Znowelizowany art. 209 kodeksu karnego miał pomóc skutecznie walczyć o zaległe alimenty. Ministerstwo Sprawiedliwości mówi o sukcesie. Kobiety – o porażce
DGP
Wygasa pozytywny efekt zaostrzenia przepisów. Spada liczba aktów oskarżenia przeciwko niepłacącym rodzicom
W Polsce jest wciąż około miliona dzieci, które nie otrzymują alimentów, a ich opiekunowie muszą dochodzić świadczeń od drugiego z rodziców poprzez komorników. Sytuację miała poprawić wprowadzona w połowie 2017 r. zmiana art. 209 kodeksu karnego. Doprecyzowała ona zasady odpowiedzialności karnej za uchylanie się od płacenia na dziecko. Po nowelizacji liczba spraw wszczynanych przez prokuraturę rzeczywiście urosła lawinowo: z 40 797 w 2017 r. do 118 040 w 2018 r.
– To dlatego, że zaraz po wejściu przepisu w życie wiele kobiet zdecydowało się zawalczyć o alimenty w sądzie – tłumaczy Katarzyna Stadnik z Fundacji KiDs.
Dziś osoby walczące o alimenty mówią jednak, że coś się zmieniło w postępowaniach, które nie działają już jak dobrze naoliwiony mechanizm. Sprawy są coraz częściej umarzane i rzadko zapadają wyroki.
Przyjrzeliśmy się statystykom policji, prokuratury oraz Ministerstwa Sprawiedliwości. O ile w 2017 r. tylko 25,79 proc. zakończonych w prokuraturze spraw kończyło się skierowaniem do sądu aktu oskarżenia, o tyle rok później dotyczyło to 32 proc. zamkniętych postępowań. Poprawa nie była więc spektakularna. Ale rok później było jeszcze gorzej.
– W 2019 r. liczba aktów oskarżenia spadła w porównaniu do roku poprzedniego – stwierdza Justyna Żukowska-Gołębiewska, członkini Zespołu Ekspertów ds. Alimentów przy Rzeczniku Praw Obywatelskich i Rzeczniku Praw Dziecka. – A jeśli nawet dłużnik usłyszy akt oskarżenia, to szansa, że zostanie skazany na karę pozbawienia wolności, jest tak niska, że nie wywiera to na uporczywym alimenciarzu żadnego wrażenia – dodaje.
– Wprowadzamy normę, która mówi, że jeżeli ktoś posiada zaległość w stosunku do swojego dziecka mierzoną kwotą wyższą niż trzy miesiące, to podpada pod przepis prawa karnego – mówił prawie trzy lata temu minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Oceniał, że art. 209 k.k. w poprzednim brzmieniu powodował „znaczne trudności interpretacyjne”, bo zawiera określenie „uporczywie uchyla się”. Po nowelizacji wypadło ono z kodeksu karnego.
– Nowy zapis, bardzo oczekiwany, był odpowiedzią na nasze postulaty – mówi Katarzyna Stadnik z Fundacji KiDs.
– Miałam sygnały od kobiet, że coś się ruszyło, że ojcowie ich dzieci w końcu zaczęli spłacać zadłużenie. Teraz najwyraźniej ich strach przed nieuchronnością kary się skończył – wtóruje Justyna Żukowska-Gołębiewska, członkini Zespołu Ekspertów do spraw Alimentów przy Rzeczniku Praw Obywatelskich i Rzeczniku Praw Dziecka. Przekonuje, że w miesiącu ma ok. 40 zgłoszeń o dramatycznych historiach. Brzmią podobnie: sprawę umorzono, choć zaległości alimenciarza liczone są w latach.
Poprosiliśmy policję, prokuraturę oraz resort sprawiedliwości o statystyki dotyczące wspomnianego art. 209 k.k. Liczba osób skazanych prawomocnie w 2017 r. wyniosła 7711, w 2018 r. – 42 220, a skazanych w I instancji w pierwszym półroczu 2019 r. – 23 260. – Dzięki skutecznej polityce ministerstwa i zmianie przepisów uchylanie się od obowiązku alimentacyjnego jest skutecznie ścigane, a dłużnicy alimentacyjni – zagrożeni teraz karą więzienia – zaczęli spłacać swe zobowiązania – komentuje nam MS.
– Można by odtrąbić sukces, gdyby nie dokładna analiza tych danych i porównanie z informacjami prokuratury – ocenia Justyna Żukowska-Gołębiewska.

