Tylko 10 dni dzieli dwa ważne dla internetu wyroki trybunału w Luksemburgu. W jednym uznał, że europejskie normy stosuje się wyłącznie na terenie UE, w drugim już, że mogą objąć one cały świat.
Wtorek, 24 września 2019 r. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydaje wyrok w sprawie dotyczącej prawa do bycia zapomnianym przez Google'a (sprawa C-507/17). Decyduje, że dotyczy ono wyłącznie europejskich wersji najpopularniejszej wyszukiwarki. Usunięte informacje na temat danej osoby wciąż można znaleźć choćby w amerykańskiej wersji serwisu. Wymaga to odrobinę zachodu i połączenia przez sieć VPN (Virtual Private Network), która pozwala zafałszować lokalizację użytkownika, ale jest stosunkowo proste do zrobienia.
Czwartek, 3 października 2019 r., TSUE wydaje wyrok w sprawie Facebooka (sprawa C-18/18). Dopuszcza on, by sądy zobowiązały portal społecznościowy do wyszukiwania treści uznanych za naruszające dobra osobiste i kasowania ich. Mówiąc wprost – sąd może nakazać dostawcy usług internetowych stosowane swego rodzaju cenzury prewencyjnej. Jednocześnie, zdaniem TSUE, nakaz ten może obejmować cały świat, a więc wszystkie wersje portalu, a nie tylko te, do których dostęp mają mieszkańcy UE.
– Nie jestem w stanie zrozumieć tego braku konsekwencji. W jednym tygodniu TSUE uznaje, że ochrona danych osobowych jest ograniczona wyłącznie do obszaru UE, w drugim, że dobra osobiste są już chronione globalnie, na całym świecie – komentuje Maciej Gawroński, partner zarządzający w kancelarii Gawroński & Partners.
– Absurdalność tej sytuacji polega zaś na tym, że to prawo do bycia zapomnianym powinno obowiązywać na całym świecie, a nakaz wyszukiwania i usuwania pewnych stwierdzeń nie powinien być wydawany nawet na terenie UE – dodaje.
Co ciekawe, opinie w obydwu sprawach, uwzględnione następnie przy orzekaniu, wydawał rzecznik generalny prof. Maciej Szpunar. U opinii dotyczącej Facebooka sam nawiązał do odmiennego zakresu terytorialnego obowiązywania prawa.
„Rozpatrywana w postępowaniu głównym sytuacja jest a priori odmienna od tej, która stanowiła punkt wyjścia mojej analizy dotyczącej zakresu terytorialnego prawa do usunięcia linków z wyników wyszukiwarki w sprawie Google (...). Jednakże w mojej opinii przedstawionej w tej sprawie nie wykluczyłem, że mogą zaistnieć sytuacje, w których interes Unii będzie wymagał stosowania przepisów tej dyrektywy poza terytorium Unii” – zaznaczył prof. Maciej Szpunar. Jego zdaniem stwierdzenie bezprawnego charakteru treści w przypadku naruszenia dóbr osobistych może wywoływać skutki poza UE.
– Sytuacja jest zupełnie niezrozumiała i niezgodna ze zdrowym rozsądkiem, ale jednak znajduje oparcie w przepisach. Z jednej strony dyrektywa 2000/31/WE o handlu elektronicznym akcentuje to, że szkody, które mogą powstać w związku z usługami społeczeństwa informacyjnego, charakteryzują się szybkością i szerokim zasięgiem geograficznym (motyw 52), a art. 18 tej dyrektywy nie przewiduje żadnych ograniczeń terytorialnych w stosunku do środków. Z drugiej strony zakres zastosowania RODO jest ściśle ograniczony w art. 3 i choć w wyrokach takich jak Google Spain TSUE już wcześniej ten zakres próbował rozszerzyć, to jednak zawsze poruszamy się w dość ściśle określonych ramach – komentuje dr Paweł Litwiński, adwokat w kancelarii Barta Litwiński.
– Efekt jest taki, że mamy prawo do ochrony danych osobowych gwarantowane przez Kartę Praw Podstawowych i prawo do wolności wypowiedzi, również gwarantowane przez kartę, którego granicą jest m.in. cześć i dobre imię (jak w tej sprawie) drugiej osoby. Ale obydwa te prawa są chronione inaczej pod względem geograficznym, przy czym, co ciekawsze, RODO jest tutaj późniejsze, a przewiduje ograniczenia geograficzne w poszanowaniu prawa do ochrony danych osobowych. W mojej ocenie, w efekcie powstaje stan pewnej fikcji, pokazujący tylko, jak regulacje potrafią się oderwać od faktycznej potrzeby ochrony praw jednostki – dodaje prawnik.