Włodarz, na którego nałożono pierwszą sankcję za naruszenie przepisów o ochronie danych, idzie do sądu. Jego zdaniem dostęp do informacji publicznej w ogóle nie podlega pod przepisy RODO.
Czego nie obejmuje RODO / DGP
Chodzi o decyzję z października 2019 r., w której prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych nałożył 40 tys. zł kary na Aleksandrów Kujawski. Sankcja ta dotyczyła m.in. sposobu ogłaszania informacji publicznych w Biuletynie Zamówień Publicznych i tego, że burmistrz nie zawarł umowy powierzenia przetwarzania danych osobowych z podmiotami, które odpowiadają za funkcjonowanie tego serwisu od strony technicznej.
„Problem w tym, że burmistrz nie jest stroną tych umów, a zostały one zawarte przez Województwo Kujawsko-Pomorskie i burmistrz nie ma wpływu na ich treść. Jak więc można karać jednostkę samorządu za niezgodność z RODO umów, których ta jednostka nie jest stroną” – napisał w swym oświadczeniu burmistrz Andrzej Cieśla.
Argument ten podnoszony jest w skardze do sądu administracyjnego. Szkopuł w tym, że choć gminy rzeczywiście publikują informacje w BIP, to nie mają żadnego wpływu na to, jak funkcjonuje ten serwis. Kontrakt na jego stworzenie i utrzymywanie został bowiem zawarty przez władze województwa przy współfinansowaniu ze środków europejskich.
– Taką samą karę należałoby więc nałożyć na wszystkie gminy w woj. kujawsko-pomorskim, bo one również nie są stroną umowy i nie powierzyły przetwarzania swych danych. Decyzja UODO jest więc niewykonalna. W praktyce jedynym rozwiązaniem byłoby zamknięcie BIP dla gmin w całym województwie – podkreśla dr Paweł Litwiński, adwokat z kancelarii Barta Litwiński, która reprezentuje Aleksandrów Kujawski.

Sporny zakres UODO

Generalny zarzut podniesiony w skardze dotyczy jednak tego, że UODO w ogóle nie powinien badać zasad publikowania informacji publicznych przez gminę. Kwestia ta nie jest bowiem regulowana przepisami unijnymi. Zgodnie zaś z art. 2 ust. 2 lit. a RODO rozporządzenie nie ma zastosowania do przetwarzania danych osobowych w ramach działalności nieobjętej zakresem prawa UE (patrz: ramka).
– Polski ustawodawca, w przeciwieństwie do wielu innych państw UE, w tym choćby Niemiec czy Szwecji, nie zdecydował się na rozszerzenie zakresu RODO, co należy uznać za świadomą decyzję. Skoro więc dostęp do informacji publicznej nie podlega prawu unijnemu, a polskie przepisy w żaden sposób nie regulują tej kwestii, to należy uznać, że RODO zwyczajnie nie ma zastosowania – zauważa dr Paweł Litwiński.
To nie pierwszy raz, kiedy pojawia się ten argument. Wcześniej został podniesiony w skargach na postanowienia UODO wstrzymujące publikację przez Kancelarię Sejmu nazwisk sędziów, którzy podpisali się pod listami poparcia dla kandydatów do Krajowej Rady Sądownictwa. Podobne wnioski płyną z opinii prawnej sporządzonej na zlecenie Aleksandrowa Kujawskiego przez dr hab. Monikę Niedźwiedź z Katedry Prawa Europejskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego (została dołączona do skargi). Gdyby argumentacja ta została podzielona przez sąd, to oznaczałoby nieważność całej decyzji UODO.

Luka w prawie

Alternatywnie jednak w skardze podniesiono wiele punktowych zarzutów. Obok wspomnianych już zastrzeżeń co do wykonalności decyzji odniesiono się m.in. do kwestii publikacji w BIP oświadczeń majątkowych radnych. Zdaniem UODO widniały one zbyt długo w internecie. Najstarsze oświadczenia zostały złożone jeszcze w 2010 r. Tymczasem, jak wskazał UODO, zgodnie z art. 24h ust. 6 ustawy o samorządzie gminnym (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 506 ze zm.) oświadczenia te przechowuje się przez 6 lat.
– Czym innym jest jednak przechowywanie, a czym innym publikacja. Skoro kadencja rady trwa pięć lat, to informacje te muszą być udostępniane przez ten okres plus sześć lat przechowywania – uważa Marek Angowski z Urzędu Miasta Aleksandrów Kujawski.
– Chcieliśmy działać zgodnie z prawem, a de facto zostaliśmy za to ukarani. Skoro są wątpliwości, to powinny zostać rozstrzygnięte na wyższym szczeblu. Dlatego też wystąpiliśmy do Ministerstwa Cyfryzacji o interpretację przepisów o dostępie do informacji publicznej, ale nie zostało to wzięte pod uwagę przez UODO – dodaje.
W skardze podkreślono, że nawet sam UODO ma problem z interpretacją tych przepisów. Na potwierdzenie tego dołączono wywiad opublikowany w DGP w kwietniu 2018 r., w którym ówczesna dyrektor departamentu orzecznictwa, legislacji i skarg w Biurze Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych wskazywała na istnienie luki prawnej, która miała zostać załatana ustawą o jawności życia publicznego (nie wyszła ona nigdy poza fazę projektu).
– Moim zdaniem UODO zastawił pułapkę na gminy. Nie rozumiem, jak można z jednej strony samemu mówić o luce w przepisach, a następnie stosować tę lukę i wymierzać na jej podstawie karę – komentuje dr Paweł Litwiński.
UODO kwestionował również sposób wykorzystania serwisu YouTube do transmisji z obrad rady miasta. Jeden z zarzutów to brak kopii tych nagrań na serwerach urzędu, na wypadek, gdyby zniknęły z internetu. Urzędnicy odpierają go, przekonując, że nagrania stanowią jedynie uzupełnienie protokołów oraz stenogramów posiedzeń. Gdyby więc nawet coś się stało z plikami na YouTubie, to urząd zawsze może opublikować właśnie protokoły i stenogramy.