynika to wprost z pkt 1 i 4 uchwały SN z 23 stycznia 2020 r. Sformułowany w tejże uchwale test niezawisłości sędziowskiej nie ma bowiem zastosowania do sędziów SN rekomendowanych przez KRS w nowym składzie. SN stwierdził jednoznacznie, że w każdym przypadku zasiadania przez nowego sędziego SN w składzie orzekającym następuje niewłaściwa obsada sądu.
Co więcej, SN nie udzielił orzeczeniom Izby Dyscyplinarnej tzw. ochrony prospektywnej. Oznacza to, co do zasady, że są one tak samo wadliwe bez względu na czas ich ogłoszenia. Dalszą konsekwencją takiego stanu rzeczy jest to, że sędziowie tejże izby winni powstrzymać się od orzekania, bo każdy skład SN jest związany uchwałą składu połączonych izb do momentu odejścia od niej znów przez pełny skład SN. Tym samym sędziowie ID, którzy 4 lutego wydali orzeczenie zawieszające sędziego Juszczyszyna w czynnościach służbowych, rażąco złamali prawo, nie stosując się do uchwały mającej moc zasady prawnej.

Co z już wydanymi orzeczeniami ID?

Sformułowanie powyższych tez nie spowoduje jednak, że wydane dotychczas orzeczenia ID znikną same z siebie. Tutaj dochodzimy, w moim przekonaniu, do zasadniczej kwestii. Otóż w rodzimym systemie prawnym, bez względu na gałąź prawa, nie jest znana instytucja nieważności orzeczenia z mocy samego prawa. Orzeczenie, choć obarczone wadą prawną nawet ciężkiego kalibru, istnieje w obrocie prawnym do momentu jego usunięcia innym orzeczeniem korygującym. Niewątpliwie tak jest również z orzeczeniami ID wydanymi przed 23 stycznia 2020 r. Wszystkie one winny być usunięte z obrotu prawnego w drodze zastosowania nadzwyczajnego środka odwoławczego w postaci wznowienia postępowania.
Z Sądu Najwyższego płyną informacje, że na biurku I prezes jest już kilkanaście wniosków o wznowienie postępowań dyscyplinarnych zakończonych prawomocnie. Ich rozpoznanie napotyka dwa zasadnicze problemy. Pierwszy ma aspekt praktyczny i polega na tym, że prezes Izby Dyscyplinarnej odmawia przekazania akt zakończonych spraw. Problem ten można pokonać, odwołując się do instytucji odtworzenia akt z rozdziału XVIII kodeksu postępowania karnego. Jestem pewny, że strony postępowań mają zdigitalizowane akta swoich spraw, a z pewnością najważniejsze dokumenty.
Drugi problem jest poważniejszy. Otóż wbrew temu co utrzymuje się powszechnie, w dzisiejszym stanie prawnym nie ma możliwości dyskrecjonalnego skierowania wniosków o wznowienie postępowań przez I prezes SN do Izby Karnej SN. Wyłączna właściwość w tym zakresie należy do ID i ma ustawową podstawę. Fakt stwierdzenia przez SN, że ID sądem nie jest, nie oznacza możliwości samowolnej zmiany w tym zakresie właściwości rzeczowej oraz funkcjonalnej. Zakaz domniemania kompetencji przez organy państwa jest wtórną zasadą konstytucyjną wywodzoną z zasady legalizmu sformułowanej w art. 7 Konstytucji RP i nie można go przełamać myśleniem per analogiam. Nieuprawnione jest więc przekonanie, że skoro kiedyś sprawy dyscyplinarne rozstrzygała Izba Karna SN, to w obecnej sytuacji też jest władna to robić.
Jeszcze raz należy powtórzyć, że organy państwa swych kompetencji domniemywać bądź rozszerzać nie mogą. A zatem wymagana jest w tym względzie jak najszybsza interwencja ustawodawcy. Wobec ostrego kryzysu raczej trudno się spodziewać, by Sejm pożądanej zmiany właściwości rzeczowej dokonał. Należy mieć jednak pełną świadomość, że rządzący tym samym biorą na siebie odpowiedzialność za skutki tego zaniechania, w postaci np. upływu terminów przedawnienia niektórych spraw dyscyplinarnych.