Czynny żal, szara strefa

Po nowelizacji przepisu postępowania karne umarza się w sytuacjach, w których w ciągu maksymalnie 30 dni od pierwszego przesłuchania dłużnika alimentacyjnego w charakterze podejrzanego następuje uregulowanie przez niego zobowiązań – słyszymy w prokuraturze.
– Prokuratura tłumaczy to zasadą czynnego żalu. Gdyby próbować wyjaśnić w ten sposób wzrost umorzeń, należałoby się spodziewać spadku zadłużenia w przeliczeniu na jednego dłużnika – komentuje Żukowska-Gołębiewska. Tymczasem dane KRD pokazują, że liczba dłużników tylko względem funduszu alimentacyjnego utrzymuje się na stałym poziomie ok. 300 tys. osób, dług w 2019 r. w stosunku do roku 2018 urósł o ponad 600 mln zł, a średnie zadłużenie na jedną osobę wynosi ponad 40 tys. zł.
Wobec alimenciarzy sądy w większości orzekają dziś kary ograniczenia wolności. A prawie 70 proc. wyroków to prace społeczne, które dłużnicy realizują w wymiarze 20–40 godzin miesięcznie. – Resztę czasu swobodnie pracują, często w szarej strefie, nadal nie spłacając zobowiązań. To dlatego brak jest dalszej skuteczności art. 209 k.k. – ocenia Justyna Żukowska-Gołębiewska.
Z takim postawieniem sprawy zgadza się komornik Robert Damski. – Znam to z praktyki – mówi. – Początkowo część dłużników poważnie wzięła sobie do serca groźbę pozbawienia wolności, gdy zaległość wyniesie trzy miesiące. Dziś sytuacja wróciła właściwie do normy sprzed 2017 r.
Potwierdza to Magdalena Mirska. Jest na etapie pisania zażalenia na umorzenie prokuratury. Jej były mąż nie wywiązuje się z zasądzonych świadczeń. W ciągu minionych 11 lat płacił przez dwa lata, tuż po wejściu nowego przepisu. Jednak od grudnia 2019 r. znów przestał.
Opowiada, że jej były mąż oficjalnie jest bezrobotny, nie ma więc z czego spłacać zadłużenia i to stało się podstawą umorzenia. – Sprawa jest u komornika, jednak ojciec moich dzieci nie płaci składek ZUS, podatków. Wiem, że pracuje na czarno, jeździ taksówką – opowiada. Przekonuje, że w takiej sytuacji alimenciarz zawsze będzie na wygranej pozycji. – Mnie nikt nie pyta, czy mam za co utrzymać dziecko.

Bez „obrączek”

Sposobem na walkę z pracą na czarno mógł być dozór elektroniczny. Ale jak pokazują statystyki MS, jest dziś stosowany rzadziej niż przed nowelizacją. Dlaczego? – Dozór jest możliwy tylko w sytuacji orzeczenia pozbawienia wolności wykonywanego w warunkach wolnościowych i tylko na wniosek skazanego. Ustawodawca nie przewidział wpisania go do katalogu kar ograniczenia wolności – mówi Żukowska-Gołębiewska. – A takie rozwiązanie pozwoliłoby monitorować, czy i gdzie pracuje oraz jak wywiązuje się z nałożonych na niego obowiązków.

W kotka i myszkę

Policja i prokuratura nie rejestrują spraw zgłaszanych przez kobiety, a jedynie wszczynane. – Na 100 zawiadomień, wszczynamy może 25 – ocenia policjantka (prosi o anonimowość). Tłumaczy, skąd taki wzrost postępowań wszczynanych. – Bez tego komornik nie udostępni nam danych, tłumacząc to koniecznością zwolnienia z tajemnicy zawodowej – mówi. Przekonuje, że dziś najwięcej spraw inicjowanych jest przez MOPS-y. Bo to one są pokrzywdzone z urzędu, kiedy pan X zalega z płatnościami w ramach funduszu alimentacyjnego. – Bywa, że ośrodek wysyła na komendę jednorazowo 100 wniosków.
Następnie wiele zależy od tego, jak do sprawy podejdą funkcjonariusze. Bywa, że gdy komornik ściąga z pensji alimenciarza choć część kwoty, sprawa jest umarzana. – Brakuje jasnej wykładni interpretacji przepisów – podkreśla. Obserwuje też taki mechanizm: przyparty do muru alimenciarz rejestruje się w urzędzie pracy. Oficjalnie szuka zatrudnienia, więc trudno uznać, że ma złą wolę. – Bawi się z nami w kotka i myszkę.
Zdaniem Katarzyny Stadnik nowelizacja art. 209 k.k. miała uczynić sytuację jasną. – Być może teraz należałoby zastanowić się, jak usprawnić działanie przepisu tak, by sprawy oczywiste nie były umarzane lub nie kończyły się zasądzeniem kilku godzin prac społecznych – ocenia. ©℗
Średnie zadłużenie na jedną osobę wynosi ponad 40 tys. zł
Liczba postępowań w sprawie alimentów

