Věra Jourová na własnej skórze przekonała się, jak to jest być ofiarą wymiaru sprawiedliwości.
/>
Przyjeżdżająca w niedzielę czeska polityk i unijna komisarz odpowiedzialna za wartości i przejrzystość jest już jednym z najbardziej wpływowych brukselskich urzędników.
Stała się twarzą sporu Brukseli z rządem PiS o praworządność. We Wspólnocie ceniona jest za walkę z technologicznymi gigantami o ochronę danych. W kraju jej politycznym sojusznikiem jest premier i miliarder Andrej Babiš, który sam jest podejrzewany o sprzeniewierzanie środków europejskich.
/>
Z eurofunduszami i praworządnością wiąże się także osobista historia Czeszki.
Próbowali ją złamać
Jourová spędziła w areszcie 33 dni. W książce „Cesta z panoptika” opisała swoją próbę samobójczą. „To było absolutne dno moich dni w celi. Potem wszystko miało się jakoś odbić” – napisała. Obecna komisarz, odpowiedzialna m.in. za praworządność, trafiła do aresztu w związku z pełnieniem funkcji wiceministra rozwoju regionalnego w rządzie socjaldemokratów w latach 2004–2006.
Zatrzymano ją w październiku 2006 r. w drodze powrotnej z podróży służbowej. Nie była już w rządzie, resort opuściła osiem miesięcy wcześniej. Zarzucono jej przyjęcie 2 mln koron łapówki od burmistrza miasta Budišov na Morawach. Ladislav Péťa miał w ten sposób zagwarantować eurofundusze na renowację miejscowego zamku. Poza Jourovą i Péťą w sprawę zamieszani mieli być doradca premiera Zdeněk Doležel i jego współpracownik Miloslav Řehulka, którzy rzekomo celowo zawyżyli koszty renowacji. Dzięki temu do ich kieszeni miało trafić ok. 30 mln koron (ok. 1 mln euro).
Ale do ich aresztowania doszło, zanim jeszcze do Czech trafiły pierwsze transze europejskich środków. Prokuratura zaczęła działać, by uprzedzić całą operację. Przez to jednak nikogo nie udało się złapać na gorącym uczynku. Prokuratura dysponowała jedynie nagraną w ukryciu wypowiedzią burmistrza Budišova. Był to na tyle słaby dowód, że nie pozwalał na postawienie oskarżenia. Po ponad miesiącu spędzonym w celi Jourová opuściła areszt, ale cała sprawa mocno odbiła się na jej rodzinie. Jej córka przeżyła załamanie nerwowe, ona sama się rozwiodła. Po wyjściu na wolność rozpoczęła walkę o odzyskanie dobrego imienia. Po kilku latach udało jej się udowodnić w sądzie, że do aresztu trafiła bezprawnie.
Jak mówi nam dziennikarz zajmujący się sprawą łapówki, Jourová nie była dla śledczych celem, bo w ich ocenie odgrywała rolę drugorzędną. Chodziło o wydobycie z niej zeznań, które miały doprowadzić do organizatorów – pobyt w areszcie miał ją złamać, by zaczęła zeznawać. Stało się odwrotnie. Czeszka nigdy nie powtórzyła pierwszego zeznania, w którym powiedziała, że za całą operacją stał premier Jiři Paroubek. Samej Jourovej zaś nigdy nie udowodniono przyjęcia łapówki. Sprawa została zamknięta, kiedy dwa lata później zamieszany rzekomo w aferę burmistrz Ladislav Péťa zmarł na raka.
Po wyjściu z aresztu Jourová nie wróciła prędko do polityki. Zajęła się znowu funduszami europejskimi, po kilku latach założyła własną firmę konsultingową. W oczekiwaniu na rozstrzygnięcie swojej sprawy w sądzie i odzyskanie dobrego imienia skończyła prawo.
Powrót do polityki
Historia urzędniczki pokrzywdzonej przez wymiar sprawiedliwości dobrze wpisywała się w hasła zbuntowanego ruchu ANO 2011 założonego przez dzisiejszego premiera Andreja Babiša. Miliarder, w przeszłości należący do partii komunistycznej, jeden z najbogatszych ludzi w Czechach, właściciel koncernu spożywczego AGROFERT i największej grupy medialnej w kraju, wszedł do polityki, zapowiadając rozliczenie ze skorumpowanymi elitami. To był strzał w dziesiątkę, bo Czesi byli zmęczeni aferami w rządzie. Jourová dołączyła do ANO w 2012 r.
Babiš zaoferował jej stanowisko wiceprzewodniczącej. W przedterminowych wyborach nowe ugrupowanie odniosło spektakularny sukces, wchodząc do parlamentu jako druga siła polityczna – i współtworzyło rząd. Jourová otrzymała stanowisko ministra rozwoju regionalnego. Jej wskrzeszona kariera polityczna zaczęła nabierać tempa, bo już w kolejnym roku po wyborach do europarlamentu Praga zgłosiła ją jako kandydatkę na komisarza. Chociaż chciała zajmować się rozwojem regionów, dostała tekę sprawiedliwości. W końcu znaczenie tej drugiej poznała osobiście.
