W przypadku wielu z nich przyczyną jest przeciążenie pracą i niemożliwość poświęcenia czasy na działalność społeczną. Jest też kwestia osobowości. Każdy z nas jest inny i nie wszyscy sędziowie chcą czy potrafią mówić czy występować publicznie. I ja to rozumiem. Pamiętajmy – jak górnolotnie by to nie brzmiało – że jest to pewna praca dla idei. „Społeczeństwo obywatelskie” czy „pozytywny wizerunek wymiaru sprawiedliwości” to rzeczy niewymierne. Duże cele, w kierunku których można robić tylko małe kroczki, pracując u podstaw. To się wiąże z naturą społecznika, którą niektórzy sędziowie mają, inni nie, natomiast nie robię tym drugim zarzutu. Po prostu cenne jest to, że znajdują się jednostki, dla których to jest ważne. Obserwuję to co robią inni i jest to dla mnie inspirujące. Zresztą działalność obywatelskich sędziów roku od dawna jest dla mnie inspiracją, a oni sami stali się moimi idolami.
A jakby Pani zachęciła innych sędziów, by mimo wszystko podjęli taką prospołeczną aktywność?
Informacja zwrotna, jaką się otrzymuje, jest źródłem satysfakcji, której niewiele jest w naszej pracy. W działalności orzeczniczej niewiele jest takich momentów. Orzekanie to oczywiście podstawa naszej pracy, ale praca pozaorzecznicza daje inny rodzaj satysfakcji i kontaktu z drugim człowiekiem. Kiedy widzi się, jak ludzie reagują i się cieszą, jak młodzież chłonie wiedzę, gdy ktoś na wykładzie mówi, że to, co robimy, przywraca mu wiarę w wymiar sprawiedliwości, to znaczy, że było warto. Nawet gdyby to był choć jeden przypadek. Uważam, że świat trzeba zawsze zmieniać od siebie, a potem małego fragmentu rzeczywistości wokół nas. Pewne rzeczy w wymiarze sprawiedliwości nie zależą od nas – są to zmiany systemowe czy ustawodawcze. Ja przejmuję się tylko tym, na co mam wpływ i co mogę zmienić. I nad tym pracuję. Jeśli dla kogoś będę inspiracją, to wspaniale.
Jak poprawić wizerunek wymiaru sprawiedliwości?
Duże nadzieje pokładam w standardach obsługi interesantów. Już samo to, że ustalono, że w ogóle mają one być i jakie mają być, było krokiem naprzód. Teraz w ministerstwie sprawiedliwości trwają nad nimi prace i odbywają się szkolenia. Mam nadzieję, że uświadomi to wielu prezesom sądów, którzy dotąd nie stawiali obsługi interesantów na pierwszym miejscu, że warto o to szczególnie dbać.
Jak te standardy będą wyglądać i co zagwarantuje ich przestrzeganie?
Po pierwsze, procedury załatwiania konkretnych problemów będą jednolite dla wszystkich sądów w całym kraju. Ułatwi to udzielanie spójnych informacji. Ważne są jednak także umiejętności interpersonalne, dlatego osoby, które będą się zajmowały interesantami, przejdą serię specjalnych szkoleń. Myślę, że już to wiele zmieni. Wciąż słyszę o negatywnych doświadczeniach z sądem, ale też coraz więcej o tych pozytywnych. Dobra się jednak nie pokazuje, bo to się nie sprzedaje. Uważam, że trzeba rozważnie dobierać słowa, mówiąc o negatywnych przykładach. Bo jeśli nie doda się, że chodzi o „niektóre jednostki” albo „część środowiska”, a padają oskarżenia wobec całej grupy społecznej, to w końcu rodzi się przekonanie, że wszyscy sędziowie tacy są, a przynajmniej przeważająca ich większość. A moje doświadczenia są inne. Większość sędziów po cichu, rzetelnie i z zaangażowaniem pracuje. I wykonuje tę pracę jak najlepiej, starając się dobrze traktować ludzi na sali rozpraw. Takich sędziów mam wokół siebie, od takich sędziów uczyłam się zawodu. Dla mnie i dla tych sędziów takie uogólniające stwierdzenia są bardzo krzywdzące.
Pytanie, na ile jest to właściwy dobór słów, a na ile celowy zabieg.