Tylko sąd może orzekać, a ID sądem nie jest

Pozwolę sobie w tym miejscu stwierdzić, że odmiennie należy ocenić orzeczenia oraz uchwały ID wydane i ogłoszone po 23 stycznia 2020 r. Skoro SN w składzie połączonych izb uznał, że ID sądem nie jest, i nadał temu stwierdzeniu moc zasady prawnej, to jego konsekwencją jest to, że akty przez tę izbę wydawane po tej dacie nie są w ogóle orzeczeniami. W judykaturze rozróżnia się dość precyzyjnie orzeczenia nieważne i nieistniejące. Te pierwsze to właśnie orzeczenia dotknięte wadą np. niewłaściwej obsady sądu (czyli orzeczenia ID wydane do 23 stycznia 2020 r.). Istnieją one do momentu ich wzruszenia stosownymi środkami prawnymi i wyeliminowania z obrotu prawnego. Natomiast od dnia ogłoszenia uchwały połączonych izb SN mającej szczególną moc zasady prawnej nie mamy już przecież do czynienia z sądem, a tylko sąd jest władny orzekać. A zatem orzeczenia Izby Dyscyplinarnej, czyli swoistego niesądu, do obrotu prawnego nie wchodzą, bo wejść nie mogą, na równi z orzeczeniami samozwańczego sądu miłośników wędkowania.
Opisywane rozróżnienie na orzeczenia nieważne i nieistniejące znane jest orzecznictwu sądów powszechnych. Jako przykłady tych drugich najczęściej podaje się wyroki niepodpisane. Dotychczas sądy powszechne nie musiały zmierzyć się z przypadkiem aktów wydawanych przez niesądy. Dlatego warto sięgnąć do dorobku orzecznictwa i doktryny administracyjnej. Wyróżnia się tam bowiem pojęcie nieaktu, a więc decyzji, która nie posiada żadnych znamion publicznoprawnych, bo została wydana w nieistniejącym postępowaniu administracyjnym albo przez organ, który organem administracyjnym nie jest. Powyższą konstrukcję, w moim przekonaniu, należy w pełni odnieść do orzeczeń i uchwał wydawanych przez ID po 23 stycznia 2020 r. Akty tego niesądu nie zawierają bowiem elementu konstytutywnego, jakim jest ich pochodzenie z legalnego źródła, czyli sądu. Dlatego w ujęciu formalnym nie istnieją, tym samym nie wywierają skutków prawnych, a co za tym idzie, wykonywane być nie mogą.
Jednakowoż każdy, kto był w sądzie i otrzymał do ręki odpis orzeczenia, wie, że w istocie to nic innego jak kartka papieru opatrzona stosownymi komunikatami i pieczęciami. Liczy się możliwość wyegzekwowania treści w nim zawartych. Dzisiaj jak na dłoni widać, po co ministrowi sprawiedliwości była rewolucja personalna w sądach. Organem wykonawczym, gdy chodzi o orzeczenia dyscyplinarne, jest prezes i w niektórych przypadkach dyrektor sądu. Od 23 stycznia 2020 r. prezesi wszystkich sądów, do których wpłynie nieakt ID, będą musieli dokonać swoistego wyboru. Ocenić, czy mają do czynienia w ogóle z wyrokiem. Nawet jeśli uznają, że tak, pozostanie kwestia jego niewątpliwej istotnej wadliwości i jej wpływu na możliwość wprowadzenia go do wykonania. To będzie dla nich test wierności elementarnym zasadom prawnym. Niektórzy już go oblali z kretesem.