Ale w poprzedniej kadencji KE to nie ona miała odgrywać pierwsze skrzypce w sprawie praworządności. Chociaż nie do końca leżało to w jego kompetencjach, zajął się tym Frans Timmermans, polityk o wielkich ambicjach oraz uporze. O ile Holender nie stronił od mocnych wypowiedzi na temat rządu PiS, o tyle Czeszka unikała słownych potyczek. I tak jest obecnie, gdy teraz – w komisji kierowanej przez Ursulę von der Leyen – jest inicjatorką wszystkich ruchów KE w sprawie polskich sądów.
Oddanie praworządności w ręce polityka z środkowoeuropejskiego kraju ma pokazać, że Bruksela nie wali na oślep, ale próbuje do problemu podejść z wyczuciem i zrozumieniem specyfiki regionu. „Fascynuje mnie ta debata: czy ja będę bardziej jak Timmermans, czy mniej jak Timmermans. A ja jestem Jourová. Będę sprawiedliwa, ale nie odpuszczę" – mówiła Czeszka w wywiadzie udzielonym Deutsche Welle pod koniec listopada, na kilka dni przed ponownym objęciem teki w KE.
To Jourová przygotowuje nowy mechanizm nadzoru nad praworządnością w krajach członkowskich. W odróżnieniu od dotychczasowych procedur ma on dotyczyć wszystkich państw Wspólnoty, którym co roku pod kątem szeroko pojętego państwa prawa – od wolności słowa po walkę z korupcją – przyglądać się będą urzędnicy. To miał być ukłon w kierunku Polski, która zarzucała KE arbitralność, wskazując na problemy z praworządnością w innych krajach.
Jourová ma inny od Timmermansa styl. Podobnie zresztą jak jej nowa szefowa Ursula von der Leyen. To one stoją za błyskawicznie przeprowadzoną akcją wystąpienia do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu z wnioskiem o zastosowanie środka zabezpieczającego (dokument lada dzień ma trafić z KE do TSUE). Jeśli sędziowie się do niego przychylą, może dojść do zawieszenia Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym. A jeśli PiS postanowiłby decyzję zignorować, będzie musiał płacić wysokie kary za każdy dzień zwłoki. Jeden z rozmówców w KE zwraca uwagę, że dziś nie ma mowy o przedłużaniu rozmów i dawaniu Warszawie kolejnych szans. Jourová nie zamierza też uprawiać dyplomacji przez media. Działa precyzyjnie i szybko, ale po cichu.
Polityczna outsiderka
Ale Polska nie jest największym bólem głowy Jourovej. Sporych problemów może jej przysporzyć imperium Babiša, któremu Bruksela przygląda się coraz baczniej. Premier Czech jest podejrzewany o wyłudzanie europejskich środków i zasilanie nimi koncernu AGROFERT.
Jak mówi czeski politolog Jan Lupomesky, Jourová i Babiš pozostają w dobrych relacjach. Ekspert nie daje wiary w zauważaną przez niektórych komentatorów próbę odcięcia się jej od lidera ANO. Jourová w odróżnieniu od wielu czeskich europosłów nigdy nie skrytykowała Babiša. Dlatego ten wskazał ją po raz drugi na stanowisko komisarza. – Ich relacje są bardzo pragmatyczne. Oboje są politycznymi outsiderami bez światopoglądowego zakotwiczenia. Wierzą w siłę i potęgę władzy. Platformy ANO używają w czysto utylitarnych celach. Oboje lubią stwarzać problemy, by potem je rozwiązywać. To prawdziwa umiejętność polityczna. Babiš potrafi mieć jednocześnie doskonałe relacje z Grupą Wyszehradzką i dobry wizerunek w Brukseli – podkreśla Lupomesky. Nikt nie wie, w jaki sposób Czeszka zachowa się, kiedy przyjdzie jej skonfrontować się z Babišem. Po Brukseli może ją przecież czekać dalsza kariera w czeskiej polityce z jeszcze wyższym stanowiskiem do objęcia.
Martin Ehl z dziennika „Hospodářské Noviny” zwraca uwagę na relacje premiera Mateusza Morawieckiego z Babišem. – Czeski polityk często się chwali kontaktami i przyjaźnią z premierem Morawieckim jeszcze z czasów, kiedy obaj byli ministrami finansów. Babiš jest mikromenedżerem, rozdaje swoje kontakty i nie jest wykluczone, że czasami panowie są w kontakcie bezpośrednim i że premier polski mógłby próbować lobbować u komisarz Jourovej poprzez Babiša – sugeruje dziennikarz. Jak na razie nic jednak nie dowodzi, by czeska komisarz miała złagodzić swoje stanowisko wobec Warszawy.
Vera Jourová weźmie udział w uroczystościach rocznicowych wyzwolenia obozu zagłady w Auschwitz. Z Krakowa we wtorek ma przyjechać do Warszawy, by rozmawiać o polskich sądach. Wizyta w stolicy nie jest jednak jeszcze oficjalnie potwierdzona. Jak słyszymy, komisarz chciałaby się spotkać z obiema stronami sporu – przeciwnikami oraz rządem.