Wymagałabym jednak od osób, które mają szeroki wpływ na opinię publiczną – mam na myśli nie tylko polityków, lecz także dziennikarzy czy ekspertów – więcej precyzji, bo przykłady, które faktycznie są godne potępienia, rzutują na pozostałych. Dlatego właśnie inicjatywa Court Watch jest taka ważna. Nie chodzi nawet o to, że konkretny sędzia zostanie nagrodzony, choć jest to oczywiście źródło dużej satysfakcji. Ale to przede wszystkim jedna z niewielu okazji, by pokazać sąd i sędziów w dobrym świetle. A takich inicjatyw nie ma w przestrzeni publicznej wiele. Tymczasem działań zasługujących na pochwałę jest bardzo dużo, zwłaszcza lokalnie. Choć ważne jest, by działać nie tylko na rzecz swojej społeczności, ale też całego wizerunku sędziów. Bo dobry przykład oddziałuje na innych. To wyróżnienie jest nie tylko dla mnie, ale dla całego zespołu, który te wydarzenia ze mną tworzy – dla moich współpracowników, sekretariatu, sędziów, raciborskiej biblioteki, przedstawicieli innych zawodów prawniczych. Wiadomo, że ktoś musi być tą „pierwszą iskrą”, ale bez tych wszystkich osób nie byłoby to możliwe.
A jak pracownicy sądu podchodzą do pani działań?
Bardzo pozytywnie! Często poświęcają swoje prywatne popołudnie, by przyjść na wykład, bo akurat jest mowa o problemie, z którym często się spotykają. Dla mnie jest to nagroda sama w sobie – idealnie obrazująca, jak do tego podchodzą pracownicy, którzy przecież są bardzo przeciążeni pracą, nierzadko sfrustrowani. Sami też udostępniają i polecają wydarzenia w mediach społecznościowych. Czuje się, kiedy ktoś coś robi z przymusu czy polecenia, a kiedy się sam angażuje. Mam też pełne wsparcie w moim sekretariacie, a nie ma co ukrywać, że przygotowanie wszystkich tych inicjatyw wiąże się z dodatkową pracą. Ale potem wszyscy mają satysfakcję, że też przyczynili się do efektu. Kiedy w pewnym momencie byłam bardzo przeciążona obowiązkami, pani kierownik oddziału administracyjnego powiedziała mi, że na pewno nie mogę zrezygnować z tych dodatkowych, pozaorzeczniczych działań, bo są bardzo ważne. To była nagroda sama w sobie.
Skąd pomysł, by zaangażować się akurat w Światowy Dzień Autyzmu? Nie jest to przecież bezpośrednio związane z prawem.
Budynek sądu w Raciborzu jest zabytkowy i na stałe podświetlony. I jako taki, stanowi dobro wszystkich mieszkańców. Kiedy więc zgłosiło się do nas Stowarzyszenie Spektrum, działające na rzecz dzieci autystycznych oraz niepełnosprawnych i ich rodzin, to pomysł ten wydał mi się warty realizacji. Pozytywnie odniosło się do niego Biuro Promocji i Komunikacji Ministerstwa Sprawiedliwości, za co jestem bardzo wdzięczna. Jest to budynek, który wszyscy widzą i może być dobry do przekazania społecznego sygnału. Zamysłem było, aby ludzie, którzy nie znają akcji „Zaświeć się na niebiesko”, po zobaczeniu podświetlonego sądu zaczęli szukać przyczyny, a dzięki temu dowiedzieli się o tym społecznym problemie. Światło ma na niego uwrażliwiać. Z tej okazji podświetla się przecież takie instytucje jak opera w Sidney, Empire State Building w Nowym Jorku czy Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Ma to budzić społeczeństwo i zachęcać do dowiadywania się o temacie. Efekt z pewnością udało się osiągnąć, bo po tym dniu (a właściwie całym tygodniu wiedzy o autyzmie) inne instytucje były zawstydzone, że się w to nie włączyły. Mam nadzieję, że w przyszłym roku się to zmieni. Jest to kolejny sposób na pokazanie, że mamy empatię, dostrzegamy problemy, jakie są w społeczeństwie, że nie jesteśmy oderwani od rzeczywistości. Odbiór był bardzo pozytywny. Myślę, że będziemy kontynuować włączanie się w to dzieło, bo cały świat idzie w tę stronę.
Ważnym zadaniem dla sądów jest też obsługa osób z niepełnosprawnościami. Zwracając uwagę na problem autyzmu, sama się o nim więcej dowiaduję i wiem, jak postępować, gdy spotkam takie osoby na sali rozpraw. Jest to realizacja prawa do sądu i równości wobec prawa.