rozmowa

Sam przepis nie załatwi problemu

Kobiety walczące o alimenty dla dzieci oczekiwały, że znowelizowany art. 209 k.k. będzie ich skutecznym orężem przed sądem. Są jednak rozczarowane.
Założenie, że instrument prawa karnego okaże się skutecznym batem, było błędem. Przez analogię: jak z zaostrzaniem kar dla pijanych kierowców – sam przepis nie załatwi problemu. Tym bardziej że odwoływanie się do prawa karnego przy regulowaniu spraw rodzinnych powinno być ostatecznością. Należało w pierwszej kolejności stworzyć system wsparcia dla rodziny, skuteczną metodę ściągania długów, kampanię edukacyjną jasno pokazującą, że nie ma przyzwolenia na niepłacenie alimentów, a także zająć się samymi dłużnikami, m.in. kierując na terapię, warsztaty, tak by pokazać im drogę wyjścia z zadłużenia. Niestety, zmieniono tylko wspomniany art. 209 k.k.
Kto uchyla się od obowiązku alimentacyjnego, a łączna suma zaległości wynosi przynajmniej wysokość 3-miesięcznego świadczenia, podlega karze… Ten przepis, w przeciwieństwie do poprzedniego brzmienia, miał wprowadzać pewną automatyzację oceny.
Nigdy nie należy wymagać od sądu, by działał z automatu, bo inaczej nie byłby potrzebny. Wystarczyłby odpowiedni program komputerowy. Owszem, z artykułu zniknęło określenie „uporczywie”, ale zostało ono zastąpione innymi słowami: „powyżej 3 miesięcy”. I w tym prokuratorzy oraz sędziowie dopatrują się uporczywości lub jej braku. Pozostało również sformułowanie „uchyla się”, które zakłada negatywne nastawienie sprawcy pomimo obiektywnej możliwości płacenia. Pamiętajmy, że istnieje domniemanie niewinności. Zadaniem organu ścigania jest więc wykazanie złej woli. Zweryfikowanie, czy niepłacenie alimentów jest zawinione.
Prokuratura i Ministerstwo Sprawiedliwości pokazują liczby, z których widać m.in., że spraw wszczynanych jest dziś zdecydowanie więcej niż przed wejściem nowego przepisu. Wiele z nich zostało umorzonych ze względu na czynny żal dłużnika, który spłacił przynajmniej część zaległości.
Owszem, bo sam przepis przedstawiany był jako remedium na problem niealimentacji. Na początku część osób z pewnością przestraszyła się konsekwencji i wolała uniknąć kary. To był swoisty efekt świeżości, który niestety już minął. Dziś nie brakuje dyskusji na forach, gdzie ludzie dzielą się informacjami, co zrobić, by nie doszło do postawienia zarzutów, aktu oskarżenia, w konsekwencji – sprawy sądowej i wyroku. I tu znów wracamy do szerszych rozwiązań systemowych. Nie da się skutecznie egzekwować alimentów, jeśli dłużnik dalej będzie pracował na czarno, a komornik nie dostanie lepszego wsparcia. Bo dziś np. policja, weryfikując stan faktyczny, ustala, że dana osoba nie ma oficjalnie zatrudnienia lub pracuje na pół etatu. W związku z tym nie ma możliwości płacenia alimentów ze względu na brak środków, a komornik ściąga tylko tyle, ile oficjalnie dłużnik wykazuje.
Tak się dzieje, bo dłużnicy często uważają, że zasądzone alimenty są zbyt wysokie lub się nie należą dziecku.
Nie byłoby tego problemu, gdyby udało się w końcu, po wielu latach dyskusji z Ministerstwem Sprawiedliwości, wprowadzić tabele alimentacyjne. Zawierałyby widełki opłat w zależności m.in. od wieku dziecka. Dzięki temu strony sporu miałyby jasną sytuację, o jaką wysokość zasądzonych kwot może chodzić. A rozwiązaniem, które mogłoby stanowić realny bat na dłużników, szczególnie tych, którzy mając wysokie dochody, ukrywają je, byłby rejestr uporczywych dłużników alimentacyjnych. W myśl zasady: nie płacisz świadczeń własnemu dziecku, więc np. nie jesteś wiarygodnym partnerem dla banku i nie uzyskasz kredytu.